Rozdział 28

254 20 4
                                    

Nora 

Tak jak się spodziewałam Jamie siedział na dole oglądając mecz w telewizji. Nie miałam zamiaru wychodzić bez wcześniejszego poinformowania go o tym, z mojej strony byłaby to kompletna głupota po ostatnich wydarzeniach.

- Muszę odetchnąć świeżym powietrzem, zaczynam się tutaj dusić. - oparłam ręce na oparciu kanapy patrząc jak pałkarz odbija piłkę poza pole boiska zaliczając tym samym wszystkie bazy.

- Jak zwykle wiesz dokładnie czego w tej chwili potrzebuje. - obrócił głowę w moją stronę jak zwykle uśmiechając się w sposób, który zawsze mnie irytował, jednak dzisiaj było inaczej - zamiast tego poczułam do niego sympatię, bo to co robił było czymś normalnym, nie próbował mi współczuć, lub pytać czy ze mną wszystko w porządku, po prostu zachowywał się jak zwykle - arogancko.

- W takim razie co robisz jeszcze na kanapie? - obróciłam się na pięcie i maszerując w stronę drzwi wyjściowych szukałam moich butów.

Powietrze na zewnątrz było chłodne i orzeźwiające, kiedy spałam musiał spaść deszcz, wciągnęłam je głęboko nosem po czym wypuściłam ustami. Dokładnie tego było mi trzeba.

Zaczęliśmy oboje iść wzdłuż opustoszałej ulicy, ludzie widocznie nadal boją się wyjść z domów z obawą, że znowu spadnie deszcz. Zazdroszczę im tego komfortu martwienia się tylko o to czy będzie padać lub inne mało znaczące rzeczy. Naprawdę chciałabym żeby moim największym zmartwieniem było to czy zdążę na czas na autobus lub czy wziąć ze sobą parasol.

- Nie chcę nic mówić, bo wygląda na to, że trwasz w głębokim rozmyślaniu o wszechświecie, ale... - spojrzałam na niego z ukosa piorunując go wzrokiem - aleee... ludzie bez powodu chyba dzisiaj z domu nie wychodzą, co ty masz na sobie? Jakaś staruszka chciałam pewnie teraz wyprowadzić swojego pudla, ale patrząc na jakąś wariatkę idącą u boku nawiasem mówiąc nieziemsko przystojnego, wysportowanego, nieludzko pięknego... AŁ! - o tak, mój łokieć idealnie wylądował między jego żebrami.

-...wracając do tematu po tak nieuprzejmym przerwaniu mi...

- Przysięgam jeśli się zaraz nie przymkniesz to będziesz hospitalizowany w tym momencie.

- Ah, tęskniłaś, prawda? - ułożył dłonie w literę V pod swoją brodą i przesadnie zamrugał uśmiechając się przy tym.

Przewróciłam oczami, dla tego człowieka nie ma już ratunku.

                                                                              *

Kiedy wróciliśmy do domu postanowiliśmy zamówić chińszczyznę i zobaczyć czy coś ciekawego leci w telewizji, zrobiło się już ciemno, a Justin nadal nie wracał. Zapytałam o to Jamiego, ale udzielił mi jakiejś ogólnej informacji i wrócił do oglądania. Telefon również milczał.

Kiedy wrócił późnym wieczorem nie powiedział wiele, zbył mnie tym, że jest zmęczony i musi się położyć. Dzisiaj postanowiłam mu odpuścić, bo naprawdę wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, jednak jutro nie mam najmniejszego zamiaru puszczać mu jego tajemnic płazem. To o mnie tutaj chodzi, to ja jestem źródłem problemów, więc dlaczego nic mi nie mówi? Nie wiem co robi kiedy znika na całe dnie, a ja nie mogę się do niego dodzwonić, po czym jestem odsyłana bez żadnych wyjaśnień. Mam prawo wiedzieć jak się sprawy mają, nie mam dziesięciu lat.

- Justin myślisz, że jak długo możesz ją jeszcze zwodzić nic jej nie mówiąc? - otworzyłam jedno oko słysząc cichą rozmowę, spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej 3.27.

- Tak długo jak dam radę, ona ma już dużo zmartwień na głowie, nie potrzeba jej więcej.

- Pyta, myślisz że jest głupia? Widzi, że coś się dzieje. - głos wydawał się być sfrustrowany.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem! - Justin syknął podnosząc głos.

- Musisz jej powiedzieć, o tym co się dzieje teraz, a także o tamtym. Trzymając to wszystko w tajemnicy tylko pogarszasz sprawę i stwarzasz sobie większy ciężar na ramionach.

- Ta.. - to było ostatnie co usłyszałam po czym na schodach rozległy się kroki, szybko zamknęłam oczy, chociaż jestem odwrócona plecami do drzwi.

O co chodziło?

                                                                           *

Następnego dnia rano po zjedzeniu wspólnego śniadania postanowiłam postawić sprawę jasno.

- Musisz mi w końcu coś powiedzieć, cokolwiek Justin! To trwa już za długo, mam prawo wiedzieć, bo ta sprawa dotyczy mnie. - założyłam ręce na klatkę piersiową decydując się tym razem mu nie ustępować.

Brunet podrapał się w tył głowy domyślając się chyba, że nie odpuszczę, nie tym razem, nie po tym co zaszło.

- Dobrze. - oblizał spierzchnięte usta splatając ręce za głową - Sprawy nie mają się dobrze, ale tego pewnie już sama zdążyłaś się domyślić. - zaczął powoli na co kiwnęłam, aby kontynuował. - Mężczyznę, który cię szantażuje nie sposób namierzyć, nie pojawia się na nagraniach z kamer, musi doskonale wiedzieć jak ich unikać. Każdy sygnał jaki zdołam namierzyć znika tak szybko jak się pojawia, nawet jeden z najbardziej utalentowanych hakerów nie jest w stanie go namierzyć. Więc złapałem się brzytwy... - urwał.

Widziałam po nim, że nie chce mi tego mówić.

- Pamiętasz historię o moim ojcu, prawda? - czułam jak uchodzi ze mnie całe powietrze, oczywiście że pamiętam. - Mówiłem ci o tym, że był wojskowym, cóż po tym jak się stoczył... tą historię znasz, udało mu się odzyskać pozycję, stąd to wszystko. - wskazał rękoma dookoła siebie - Więc raz, ten jeden cholerny raz poprosiłem go o pomoc.

- Poprosiłeś o pomoc ojca? - wstałam natychmiast otwierając szeroko oczy.

- Nie miałem wyboru, to nasza ostatnia szansa. - widziałam po nim, że ciężko było mu poprosić ojca o pomoc, do tej pory był zmuszony żyć na jego łasce w złotej klatce którą stworzył specjalnie dla niego, aby ten stale był pod jego kontrolą, jakby nie wystarczyło to co zrobił mu w dzieciństwie. Wiele razy próbował się odciąć od niego i jego brudnych pieniędzy, ale ten zawsze go znajdywał i groził Adamem tak jak robił to zawsze od jego najmłodszych lat, Justin nie chcąc żeby brata spotkał ten sam ból przyjmował baty na siebie. Więc wracał, musiał. Przed znajomymi grał, był aktorem odgrywającym rolę opryskliwego bogacza w swoim własnym życiu.

- Udało mu się coś znaleźć? - przełknęłam kulę formującą się w moim gardle.

- Od czasu kiedy się z nim widziałem nie dostałem od niego żadnej wiadomości. - sfrustrowany uderzył rękoma w oparcie kanapy.

W tym momencie mój telefon podświetlił się ukazując nieprzeczytaną wiadomość.

Czułam jak wzdłuż kręgosłupa przechodzi mnie dreszcz.

                                                 TO KONIEC TWOJEGO URLOPU

Hold me close, don't let goWhere stories live. Discover now