ROZDZIAŁ 10.

212 6 11
                                    


Uchyliłam powieki i przez chwilę miałam wrażenie, że spadam. Moje ciało wzdrygnęło się i usiadłam momentalnie pocierając ramiona. W pokoju było dość ciemno, jedynym źródłem światła była mała lampka, osłonięta apaszką. Potarłam oczy, oddychając ciężko i sięgnęłam po szklankę z wodą. Dużymi łykami opróżniłam ją do dna i odstawiłam z hukiem. Czułam przeraźliwy głód, zupełnie, jakbym nie jadła od kilku dni. Wszystko zdawało się takie dziwne, jakby obce. Miałam dziurę w pamięci nie pamiętałam, jak znalazłam się w domu. Czułam nadchodzący napad paniki. Przerwał go śmiech dochodzący z dołu. Dwa męskie głosy i jeden żeński - wszystkie tak dobrze mi znane. Podniosłam się powoli, wydając z siebie jęk bólu. Uchyliłam drzwi od pokoju i wyszłam na korytarz. Nie było tam już ochroniarzy, którzy ostatnio bacznie strzegli sypialni i biura Karla. Podeszłam powoli do schodów i wychyliłam się nieco przez barierkę. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Widok był rodem ze snów, a mi niewiele brakowało, by zacząć się szczypać po rękach. Karl siedział rozwalony na kanapie jak boss. Po jego prawej siedziała brunetka z ciemnymi oczami i idealnymi krągłościami. Sophie śmiała się szczerze, po czym wtulała się w niego, łapiąc oddech, a on wsuwał palce pomiędzy kosmyki jej włosów, przyciągając ją mocniej do siebie. Po jego lewej, na długość ramienia siedział przystojny Hawajczyk, który rzucał jakimś dowcipem, a potem wspólnie stukali się szkłem. Kryształowe szklanki były zapewne wypełnione drogim whisky. Mój beznadziejny wybryk stał się chyba początkiem tego, że kilka niemal obcych sobie ludzi, stawało się na moich oczach czymś więcej - rodziną. Usiadłam na pierwszym stopniu i przyglądałam się im, pocierając swoje ramiona.

— Zajrzę do Cornelii. — usłyszałam, kiedy się uspokoili. Jason podniósł się i ruszył w kierunku schodów. Kiedy mnie zobaczył, chciał się odezwać, ale przyłożyłam palec do swoich ust, dając mu znak, by był cicho. Skinął głową i wsunął ciepłe dłonie pod moje pachy, unosząc mnie z łatwością do góry. Wtuliłam się w niego, chociaż moje sumienie, krzyczało wręcz we mnie. Wniósł mnie do sypialni i zamknął za nami drzwi, sadzając mnie na łóżku. Złapał za kołdrę, którą naciągnął na moje ramiona, nie pozwalając mi zmarznąć.

— Pobiłaś rekord. — zwrócił się do mnie. — Spałaś prawie dwadzieścia godzin. — dodał, kiedy napotkał mój pytający wzrok.

— Przepraszam... — wydusiłam z siebie, czując ścisk w gardle.

— Nawet nie waż się płakać. — powiedział dość stanowczo. — Pamiętasz, co się stało? — zapytał mnie, ale nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Łykałam kolejne łzy, chroniąc się przed wybuchem. Pokręciłam przecząco głową, czując do siebie jeszcze większą odrazę. Pamiętałam początek, każdą chwilę i najdrobniejszy szczegół. Nie byłam jednak w stanie się przyznać. — To nic, nie rozmyślaj o tym. To już za tobą, a przed tobą teraz lepsze czasy. — uśmiechnął się do mnie, a jego dłoń spoczęła na moim policzku. Potarł go kciukiem, ściągając łzę. Był opanowany i spokojny, chociaż chciałam, żeby na mnie nawrzeszczał. Stwierdził, że jestem skończoną idiotką, zwyzywał mnie od najgorszych. Na to zasługiwałam, nie na tyle ciepła i spokoju. — Nie wiem, czy wiesz, ale na dole czeka dwójka, która zaglądała tu przez ostatnie dwie godziny prawie co dziesięć minut, żeby się upewnić, czy śpisz. — zaśmiał się pod nosem. — Powinnaś do nich wyjść. — to brzmiało jak prośba, a ja tym razem skinęłam twierdząco.

— Wszystko mnie boli i jestem głodna. — wydusiłam, kiedy wróciła mi mowa.

— Zejdziemy na dół, a ja pogadam z Karlem, czy mogę ci dać coś przeciwbólowego. Jednak najpierw zjesz coś dobrego. — nie wierzyłam w to, co widziałam i w to co słyszałam. Zachowywał się normalnie, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby nie miał do mnie żalu... Patrzył w moje rozbiegane oczy, które skutecznie goniło milion myśli na sekundę. Żeby chociaż rzucił jakieś soczyste przekleństwo. Złapał za moją dłoń. Ciepło jego skóry było bardziej kojącej, niż myślałam. — Nie myśl tyle, jest okej. — zupełnie jakby czytał mi w myślach. Mimowolnie roześmiałam się. Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy na dół. — Zobaczcie, kto wrócił do żywych... — powiedział Jason, spoglądając na parę, która się właśnie o coś przekomarzała. Momentalnie ucichli i zerwali się jak poparzeni.
— Cornelia! — Sophie rzuciła się na mnie, że aż się zachwiałam. — Mam ochotę cię zabić i wycałować jednocześnie. Nigdy więcej mi tego nie rób, bo się pogniewamy i to tak na amen. Skończ z uciekaniem. — wyszeptała, a ja poczułam pieczenie w oczach. Była tak dobra dla mnie.
— W końcu pogodziłaś się z Karlem? — zapytałam i spojrzałam na panów, którzy wspólnie poszli do kuchni, ustalając coś między sobą.
— Wszystko dzięki tobie. Spotkałam cię pod hotelem... — urwała spoglądając na mnie i uważnie lustrowała mnie spojrzeniem. — Nie pamiętasz? — zapytała, na co ja pokręciłam przecząco głową, dając jej znak, że w mojej pamięci znajdowała się luka.

TURN ME ON || Jason Momoa FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz