Rozdział 2

1.1K 57 9
                                    

Justin

Jechałem na uczelnie kiedy znikąd przed maska mojego samochodu pojawiła się jakaś dziewczyna. Była chyba bardziej przerażona niż ja w tym momencie, gdybym ją potrącił miałabym dużo nieprzyjemności, a tego nie chce, ojciec ma dość ciągłego płacenia za moje wybryki i obiecał ze jak jeszcze coś wywinę odetnie mi dopływ gotówki. Nacisnąłem na klakson żeby w końcu się ruszyła, widocznie podziałało bo od razu zeszła mi z drogi. Dociskając pedał gazu ruszyłem w stronę uczelni.

*

- Stary rusz się wreszcie, zamawiasz czy nie? - Aidan szturchnął mnie w ramie.

- Piwo. - mruknąłem do barmana.

- Co się z tobą dzieje? - zapytał biorąc łyk swojego alkoholu.

- Ojciec znowu się piekli. - odpowiedziałem bawiąc się kuflem który przed chwila postawił naprzeciwko mnie barman.

- Musisz się rozerwać. - wskazał na dwie blondynki siedzące na końcu baru, cały czas zerkały w naszą stronę chichocząc. Nienawidzę tego typu dziewczyn, ale teraz nie mam ochoty wybrzydzać, muszę się rozluźnić, a one są do tego idealne.

*

- Justeeen, dlaczego już wychodzimy? - Aidan wydął dolną wargę - Dopiero się rozkręcałem!

- Jesteś urżnięty stary, nie mam zamiaru holować Cię do domu całkiem nieprzytomnego. - odpowiedziałem lekko zirytowany.

- A-ale - czkał - Bethy i Carly były takie miłe. - zaczął się śmiać, mało brakowało a zaryłby nosem o chodnik gdybym go nie przytrzymywał.

- Były też całkowicie ujarane, stary od kiedy bawisz się z nieprzytomnymi laskami? - szliśmy chodnikiem, zimne powietrze wiało prosto w moją twarz. W takim momentach żałuję że nie wziąłem ze sobą samochodu, gdybym wiedział że będę dzisiaj przyzwoitką to bym nim przyjechał. Przystanąłem na pasach rozglądając się w obie strony, po czym ruszyłem przechodząc na drugą stronę. Przechodziliśmy właśnie obok domu spokojnej starości kiedy mój przyjaciel zaparł się dwoma nogami stając w miejscu, dzięki temu idiocie zaraz oboje będziemy leżeć w zaspie odmrażając sobie dupy.

- Staaaary, patrz jak laska. - wskazał na wychodzącą ze środka budynku średniego wzrostu brunetkę.

Nie mogłem zaprzeczyć, była piękna. Brązowe włosy podskakiwały na jej ramionach, niektóre kosmyki opadały na jej porcelanową twarz z lekko zaróżowionymi policzkami od panującego chłodu. Obok niej kroczył wysoki brunet, ciągle coś do niej mówił, na jej twarzy widniał duży uśmiech kiedy mu odpowiadała.

- Justeeeen? - moją uwagę znowu zwrócił Aidan uwieszony na moim ramieniu.

- Co? - warknąłem.

- Co powiesz na mały zakładzik? - poruszył sugestywnie brwiami.

- O czym ty do cholery mówisz? - spojrzałem na przyjaciela marszcząc brwi w niezrozumieniu.

- Zakład stary, nie rozumiesz co się do ciebie mówi? - zaśmiał się histerycznie jakby to co właśnie powiedział było śmieszne.

- Wiem o co Ci chodzi idioto. - pacnąłem go wolną ręką w tył głowy - Jaki zakład?

- Musisz zaliczyć te laske do wakacji. - uśmiechnął się wskazując na oddalającą się dziewczynę.

- Zwariowałeś. - pokręciłem głową zaczynając iść i ciągnąć go za sobą.

- Czy Justin Bieber ma cykora? Oj biedny Jay nie dobierze się laluni do majtek? - zaczął wydawać jakieś dziwne dźwięki.

Zaczynał mnie denerwować, ja nie zaliczę? Ja? Zlituj się, laski pchają mi się do łóżka.

Hold me close, don't let goWhere stories live. Discover now