Nora
Z szerokimi uśmiechami razem z Chloe i Dylanem maszerowaliśmy w stronę stoiska z jedzeniem i napojami kryjącego się pod wielkim namiotem. Togi powiewały nam na letni wietrze, a do nosa dochodził zapach przystawek przygotowanych przez rodziców. Z biretami w rękach stanęliśmy w kolejce do napoi, dzień był upalny, nawet moja zwiewna koronkowa biała sukienka nie zapewniała mi odpowiedniego chłodu. Od tamtego wieczoru nie rozmawiałam z Justinem, dostałam od niego SMS'a, który w treści zawierał informacje, że musiał pilnie wyjechać i że wróci na rozdanie dyplomów. Nie pojawił się. Z zamyślenia wyrwała mnie ciepła dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się natrafiając na brązowe tęczówki kobiety, która w młodości, a także teraz zachowuje się w stosunku do mnie jak matka. Pani Brown, chociaż nalega, żebym mówiła do niej Linda patrzy na mnie zaszklonymi od niewylanych łez oczami.
- Oh, Nora. - przyciąga mnie do siebie, jest o głowę niższa ode mnie więc muszę się nachylić.
Pani Brown to pulchna, niska kobieta o brązowych włosach zawsze spiętych w staranny węzeł. Kiedy byłam mała zawsze robiła pyszne brownie, które razem z Dylanem wykradaliśmy z kuchni jeszcze gorące.
- Tak mi przykro, że nie mogłam pojawić się na pogrzebie twojej babci. Bardzo cie przepraszam dziecinko, ale Bruce się rozchorował i nie mogłam zostawić go samego. - odsunęła się patrząc na mnie ze skruchą.
- Rozumiem Pani Br.. Lindo. - uśmiechnęłam się delikatnie, jednak poczułam ukłucie żalu, bo babcia nie może cieszyć się teraz razem ze mną. Moja rodzina powinna dzisiaj tutaj być, mama powinna siedzieć zalana łzami, tato powinien robić mi co krok zdjęcia, czym pewnie byłabym zirytowana. Avery pewnie siedziałaby w telefonie pisząc z nowo poznanym chłopakiem i opowiadać mi o nim. A babcia, cóż babcia robiłaby to co robią babcie, rozgadałaby się o tym jak to szybko leci czas. Ale nie ma ich tutaj, nikt nie siedział na krzesłach przeznaczonych dla rodziny, kiedy odbierałam dyplom, nikt nie klaskał, kiedy podniosłam dowód ukończenia studiów i czekałam aż fotograf zrobi mi zdjęcie. Nikt. Rodzina moich przyjaciół zjechała się ze wszystkich stron świata, aby uczcić ich sukces. Tymczasem jedynymi znajomymi mi twarzami tutaj z osób przybyłych są rodzice Dylana i Chloe.
- Dylan, Chloe chodźcie no tu! Zrobię wam zdjęcie! - kobieta krzyknęła zwracając na siebie uwagę syna i mojej przyjaciółki.
Brunet jęknął, ale szturchnął Chloe i po paru sekundach byli już obok nas. Ustawiliśmy się podnosząc zwinięte dyplomy i szeroko uśmiechając się do aparatu. Staliśmy tam dobre pięć minuty szczerząc się, a mam Dylana zaczęła mówić coś do siebie po hiszpańsku i trząść aparatem.
- Dlaczego nie robi zdjęcia? - zmarszczyła brwi.
- Mamo. - westchnął Dylan.
- Tak?
- Zdejmij osłonę z obiektywu.
- Ohh..
Wszyscy troje wybuchliśmy śmiechem, a Pani Brown w końcu zrobiła nam to zdjęcie.
*
- Do zobaczenia wkrótce. - powiedziałam przytulając do siebie przyjaciółkę.
Okazało się, że jej rodzina zabukowała lot na Florydę jeszcze tego samego dnia zamiast jutro. Chloe postanowiła, że spędzi w rodzinnym domu parę tygodni i zastanowi się nad tym co dalej.
- To, że ja nie idę na imprezę nie znaczy, że ty również masz na nią nie iść. Dylan wyjeżdża dopiero jutro wieczorem, prawda? - odsunęła się ode mnie poprawiając torby na swoim ramieniu.
- Tak, ale..
- Żadnych ale, masz iść i dobrze się bawić. Taka sukienka nie może się zmarnować. - puściła mi oko szeroko się uśmiechając - Justin się odezwał?
- Nie. - pokręciłam głową spuszczając wzrok na sandałki, które mam na stopach.
- Próbowałaś do niego zadzwonić?
Spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Oczywiście, że tak. Ma wyłączony telefon. - wzruszyłam ramionami.
Po wypowiedzeniu tych słów na lotnisku rozbrzmiał głos proszący pasażerów lotu Chloe, aby stawili się na odprawie.
- Jeśli się odezwie nie zawahaj się mu przyłożyć. Tak się nie robi. - jeszcze raz przyciągnęła mnie do uścisku zapewniając, że będzie dzwonić w każdej wolnej chwili. - Jeśli będziesz miała dość Seattle przyleć do mnie, odpoczniesz. - zawołała po chwili znikając mi z oczu.
Kiedy patrzyłam jak odchodzi kawałek kamienia, który od czasu, kiedy anonim zaczął do mnie pisać spadł mi z serca, bo teraz mam pewność, że nic złego jej się nie stanie.
*
Niepokój cząstka po cząstce obejmował moje ciało, a co jeśli stało się coś złego? Co jeśli Justin został napadnięty i leży gdzieś nieprzytomny? Co jeśli anonim go dopadł? Ta chora gra nigdy się nie skończy.
- Nora? Nora! - Dylan macha mi ręką przed twarzą - Słuchasz mnie w ogóle?
- Przepraszam, co mówiłeś? - nalałam sobie szklankę wody i oparłam o blat wyspy.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać jutro z nami? To nie będzie żaden problem, mamy pełno pokoi. Sam chętnie bym został, ale rodzice uparli się, że chcą spędzić ze mną trochę czasu. - patrzył na mnie uważnie pocierając o siebie dłonie.
- Jestem pewna, ale podziękuj rodzicom za propozycje. Tutaj jest mi dobrze. - uśmiecham się delikatnie i biorę łyka chłodnej wody.
- Ale wiesz, że zawsze możesz...
- Tak wiem Dylan. - odkładam naczynie na blat i podchodzę do przyjaciela wtulając się w jego klatkę piersiową - Dziękuję.
Szybko oplata mnie ramionami przysuwając bliżej i kładąc brodę na czubku mojej głowy jak robi to zawsze.
- No więc - odsuwam się żeby móc na niego spojrzeć - o której jest ta impreza?
- Zaczyna się o dwudziestej. - obchodzi blat i usadawia się na kanapie.
Zerkam na wyświetlacz telefonu utwierdzając się w tym jak niewiele czasu na przygotowanie się mi pozostało, więc proponuje Dylanowi, żeby obejrzał sobie coś w telewizji czekając na mnie. Na szczęście Chloe przed ceremonią zrobiła mi makijaż dzięki czemu teraz nie muszę sama się z tym męczyć. Zamykam drzwi do sypialni próbując jeszcze raz dodzwonić się do Justina, dzwoniłam nawet do Adama, ale powiedział, że nic nie wie. Oczywiście wiem, że kłamie. W akcie desperacji nawet pojechałam dzisiaj do domu bruneta po rozdaniu dyplomów, nikt nie otworzył drzwi. Z westchnieniem rzucam urządzenie na łóżko, po czym wyjmuję sukienkę i kładę na materacu. Przechodzę do łazienki i szybko zdejmuję z siebie ubrania zaplatając włosy w kok na na czubku głowy, aby nie zmoczyła ich woda. Kiedy wychodzę spod prysznica owijam się w ręcznik i z powrotem maszeruję do sypialni. Po ubraniu się w sukienkę siadam na łóżku aby nałożyć absurdalnie wysokie szpilki. W pełni ubrana staję przed lustrem, aby zobaczyć efekt. Gdyby nie Chloe nigdy nie kupiłabym tej sukienki, czarny materiał przywiera do mojego ciała jak druga skóra uwydatniając wszystkie moje krągłości, kwadratowy dekolt sięga mi do żeber wystawiając piersi na widok. Sukienka sięga ledwo do połowy moich ud, więc ciągle obciągam ją, co nie wpływa dobrze na górną partię, ponieważ dekolt się uwydatnia. Włosy pokręciłam puszczając je swobodnie. Gdy byłam gotowa poszłam tam gdzie zostawiłam Dylana. Po drodze zgarnęłam telefon, 19.45. Justin nadal się nie odezwał.
- Możemy jechać.
Dylan odwraca wzrok od telewizora i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Wow.
Machnęłam ręką zbywając go i ruszyłam do wyjścia. Zgarnęłam kopertówkę wkładając do niej telefon i parę innych drobiazgów.
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu, muzykę było słychać już na początku ulicy na której odbywa się impreza. Ludzie wlewali i wylewali się z dwupiętrowego budynku w skąpych strojach oraz kubkach w rękach. Niektórych już ponosiło i zaczęli obściskiwać się pod ścianami domu. A impreza dopiero się zaczęła. Zostawiłam torebkę w samochodzie Dylana po czym oboje ruszyliśmy w stronę wejścia. Ledwo zdążyliśmy przecisnąć się przez tłum, a już mieliśmy kubki w dłoniach. Nie myśląc długo wychyliłam całą zawartość nawet się przy tym nie krzywiąc, piłam już gorsze rzeczy. Weszliśmy do większego pomieszczenia gdzie ludzie tańczyli ocierając się o siebie. Na kanapach w kącie siedzi grupa chłopców z dziewczynami na kolanach i piwach w rękach. Idę dalej za Dylanem aż trafiamy do kuchni gdzie grupa mięśniaków ze skąpo ubranymi dziewczynami grają w piwnego ping ponga. Razem z brunetem nalewamy sobie wódki i unosimy w toaście. Potrzebowałam tego. Czując, że zaczynam się rozluźniać przestałam zwracać uwagę na to jak płeć przeciwna wgapia mi się w dekolt i po tym jak zrobiłam sobie mieszanego drinka ciągnąc za sobą Dylana wróciliśmy do głównego pomieszczenia. Śmiejąc się i skacząc w rytm muzyki przetańczyliśmy trzy piosenki. Pomieszczenie tętni seksem, wszyscy ocierają się o siebie, kiedy muzyka zwalnia, to był znak dla nas, aby jak najszybciej zmyć się z parkietu. Wróciliśmy do kuchni napełniając sobie kubki do pełna i usiłując rozmawiać poprzez głośną muzykę. Kiedy widzę, że niska blondynka z niebieskimi oczami co chwila zerka na Dylana nachylam się i szepczę mu to do ucha. Kiedy jego brązowe tęczówki lądują na uroczej blondynce ta rumieni się i odwraca wzrok udając, że jest zainteresowana rozmową z lekko chwiejącymi się koleżankami, chyba ona jedyna nie jest wstawiona. Unoszę brwi i kiwam głową w jej kierunku, żeby nakłonić Dylana do tego, aby do niej podszedł. Chciałabym, żeby znalazł sobie kogoś z kim będzie szczęśliwy, a ta dziewczyna wydaje się być dla niego stworzona. Chwile potem już go nie ma, a ja zaczynam być lekko pijana. Ludzie zawsze zazdrościli mi tego, że nie mam lekkiej głowy. Popijając drinka ruszyłam w stronę wyjścia, aby trochę się przewietrzyć, w środku jest strasznie duszno. Siadam na schodach i obracam w dłoniach kubek, kiedy ktoś siada obok mnie. Odwracam głowę w tamtą stronę i mimo mroku panującego na zewnątrz widzę niebieskie tęczówki Jamiego. Byłam na niego wściekła za to, że nie powiedział mi kim naprawdę jest, ale to uczucie już zniknęło.
- O co chodzi? - przeciągam wolną ręką po włosach odgarniając je z oczu.
- W środku zrobiło się duszno. - wzrusza ramionami i bierze łyka ze swojego kubka, po czym opiera się łokciami o stopień za nami.
- Chloe nie ma, musiała wyjechać. - tłumaczę, bo pewnie po to tutaj przyszedł.
- Wiem o tym. - unosi głowę i patrzy w niebo.
- Wiesz? - unoszę brwi.
- Wiem, powiedziała mi o tym.
- Spotkaliście się? - otwieram usta w zdziwieniu, że przyjaciółka mi o tym nie wspomniała.
- Tak.
- Ohh. - wzdycham i również opieram się spoglądając w niebo.
- Wiesz, że to chyba nasza pierwsza rozmowa, którą nie zawiera sarkazmu i docinków? Chyba robimy postępy. - jego uśmiech błyska w ciemności, którą oświetlają słabe światła zapalone na ganku.
- Chyba tak. - również się uśmiecham i przez chwile miedzy nami panuje cisza, nie taka niezręczna, ta jest taka jakbyśmy od lat byli przyjaciółmi i nie przeszkadzało nam, że nic do siebie nie mówimy.
- Gdzie jest Justin? - pytam przerywając ją, wiem że zapewne nic mi nie powie, ale spróbować zawsze warto.
- Wyjechał. - ucina i widzę grymas niezadowolenia na jego ustach.
- Miał dzisiaj wrócić. Dlaczego tego nie zrobił? Czy coś się stało? Proszę powiedz mi cokolwiek, nie odbiera ode mnie telefonów, martwię się o niego.
Wdycha i prostuje się.
- Justin to nie jest ktoś kogo łatwo zrozumieć, nigdy nie miał łatwego życia i to sprawiło, że nikogo do siebie nie dopuszcza. Jest facetem, który nigdy z niczego się nie zwierza i nie mówi co zamierza.
- I pewnie nie powiesz mi niczego więcej? - wzdycham, ale jestem wdzięczna za tę cząstkę informacji.
- Sam musi ci powiedzieć. - mówi i wstaje otrzepując spodnie - Kochasz go, prawda?
- Tak. - niemal szepcze i również się podnoszę.
- Ta miłość może go uratować. - zwraca na mnie tęczówki niemal przewiercając mnie na wylot.
- Przed czym? - w gardle mi zaschło na dobór jego słów.
- Przed nim samym. - odpowiada i znika w tłumie ludzi.
Stoję jeszcze parę minut i myślę nad słowami Jamiego. Teraz tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie wiem o przeszłości Justina. Wiem tylko tyle ile on chce żebym wiedziała. A chcę wiedzieć o nim wszystko, chcę znać każdy detal jego życia i kochać go tak jak nikt nigdy go nie kochał. Chcę, żeby otworzył się przede mną, wiem również, że to nie będzie łatwe. Jednak zrobię wszystko, żeby mnie wpuścił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
#HoldMeFF
YOU ARE READING
Hold me close, don't let go
Fanfiction"Gdybyś musiał poświęcić się dla tych, których kochasz, zrobiłbyś to?"