Rozdział 16

757 44 5
                                    

Nora 

Deszcz bębni o parapet, krople wody spływają po oknach tocząc powolny wyścig. Trzymam w dłoniach kubek, który parzy skórę, jednak w tej chwili mało mnie to obchodzi. Gorąca ciecz obija się o ścianki kubka, kiedy odstawiam go na stolik i wstaję z wygodnego miejsca na kanapie. Walenie do drzwi nie ustaje nawet, kiedy krzyczę, że zaraz otworzę. Zdążyłam tylko przekręcić zamek, a chłopak już stał przede mną łapiąc za ramiona. Krople wody spływały od linii jego włosów, aż do szyi po czym znikały pod koszulką.
- Nie możesz mi tego robić! - krzyknął, a żyły na jego szyi pogrubiały - Umarłem wczoraj z pięćdziesiąt razy nie wiedząc co się z tobą dzieje!
- Dylan...
- Nie! - puścił moje ramiona - Mogłaś zadzwonić, zrobić cokolwiek żeby dać mi znak życia, Nora! Byłem w swoim mieszkaniu, wiesz co tam znalazłem? Zaschniętą krew! Myślałem, że ten psychopata zabił cię i wywlókł z mieszkania! - przejechał dłońmi po mokrych włosach - Myślałem, że ty... że ty...
Nie dałam mu dokończyć, objęłam go z wszystkich sił szepcząc, że nic mi nie jest, że wszystko ze mną w porządku. Owinął ramiona wokół mojej sylwetki przyciskając mnie do siebie mocniej, ręce trochę mu się trzęsły, kiedy przesuwał nimi po moich plecach.
- Przepraszam, nigdy nie chciałam cię przestraszyć, to był zagmatwany dzień i ja po prostu... po prostu wypadło mi to z głowy. - zaciągnęłam się jego zapachem zmieszanym z deszczem.
- Myślałem, że zwariuje. - szepnął kładąc podbródek na czubku mojej głowy - Nigdy, nigdy więcej tego nie rób.
- Nigdy, przysięgam.


*

Ten dzień spędziłam z Dylanem, pogoda na dworze nie zapraszała, aby wyjść. Cały dzień spędziliśmy pijąc gorące kakao i oglądając filmy w telewizji. Opowiedziałam mu co się wydarzyło, jednak oszczędziłam mu niektórych momentów, widziałam kiedy zaciskał szczękę i jak napinały się jego mięśnie, nienawidziłam oglądać go w takim stanie, a najgorsze jest to, że to moja wina, to przeze mnie został wciągnięty w to całe błoto i to po nos.
Koło północy pożegnałam się z brunetem i po wzięciu prysznica położyłam do łóżka. Sen nie przychodził, ciągłe myśli taranowały mi głowę, że niemal czułam fizyczny ból. Nigdy nikogo nie chciałam w to wciągać, chciałam chronić ludzi, których kocham, ale wszystkich w pobliżu mnie spotyka coś złego, jestem jak tykająca bomba, która tylko czeka żeby wybuchnąć i pochłonąć wszystko w pobliżu. Jedyna namiastka życia jaka mi została to studia, które chcę ukończyć, końcowe egzaminy zbliżają się wielkimi krokami, a ja postanowiłam, że zdam je najlepiej jak tylko mogę i kiedy ten horror się skończy znajdę dobrze płatną pracę, aby zapewnić babci jak najlepszy byt i zabrać z domu spokojnej starości. Ostatnio mam coraz mniej czasu żeby ją odwiedzać, ale też nie chcę żeby ten psychopata wziął ją na celownik.
Szarpnęłam kołdrę i skopałam ją pod nogi, zimne powietrze owiało moją odkrytą skórę i sprawiło, że pojawiła się na niej gęsia skórka. W mieszkaniu było zimno, zimniej niż zazwyczaj jest w nocy. Usiadłam prosto nasłuchując czegokolwiek podejrzanego, cisza. Postawiłam nogi na panelach i wstając owinęłam się ramionami pocierając o nie, aby je rozgrzać. Przeciąg w domu sprawił, że wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły dreszcze. Sięgnęłam po bluzę przerzuconą przez zagłówek łóżka i włożyłam ją przez głowę. Nadal mam na sobie krótkie spodenki i bose stopy, ale jest mi trochę cieplej dzięki niej. Coś przerwało cisze, jak gdyby ktoś rzucał kamykiem w okno. Chwila ciszy, a później znowu ten dźwięk. Wyciągnęłam spod materaca broń i odbezpieczyłam ją. Trzymając przed sobą poruszałam się po mieszkaniu zapalając po drodze światła. Pusto, a dźwięk nie ustawał. Zgasiłam światło w sypialni i poruszając się pod ścianą podeszłam do okna, delikatnie odchyliłam firankę i o mało nie krzyknęłam, zacisnęłam szczękę i czytałam po kolei każde słowo napisane na szybie okna.

TWOJA KOLEJ NADCHODZI NORO GREY, NASTĘPNYM RAZEM NIE BĘDZIE TO KREW PTAKA, A TWOJA

Na parapecie leży ptak z rozpostartymi skrzydłami, tyle tylko, że te skrzydła nie są przytwierdzone do ciała zwierzęcia, nic nie jest przytwierdzone tam gdzie powinno, cały ptak jest poćwiartowany. Krew ścieka z parapetu i skapuje na schody pożarowe, obok niego leży kartka całkowicie przemoknięta szkarłatną cieczą

Hold me close, don't let goWhere stories live. Discover now