Rozdział 17

651 36 2
                                    

Nora 

Krople deszczu skapywały z parasoli zebranych ludzi, kobiety ubrane w czarne sukienki lub plisowane spódnice, a mężczyźni standardowo garnitury. Niebo płacze razem ze mną nad stratą ukochanej osoby, trumna powoli zostaje umieszczona w wykopanym grobie. Ledwo trzymam się na nogach, skamieniała i wypruta w wewnątrz, Justin stoi obok głodząc delikatnie moje plecy i trzymając mnie przy piersi w niemym zrozumieniu i pocieszeniu. Dylan stoi po mojej drugiej stronie razem z Chloe. Na ceremonie przyszło tylko parę najbliższych osób, ludzie z domu spokojnej starości i ci których nie miałam okazji poznać. Stoję i patrzę na zebranych i zastanawiam się czy oni naprawdę byli jej przyjaciółmi, czy może przyszli tu z obowiązku. Obchodzi ich to, że odeszła? Odeszła i nigdy nie wróci. Zebrani zaczęli się rozpraszać składając mi kondolencje, których nie miałam ochoty słuchać. Zostaliśmy sami tylko ja i Justin. Dylan i Chloe poszli parę minut  temu, chcieli zostać, ale poprosiłam ich o chwilę samotności. Justin nie dał się spławić, stoimy w milczeniu, czuję ciepło promieniujące z jego ciała  i w jakiś sposób sama jego obecność pomaga mi, gdyby nie został prawdopodobnie leżałabym teraz obok grobu zwinięta w kulkę i żałośnie szlochała. Nie rozumiem dlaczego jeszcze chce mieć ze mną cokolwiek wspólnego, czy nie widzi tego, że ludzie giną kiedy zbliżają się do mnie? Czy nie widzi, że to wszystko moja wina, zwiastuje tylko i wyłącznie śmierć.
- Musisz odejść. - szepnęłam nie spodziewając się, że usłyszy moje słowa.
- Mówiłem już, że nigdzie nie idę.
- Nie o to mi chodzi. - odwróciłam się do niego twarzą spotykając się z jego zdezorientowaną miną - Musisz mnie zostawić Justin, musisz odejść i nie oglądać się za siebie.
- Nie zostawię cię. - patrzył na mnie z niedowierzaniem na twarzy.
- Musisz, musisz to zrobić. - z łamiącym się sercem wypowiadałam słowa - Nie widzisz co się dzieje wkoło mnie? Możesz jeszcze odejść Justin, musisz odejść.- powiedziałam z naciskiem na dwa ostatnie słowa.
- To nie jest twoja wina, to co się dzieje nie jest i nie będzie twoją winą. - przeciągnął ręką po włosach, a parasol w jego dłoni przechylił się lekko sprawiając, że krople wody spadły na jego garnitur.
- Jest. - instynktownie przejechałam opuszkami palców po wewnętrznej stronie nadgarstka, powiódł wzrokiem za moją ręką.
- To co się wydarzyło nie jest twoją winą, twoja babcia była chora.
- Ile jeszcze osób musi zginąć, żebyś przejrzał na oczy? Ludzie dookoła mnie umierają. Moi rodzice - wyliczałam - Avery, babcia. A ten chory psychopata dopilnuje aby ofiar było więcej. - samotna łza ześlizgnęła mi się po policzku.
Justin zmniejszył dystans między nami i delikatnie starł ją z mojego policzka, jego ciepły oddech uderzył w moje usta.
- To mój wybór,  nigdzie się nie wybieram. - owinął wolne ramie dookoła mojej talii i przycisnął mnie do klatki piersiowej.


*


Mijały kolejne dni, tygodnie i nieprzespane noce. Przez stres i zmęczenie znowu straciłam kilka kilogramów, a Dylan z Chloe faszerowali mnie jedzeniem na siłę. Nie byłam głodna. Psychopata nie odpuszczał, tego samego dnia, kiedy wróciłam z pogrzebu babci przed paroma tygodniami pod moimi drzwiami była przesyłka. W środku była mała trumna, a w niej lalka barbie przypominająca mnie samą, do tego dołączony był liścik, że to będę niedługo ja.W tamtym momencie nie miałabym nic przeciwko. Straciłam ostatnia osobę, która została z mojej najbliższej rodziny, osobę która była ze mną podczas najgorszych momentów mojego życia. Wiedziałam, że to kiedyś musi się wydarzyć, ale nie byłam gotowa pożegnać się z nią w taki sposób.
Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się na to co zobaczyłam w odbiciu, dziewczynę z podkrążonymi oczami, poplątanymi włosami i zniszczonym życiem. Gdyby ktoś kiedyś zapytał jak moim zdaniem wygląda wrak człowieka wskazałabym na siebie. Nawet nie starałam się tego zakrywać, po rozczesaniu włosów związałam je w koński ogon, a jedyny makijaż jaki nałożyłam to lekkie pociągnięcie mascarą. Wychodząc z mieszkania zarzuciłam na ramiona bluzę. Pogoda na dworze stała się czasami niemal upalna. Zbiegając po schodach wepchnęłam telefon do kieszeni spodni i poprawiłam torbę zwisającą z ramienia. Zajęcia zaczynałam dzisiaj później, więc kiedy tylko wyszłam na zewnątrz oślepiło mnie słońce. Wygrzebałam z torby okulary przeciwsłoneczne i wetknęłam je na nos po czym zaczęłam iść w stronę budynku z którym rozstanę się już za parę tygodni. Po drodze kupiłam kawę, stała się dla mnie rutyną każdego ranka, zastąpiłam ją sobie śniadaniem. Ludzie mijali mnie spiesząc się do pracy, szkół i innych obowiązków, niektórzy uśmiechnięci, inni źli, a jeszcze inni smutni. Mała dziewczynka stojąca na środku chodnika rozglądała się dookoła, a z jej dużych niebieskich oczu wylewały się łzy, przy piersi rozpaczliwie ściskała misia. Chwile potem podbiegła do niej kobieta o równie niebieskich oczach i przytuliła dziecko podnosząc je w swoje ramiona.
- Carly nie uciekaj tak. Mogłaś się zgubił. - ociera jej zaróżowione policzki i całuje w czoło.
Chwile potem obie znikają w tłumie. To wydarzenie przywołało wiele wspomnień z dzieciństwa, wspomnień które przyprawiają mnie o ból w klatce piersiowej, bo wiem, że to nigdy nie wróci. Mama ścierająca z moich policzków ślady łez kiedy zgubiłam się na festynie i tata który z przejęciem przyciskał mnie do swojej piersi. Szłam dalej, a kawa w moich ustach zrobiła się nadzwyczaj gorzka, wyrzuciłam prawie pusty kubek do śmieci i weszłam na teren uczelni. Audytorium jest już zapełnione studentami, weszłam na samą górę usadawiając się w moim stałym miejscu. Rozłożyłam notatnik na blacie i patrzyłam jak profesor wchodzi do środka i kieruję się do katedry. Przez całe zajęcia zaciekle notowałam wszystko co mówił pan Star, aby chodź na chwilę oderwać myśli od tego całego bajzlu w moim życiu.


*

Po odebraniu kawy usiadłam przy jednym z wolnych stolików obok okna w ulubionej kawiarni Chloe. Przez ostatnie wydarzenia nie miałam okazji zamienić z nią więcej niż paru słów, zaczęłam ją zaniedbywać, odepchnęłam ją od siebie. Chcę jej to wszystko wynagrodzić, sprawić żeby wszystko wróciło do normy, ale teraz jest to niemożliwe. Pięć minut potem przysiadła się do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i swoją kawa w ręku. Rude włosy splotła w warkocze i owinęła je dookoła głowy puszczając luzem pojedyncze kosmyki, delikatny makijaż podkreślał jej urodę i brązowe oczy.
- Słyszałaś? Jest wielka afera na uczelni, zgarnęli kilku studentów za handel bronią i narkotykami. - zaczęła opowiadać podekscytowana wymachując rękoma - Podobno policja nie mogła sama ich namierzyć, więc zamieszali w to wojsko. Tak swoją drogą jak ich wyprowadzali to aż stanęłam popatrzeć na mundurowych, żebyś ich widziała, tylu przystojniaków się zaciąga, że sama się zastanawiam czy nie rzucić studiów i wstąpić. - parsknęła i wzięła łyka kawy - Odwołali wszystkie jutrzejsze zajęcia, co ty na to żeby wybrać się do centrum handlowego? Muszę kupić sobie nowe bikini na lato i jakieś sukienki, szafa zaczyna świecić pustkami.
- Jak ostatni u ciebie byłam to wręcz pękała od nich. - zaśmiałam się przypominając sobie ten widok.
- Ostatnio robiłam porządki. - wzruszyła ramionami biorąc kolejny łyk napoju.
- Brzmi świetnie, chętnie pójdę. - skinęłam - Wojsko weszło tak po prostu do budynku i wyciągnęło tych studentów?
- Tak, jeden próbował uciekać więc dostał kulkę.- założyła nogę na nogę i oparła wygodnie o oparcie krzesła.
- Niemożliwe. - uchyliłam usta w szoku.
- No nie? Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, nie na naszej uczelni, ale to zawsze coś...
- Nie, nie o to mi chodzi. Spójrz za siebie. - skuliłam się na krześle brodą wskazując w stronę wejścia.
Chloe powoli spojrzała w tamtą stronę, a później na moment znieruchomiała po czym odwróciła się w moją stronę z taką szybkością, że o mało nie wylała swojej kawy.
- Czy to jest...
- Jaden. - dokończyłam potwierdzająco kiwając głową - Muszę się stąd wydostać, natychmiast. - ostatnie czego chciałam w tym momencie było spotkanie ze swoim byłym.
- Poczekajmy aż złoży zamówienie, będzie na tyle zajęty, abyśmy miały szanse się wymknąć niezauważone. - posłała mi swój cwaniacki uśmieszek i odwróciła się aby przyjrzeć się chłopakowi. - Zmienił się, bardzo się zmienił.- powiedziała z powrotem patrząc w moją stronę - Wygląda inaczej niż na zdjęciach, które mi pokazywałaś.
Nie znałam Chloe kiedy umawiałam się z Jadenem, teraz tego żałuje, bo jestem pewna, że wybiłaby mi go z głowy. Chłopak faktycznie się zmienił, przybrał na masie, ale nie w zły tego słowa znaczeniu, wszystko poszło w mięśnie, jego jak dotąd rozczochrane piaskowe włosy teraz są przycięte po bokach i zaczesane do tyłu. Przybyło mu też parę dodatkowych centymetrów, a jego kości policzkowe stały się bardziej wyraziste. To co się nie zmieniło to jego zielone oczy, kochałam w nie patrzeć, zawsze wydawały mi się szczere i pełne wesołych iskierek, do czasu.
- Teraz. - wstałyśmy z naszych krzeseł trzymając w dłoniach kubki z kawą i ruszyłyśmy do wyjścia.
Miałam rękę na klamce, kiedy usłyszała za sobą tak doskonale znany mi głos chłopaka którego kiedyś kochałam.
- Nora?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Spotkanie po latach, jak myślicie przyniesie to coś dobrego?

Hold me close, don't let goWhere stories live. Discover now