1.

2.2K 88 90
                                    

Dylan:

Chyba nigdy w życiu nikogo tak szybko nie oceniłem jak jego. Pyskaty, niewdzięczny, samolubny, zepsuty przez pieniądze nastolatek, którego wręcz znienawidziłem od pierwszej styczności z nim. Jego się nie dało lubić, jego się ledwo dało akceptować. Człowiek przy spędzaniu z nim czasu dostawał istnego pierdolca, miał ochotę go gdzieś wywieźć i zostawić, by już nikt nigdy na tym świecie nie musiał się z nim użerać. Ale może zacznijmy od początku.

***

Poniedziałek, tydzień właśnie się rozpoczął. Niechętnie otworzyłem oczy, od razu ukazała mi się biała koszula rozwieszona na wieszaku, która powiewała beztrosko i przypomniała mi o mojej dzisiejszej rozmowie o pracę.

Powoli wstałem, do moich nozdrzy od razu doleciał zapach kawy. Zapewne moi współlokatorzy - Brett i Theo już nie spali i urzędowali w kuchni.

- Dziś twój wielki dzień - powiedział Theo gdy tylko zobaczył, że wynurzyłem się z pokoju.

- Tak, nie mogę się doczekać - powiedziałem z sarkastycznym entuzjazmem.

- To ty się Dyluś szykuj, a ja idę do pracy w której mnie zostawiłeś na pastwę losu. Trzymaj się - powiedział Brett, zarzucił na siebie kurtkę jeansową i wyszedł posyłając mi jeszcze w ostatniej chwili pokrzepiający uśmiech.

Brett pracował w drogerii z kosmetykami. Kiedyś obydwoje tam pracowaliśmy początkowo na kasie, ale że na kosmetykach i takich rzeczach nie znam się ani trochę, to szybko się z tą robotą nie polubiłem i pozostawiłem tam Bretta, który czuł się tam jak ryba w wodzie. Niektóre klientki przychodziły tam tylko po to by z nim porozmawiać lub pozaczepiać, a on tak szybko wdrożył się w znajomość kosmetyków, że tam pozostał i polubił tę pracę. 

Theo w dzień nie pracował, on pracował tylko w nocy, w sumie to prawie każdej nocy. Brett w tym samym miejscu pracował kilka nocek w tygodniu. I byłem tam też ja, również pracowałem tam kilka nocek w tygodniu. Tak, praca w nocy. Wobec z tego gdzie mogliśmy pracować, że wracaliśmy z pracy niekiedy o piątej nad ranem umęczeni jak cholera, z zakwasami i sporą ilością banknotów w gaciach? Byliśmy tancerzami w klubie nocnym. Brat Theo był właścicielem tego miejsca, i dzięki temu zawsze po naszej myśli mogliśmy tam przychodzić i pracować. Jak można się domyślić to jak dorabialiśmy nie było rzeczą którą chwaliliśmy się na prawo i lewo, ale sytuacja zmusiła nas do tej pracy.

Miałem od cholery długów, dlatego musiałem tam pracować, w sumie mieliśmy te długi razem z Brettem. I owszem, bardziej opłacałoby się bym pracował tylko tam, ale nie dałem rady psychicznie, bo taką próbę już podjąłem. Nienawidziłem tej pracy, dlatego szukałem czegoś równie w miarę nieźle płatnego, tyle że w dzień. 

Kilka nocy w tygodniu chodziłem pracować do klubu. Atmosfera i wszystko tam było nie dla mnie, ale nie miałem wyjścia i już niewzruszony tym wszystkim tyrałem tam. Theo natomiast czuł się w takich klimatach świetnie, i pracował tam każdej nocy. My z Brettem byliśmy tam w sumie na doczepkę, bo pełna obsada już tam była więc i tak nie było możliwości byśmy się zaczepili tylko i wyłącznie tam.

Przed wyjściem na rozmowę o pracę zjadłem śniadanie z Theo, który wyglądał jak ledwie żywy. Przez to że wracał zazwyczaj nad ranem, to spał do późnych godzin popołudniowych

- Czemu nie śpisz? - spytałem.

- Bo Brett się od rana tłukł, musi jak zwykle wyglądać w pracy idealnie, i jego szykowanie jest dość hałaśliwe - podsumował chłopak.

- Wszystko jasne. Cholera, spóźnię się - powiedziałem, gdy zerknąłem na zegarek i pobiegłem do pokoju by jak najszybciej się ubrać w białą koszulę, w końcu to rozmowa o pracę o trzeba wyglądać ładnie. 

Mój drogi królewicz [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz