Rozdział XIV

6 1 0
                                    


Czekam już kilkanaście minut. To do niej nie podobne, żeby się spóźniać. Zaniepokojony idę ją szukać. Pytam się Grety, która pełni dzisiaj dyżur w holu, czy widziała gdzieś Filipę, na co ta patrzy na mnie jak na idiotę.

-Przecież czterdzieści minut temu wyszedłeś razem z nią do lasu.

W tym samym momencie oboje łączymy wątki i rozbiegamy się. Biegnę w kierunku lasu, czując jak serce łomocze w mojej piersi. Nie mogę uwierzyć, że porwali ją spod naszego nosa. Przed oczami widzę obraz bezwładnego ciała Fi i szloch wydziera się z mojej piersi. Nie może być martwa, błagam, tylko nie to. Słyszę wezwane przez Gretę posiłki biegnące tłumnie, daleko w tyle. Jednak po ponad godzinie biegu docieramy na skraj lasu, nie znajdując żadnego śladu po Filipie.

***

Budzę się skrępowana, czując wilgotną posadzkę pod policzkiem. Rozglądam się z przerażeniem. Jestem w pomieszczeniu będącym skrzyżowaniem holu, komnaty zamkowej i celi. Na podłodze kilka metrów dalej, wpasowana w cień, kuca zniekształcona sylwetka przypominająca jeszcze miejscami Ashiriego. Podskakuję początkowo nie zauważając wpatrzonych we mnie ślepi i jęczę od razu. Moje barki są wybite i związane ciasno z tyłu pleców, podobnie potraktowano moje nogi.

-Panie.

Słyszę ochrypnięty głos potwora, który przyprawia mnie o mdłości... choć, może to z bólu.

-Obudziła się.

Zauważam pozostałe oczy skryte w cieniu, które teraz po woli pełzną w moją stronę. Czuję obleśny dotyk ich rąk na moim ciele, gwałcący i parzący moją skórę. Krew spływa po moim podrapanym ciele, a ich języki zlizują każdą kroplę. Czuję, że płaczę.

Torturują mnie tak przez sześć dni, podczas których często mdleję z bólu i niedożywienia. Dzisiaj jest inaczej, w środku nocy wszyscy bezduszni mnie zostawiają i z powrotem skrywają się w cieniu. Jednak nie dostaję nawet minuty wytchnienia, kiedy pojawia się przede mną rozmyta postać o homoidalnej sylwetce. Z każdą chwilą staje się co raz bardziej wyraźny i ludzki. Jednak nawet kiedy stoi przede mną przemieniony do postaci przystojnego blondyna, z czarnymi jak smoła skrzydłami z drobinkami złota na lotkach, oraz oczami w tym samym kolorze, w których szkli się czerwona poświata, czuję do niego obrzydzenie. Mężczyzna podchodzi i jednym ruchem stawia mnie na kolana, wydzierając krzyk bólu z mojej piersi. Dźwięk ten wyraźnie daje mu satysfakcję, ponieważ ponownie mnie porusza. Patrzę z nienawiścią na demona przede mną. Potwór unosi moją twarz niespodziewanie delikatnie.

-Ładna i do tego wojownicza. Ciekawe czy w łóżku jesteś taka sama, ale o tym się przekonamy.

Powiedział oblizując się lubieżnie. Otwieram szerzej oczy z przerażenia.

-Nie! Nie możesz!

Chlipię, a sól z moich łez szczypie rany na mojej twarzy. Na co uśmiecha się i odzywa z wyższością.

-Mogę, jestem Panem Piekieł.

Następnie zwraca się do sług.

-Przygotujcie ją.

Jakieś ręce podnoszą mnie nad ziemię i ciągną w tył, wyciskając więcej łez z moich oczu. Następnie ląduję w wannie, gdzie obleśnie wyszczerzone postacie szorują i smarują olejkami moje popękane ciało. Wiję się próbując uciekać, kiedy jeden z nich pozwala sobie na więcej dotykając mojej kobiecości. Na szczęście inny rzuca nim o ścianę, mówiąc, że jestem własnością Pana. Czuję do niego wdzięczność.

***

Po prawie tygodniu trafiliśmy na trop. Boję się, że może być już za późno. Zaciskam szczękę na myśl o stracie Fi. Muszę się skupić, póki jest jeszcze nadzieja. Otaczamy zamek ze wszystkich stron, czekając na znak i atakujemy jednocześnie każde wejście. Wlatuję od góry i zabieram się za szukanie Fi, kiedy Bezduszni są zajęci obroną zamku. Znajduję ją w jednym z pokoi, leży w wannie wychudzona i cała poraniona. Jej ręce zwisają bezwładnie, kiedy z łzami w oczach próbuje bronić się przed dotykiem Bezdusznego, sięgającego miedzy jej nogi. Krew wrze w moich żyłach na ten widok. Zanim reaguję, ten zsuwa się po ścianie, rzucony przez innego Bezdusznego.

-Ona należy do Pana.

Syczy jeden z nich, po czym zauważają moją obecność. Czterech Bezdusznych rzuca się na mnie, podczas gdy piąty nadal leży ogłuszony uderzeniem. Rozpościeram skrzydła i przelatuję nad nimi, nie chcąc marnować czasu. Łapię nagie ciało Fi w ramiona i zarzucam ją sobie przez ramię. Dziewczyna jęczy z bólu na moim ramieniu, ale wtula się bliżej przerażona. Niespodziewanie czuję przeszywający ból w nodze i widzę bezdusznego, który wcześniej uderzył o ścianę, odgryzającego płat mięsa z mojej łydki.

-Smaczny aniołek.

Szczerzy zakrwawione zęby, szykując się do kolejnego ataku. Głowa demona bezwładnie opada, w połowie drogi, kiedy Ali – jeden z Duchów – wbiega przez drzwi i wbija rękę w jego ciało, wpuszczając w niego część swojej błogosławionej duszy. W następnej chwili Bezdusznych już nie ma.

Zerkam na dziewczynę w moich ramionach, która odjakiegoś czasu przestała się ruszać. Odgarniam jej włosy i patrzę narozluźnioną twarz. Zemdlała.

Nosicielka: Wstąpienie / Nosicielka: ZstapienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz