— Drogie panie, witam na lotnisku, przygoda wzywa. — uśmiechnęłam się na słowa Karla, bo wiedziałam, że czekała nas naprawdę spora przygoda. Nigdy w życiu nie byłam nawet poza stanem, a dzisiaj czekał mnie lot na drugi koniec świata.
— Nie zapominaj, że ja też tu jestem. — mruknął Jason, który krył się pod kapturem, a na nosie miał ciemne okulary. Wciąż nie pojmowałam jego sławy, bo dla mnie był jak zwyczajny chłopak z sąsiedztwa.
— Przecież wziąłem cię też pod uwagę. — rzucił do niego, a my tylko roześmiałyśmy się wraz z Sophie.
— No już, oboje jesteście przystojni. To czas Cornelii i skupcie się na wspieraniu jej. Idziemy na odprawę? — moja przyjaciółka, jak zawsze stanęła w mojej obronie. Przypomniał mi się ostatni dzień spędzony w liceum, kiedy ten śmieszek dostał ode mnie w twarz. Dzisiaj role się odwracały, chociaż nie polała krew. Patrzyłam z uśmiechem, jak panowie przepychali się między sobą, jednak tym razem wszystko było w żartach. Jechaliśmy do Los Angeles całą noc, a ja czułam się zmęczona, jakbym przynajmniej przebiegła maraton. Jednak dzięki temu mieliśmy bezpośredni lot i nie musieliśmy się nigdzie przesiadać. Panowie wzięli nasze bagaże i ruszyliśmy prosto na odprawę bagażową. O mało nie buchnęłam śmiechem, kiedy młoda blondynka z obsługi zerknęła w paszport Jasona, a jej oczy rozbłysły. Widziałam jak zerknął na mnie kątem oka i posłał mi cudowny uśmiech, który tak bardzo lubiłam. Wciąż miałam na szyi zielony kamyk na rzemyku, który mi podarował. Niby nie było to wiele, a znaczyło więcej niż diamenty i droga biżuteria. Chociaż musiałam przyznać, że Teddy też miał dobry gust, bo w niewielkim pudełku znajdowała się kolia warta tysiące. Sophie namówiła mnie kolejnego dnia, bym chociaż zerknęła i sama była w szoku. Odstąpiłam jej prezent, bo ja ubierałam się wieczorowo dwa razy do roku. Przeszliśmy przez kolejną odprawę i udaliśmy się na sklepy w strefie bezcłowej. Zerknęłam w stronę ojca i przyjaciółki, dogadzał jej jak mógł, starając się przychylić jej nieba i płacił za wszystkie zakupy.
— A ty? — usłyszałam przy swoim uchu pytanie, a następnie męskie dłonie oplotły mnie od tyłu, wtulając mocno w siebie.
— Co ja? — zapytałam go, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli.
— Wybierzesz coś sobie? Czy ja mam to zrobić za ciebie? — zagroził mi, a ja roześmiałam się ciepło.
— Wiesz... Mojego serca już nie kupisz, dawno je sprzedałam przystojnemu Hawajczykowi w pierwszym rzędzie. — mruknęłam.
— Lubisz ze mną pogrywać, co?
— Skarbie, od kilku dni to sens mojego istnienia... — oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Sięgnął po jedne z damskich perfum i powąchał je, po czym skrzywił się.
— Boże... Jak to jebie... — powiedział zniesmaczony. — Zdecydowanie twoje są ładniejsze, chociaż nie znam się zbytnio na damskich perfumach. — wzruszył lekko ramionami.
— Bo żadne damskie perfumy, nigdy nie dorównają męskim. Jeszcze nie znalazłam w życiu takiego zapachu z tych kobiecych, co by mnie powalił na kolana. Za to na punkcie waszych jestem tak powalona, że kiedyś zmolestowałam taksówkarza, by zdradził mi czym pachnie, bo miałam ochotę nie wysiadać z auta. — zmierzył mnie wzrokiem z poważną miną.
— Ale tak dosłownie zmolestowałaś? — spiorunowałam go wzrokiem, na co uniósł dłonie w geście poddania. — Żartuję tylko... To co to były za perfumy? Może sam zainwestuję, skoro tak ci się podobały... — musiałam przyznać, że to było urocze, że chciał mi się tak przypodobać.
— Rozczaruję cię, Karl je ma...
— Chuj, rozbiłaś bank, teraz to już ich za darmo nawet nie chcę. — ponownie roześmialiśmy się w głos. Wtuleni ruszyliśmy dalej, wkraczając do sklepu spożywczego.
CZYTASZ
TURN ME ON || Jason Momoa Fanfiction
FanfictionOd dziecka panicznie bałam się karuzeli. Kiedy na placu zabaw jakieś nieświadome tego dziecko, zaczynało kręcić tym ustrojstwem, wpadałam w panikę. Nienawidziłam, kiedy w żyłach zaczynała płynąć adrenalina, a żołądek i inne wnętrzności podchodziły m...