Śnieżne zaspy zaczęły topnieć jakieś trzy tygodnie temu. Teraz idąc przez błotnisty dziedziniec, przeklinam, że odwilż musiała przyjść w tym roku tak szybko.
Próbuję dojrzeć czających się między drzewami przeciwników, modląc się, by żaden nie dostrzegł śladów, które pozostawiam za sobą.
Krzywię się, kiedy pobliski krzak wydaje ciche mlaśnięcie. Czy oni serio są na tyle głupi, żeby pozwolić sobie na ugrzęźnięcie w błocie, kiedy ich przeciwnik jest tak blisko? Rzucam kunaiem w niewielkiego bukszpana i słyszę jęk wraz ze stłumionym przekleństwem, następnie wyskakuje zza niego trzymający za krwawiące ramie Marc-Antonio. Portugalczyk, widząc mnie przymierzającą się do kolejnego ataku, zwinnie chowa się za pobliskim drzewem, tylko po to, aby dwie sekundy później upaść nieprzytomnym.
Uśmiecham się chytrze, zadowolona, z działania środka usypiającego, którym natarłam swoją broń. Mrugam zdezorientowana, próbując przywrócić mojemu widzeniu ostrość. Po chwili przypominam sobie, co się wydarzyło i zbieram się z kolan.
Atak nadszedł z góry, skorzystali z mojego rozproszenia. Uśmiecham się — w końcu rozpoczęła się walka na właściwym poziomie. W ostatniej chwili uchylam się przed kopniakiem Sakury i wtedy rozlega się dźwięk trąb. Przez sekundę mierzymy się wzrokiem, zastygając w bezruchu, po czym Sakura pomaga mi wstać.
Rozglądamy się po głównej sali treningowej, na której zebrali się niepolegli uczestnicy egzaminu.
-Gratuluję wszystkim tu zebranym. To, że tu jesteście, oznacza, że wasze umiejętności walki i strategicznego myślenia są na poziomie pozwalającym wam poradzić sobie z samym diabłem... albo mieliście ogromnego farta.
Fala śmiechu rozchodzi się po sali.
-Nie przeciągając, gratuluję awansu!
Krzywię się, myśląc o czekającej mnie dodatkowej robocie, jednak z drugiej strony, będę w końcu mogła opuszczać teren Akademii bez stosowania taktyki tygodniowych próśb. Co prawda Ashiri jako mój anioł nadal będzie musiał mi towarzyszyć, jednak zawsze to coś. Odwzajemniam uśmiech stojącej obok Alicji czując, że obie właśnie myślimy o zakupach.
-To co? Reserved, H&M, czy szalejemy i od razu Chanel?
Wesoła brunetka jak na zawołanie potwierdza moje przypuszczenia ciągnąc za rękę w stronę pryszniców.
Odkąd półtora miesiąca temu obudził się mój Dar i wyrobiłam sobie opinię jednej z najsilniejszych lasek w Akademii, nie muszę już unikać starszaków podczas kąpieli. Teraz to ja jestem tą, której się unika, co o dziwo, wcale mi nie przeszkadza. Moi przyjaciele mnie znają i wiedzą, że nie ma się czego obawiać, jedynie Ela wykruszyła się z naszej grupy, twierdząc, że męczą ją spojrzenia innych tylko dlatego, że się ze mną zadaje. Nie powiem, zabolało. Chociaż, nie ma tego złego; poznałam, kto jest moim przyjacielem, a kto może się wypchać.
Najbardziej zaskakujące jest, że Sakura stała się dla mnie bliższa niż ktokolwiek mógłby pomyśleć. Nasze relacje poprawiły się dokładnie wtedy, kiedy obie zdecydowałyśmy się odpuścić sobie Ashiriego.
Wychodząc z kabiny, uśmiecham się na widok Alicji - pandy.
-Tusz ci się rozmazał.
Ostrzegam dziewczynę rozbawiona.
-Chryste Panie!
-Nie bluźnij.
Głos Sakury rozbrzmiewa zza zasłonki.
Alicja, ignorując uwagę dziewczyny, zawzięcie trze wacikami rozmazane oczy, przeklinając pod nosem wodoodporny tusz.
-Tak się kończy chcąc być pięknym, na polu walki.
Naga Sakura przechodzi obok nas, jakby to był najcodzienniejszy widok. Nawet Alicja odrywa wzrok od lustra.
-Wow, laska, ale ty masz ciało. Co nie znaczy, że musisz paradować przed nami nago.
-Oj spieprzaj, zostawiłam ubrania w szafce.
Podnosimy zdziwione spojrzenia na Sakurę, mocującą się z kłódką szafki.
Od kiedy ona używa wulgaryzmów?
-Sakura?
Zaczynam.
-Tak?
-Czy coś się stało?
-Nic takiego.
-Jesteś... pewna?
-Tak, tylko jeden palant stwierdził, że jestem zbyt grzeczna i nie potrafiłby ze mną być.
Dziewczyna zaciska szczękę, zasłaniając szybko twarz mokrymi włosami.
-Okej. A może miałabyś ochotę pójść z nami na zakupy?
Przez moment w jej oczach pojawia się wahanie, jednak z uśmiechem kiwa głową, przystając na moją propozycję.
***
Umalowane i wypachnione wsiadamy z Sakurą na tylne siedzenie Audi, sadzając Ashiriego jako szofera. W solidarności jajników z przodu usadowiła się Alicja, odcinając anioła od swoich byłych. Przez większość drogi paplamy z Sakurą o głupotach, widząc w lusterku spojrzenia chłopaka, przerażonego stopniem dogadywania się dziewczyn.
Przez resztę czasu spoglądam uśmiechnięta na mijane drzewa i znaki drogowe.
Dlaczego tak cieszę się wypadem na zakupy, nie lubiąc zakupów? Z jednego prostego powodu.
Po godzinie szlajania się po sklepach informuję resztę, że idę do kosmetyczki, w rzeczywistości skręcając parę metrów wcześniej do toalety dla inwalidów. Pół godziny spokoju od analitycznego wzroku anioła. Zadowolona zakładam pierścień od Lucyfera i uśmiecham się, widząc jego zaskoczoną twarz.
-Fi.
Szeroki uśmiech wdziera się na twarz diabła.
-W końcu znalazłaś czas dla starego Lucka? Co tym razem? Ginekolog? Spa?
-Kosmetyczka.
-Och, więc będę musiał się poświecić i wydepilować twoją psioszkę, żeby się nie wydało.
Mężczyzna zaciera ręce.
-Nawet, kurwa, nie marz.
Cedzę, czując gorąc na policzkach po wyobrażeniu sobie jego dłoni między moimi nogami. Kręcę głową, dlaczego mnie to podnieciło? Przecież to było obleśne.
Wzdycham, nie rozumiejąc samej siebie, a co dopiero stojącego przede mną diabła.
-Opowiadaj jak tam życie w Akademii?
Lucyfer przerywa ciszę podając mi szklaneczkę whisky z colą i lodem.
-Super, pogodziłam się z Sakurą, zdałam egzamin na wyższy poziom i postanowiłam sobie odpuścić Asha. Życie w końcu zaczęło się układać.
Zignorowałam błysk w jego oku na część o Ashu, wpatrując się jak zahipnotyzowana w kosteczki lodu obijające się o szklankę.
-Jak tyś wytrzasną w Piekle lód?
-Wiesz, magia, alchemia, krew dziewic i lodówka na baterie.
Patrzę na mężczyznę zażenowana jego poczuciem humoru.
-Wystarczyłoby lodówka na baterie. Serio.
Lucek zanurza dłoń w swoich gęstych włosach wzruszając ramionami.
-A jak tam w Piekle?
-A dobrze, dobrze, dziękuję. Sto sześćdziesiąt tysięcy nowych potępionych, dwadzieścia cyrografów, osiem milionów podkuszeń, a to w tylko miesiąc.
Prycham.
-Pytałam raczej o ciebie, nie twoje królestwo.
-A no to wiesz, nudno trochę tu bez ciebie.
Uśmiecha się krzywo.
-Chciałbym, żebyś tu została.
Uśmiecham się delikatnie.
-Wiesz, może nie mogę zostać tutaj z tobą, ale dwa dni temu odkryłam u siebie przydatną umiejętność.
Diabeł unosi brew zainteresowany.
-Słucham uważnie.
-W nocy zobaczysz, tylko połóż się spać.
-Wślizgniesz się mi do łóżka?
Unoszę zadziornie kąciki ust.
-Powiedzmy.
***
Kiedy zapada cisza nocna, od dawna już leżę w łóżku podekscytowana, ściskając kołdrę w piąstkach. Pierwszy raz wypróbuję nową moc tak naprawdę. Jeśli jest taka, jak mi się wydało na początku, to daje mi tyle nowych możliwości!
Podświadomie wiem też, że część mojej ekscytacji jest związana ze spotkaniem Lucyfera. Pomimo nie najlepszego startu, stał się dla mnie kimś wyjątkowym. Uwielbiam, kiedy niespodziewanie wciąga mnie na swoje kolana, kiedy posyła mi te szczerze wesołe, a zarazem tak seksowne uśmiechy, i choć jego flirt momentami mnie irytuje, to czuję się miło wiedząc, że ktoś widzi we mnie nie tylko Nosicielkę, ale też piękną kobietę. Z tymi myślami wpółświadomie pogrążam się w głębokim śnie.
Kiedy czuję, że moja dusza odrywa się od ciała, staram się jeszcze intensywniej myśleć o Lucku. Wyobrażam sobie jego czarne oczy z drobinami złota przy źrenicy. Puszyste, ogromne skrzydła, które tak lubię ukradkiem dotykać. Jego lekko zachrypnięty głos... słyszę go, jakby był tuż obok mnie.
-Fi.
-Tak Lucyferze?
-Jakim cudem mam tak piękny sen?
Otwieram oczy. Udało się! Krzyczę, tańcząc skoczny taniec radości przed oczami Lucyfera, parzącego na mnie jakbym oszalała. W końcu się uspokajam i na spokojnie wyjaśniam mu co tu się właściwie dzieje.
-To jest mój nowo odkryty Dar. Mogę odbywać podróże astralne i łączyć się w śnie z osobą, o której intensywnie myślę. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo wcześniej zrobiłam tak tylko raz i to przypadkiem. Dlatego więc możemy rozmawiać przez całą noc, rano będąc wyspanymi, oraz nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Podoba się?
Suszę do niego zęby w uśmiechu, patrząc z dumą w jego oczy.-Więc -zaczyna diabeł, podchodząc o krok - Intensywnie o mnie myślałaś?
Prycham, zaskoczona jego pytaniem. Jednak mój brakodpowiedzi, zostaje najwyraźniej zinterpretowany jako potwierdzenie jegoteorii, która swoją droga mówiąc, jest słuszna.
Usadawiamy się na podwójnej huśtawce. Mężczyzna rozgląda się zaciekawiony, bypo chwili przerwać ciszę prostym pytaniem.
-Dlaczego park?
-Chodziłam tu z tatą, kiedy jeszcze żył. Uwielbiam to miejsce, przypomina mi,że są osoby i sprawy, dla których warto męczyć się i żyć dalej.
Uśmiecham się, rozkoszując świeżym powietrzem. Oczyma wyobraźni widzę małąwersję siebie bawiącą się z tatą w piaskownicy nieopodal. Kręcę głową,pozbywając się wspomnień.
-Chodź.
Lucek pociąga mnie za rękę w cień jabłoni, gdzie materializuje się duży koc ikoszyk z owocami.
-Jak to się...? Ja tego nie zrobiłam.
-Pamiętaj maleńka, to nasz wspólny sen.
Mężczyzna rozkłada się wygodnie.
Rozmawiamy o drobnostkach, obserwując niebo przez przerwy między gałęziamidrzew i krzywiąc się, kiedy wiatr przesuwa liście drażniąc nasze oczy ciepłymipromieniami słońca. W tej chwili czuję się wolna i taka spokojna. Nie jestemFilipą — Nosicielką, a małą Fi — nastolatką, która beztrosko leży obokprzyjaciela - diabła i śmieje się do łez, widząc jak towarzysz przysparza sobierogi w postaci dwóch marchewek przystawionych do skroni.
Po chwili gonimy się; ja uciekając przed próbującym mnie bodnąć Luckiem, a onzdeterminowany, żeby mnie złapać. Kiedy mnie dogania, psuję zabawę nadgryzającmu jedną z marchewek.
Wracam na kocyk lekko zdyszana i z westchnieniem padam na wznak.
-Cieszę się, że tu jesteśmy.
-Tak, ja też.
-Zastanawiam się, czy dane nam będzie kiedyś spotkać się osobiście.
-Postaram się Fi. Nie będzie to łatwe, ale postaram się.
Wzdycham.
-Przynajmniej tutaj możemy się widywać. Podasz mi maliny?
Z zamkniętymi oczami czekam, aż na mojej dłoni wyląduje kilka soczystych jagód,zamiast tego czuję, jak mokry owoc obrysowuje moje usta. Otwieram oczyrozbawiona.
-Postanowiłeś zrobić mi makijaż? Aż tak źle wyglądam w środku nocy?
-Nie Fi, w tym problem, że wyglądasz pięknie. Zawsze jesteś taka piękna,uśmiechnięta z iskierkami w tych dużych, okrągłych oczach.
Patrzę na niego czując dziwny ucisk w żołądku pogłębiający się z każdym jegosłowem. Kiedy pochyla się nad moją twarzą, zatrzymuje się na chwilę, dającszansę na odrzucenie, jednak choć wiem, że powinnam, nie ruszam się. Jego ustasą miękkie, wilgotne i gorące, a przy tym tak rozkosznie delikatne. Ucisk,który jeszcze chwilę temu odczuwałam zelżał i częściowo przeobraził się w stadotrzepoczących stworzeń, które rozpraszają się w kierunku mojego serca,przemieniając jego równomierne bicie w galopujące stado koni.
Kiedy odsuwa się na odległość kilkunastu centymetrów, czuję pustkę w miejscu,gdzie przed chwilą znajdowały się jego usta. Pragnienie wypełnienia jej jest natyle wielkie, że teraz to ja przyciągam do siebie jego twarz, całującnamiętnie. Pod palcami wyczuwam gładką skórę jego policzków i napięcie mięśnitwarzy, kiedy uśmiecha się w moje usta.

CZYTASZ
Nosicielka: Wstąpienie / Nosicielka: Zstapienie
FantasyFi jest Polską nastolatką, która pewnego dnia budzi się w domu Nosicielki i otrzymuje Dar pochodzący od Boga, by kierować ludzi na szczyt góry Mensae - raju niedostępnego dla wielu dusz. Setki magów, Duchów i Nefilim jest gotowych zginąć, by ona mog...