3.

985 69 73
                                    

Dylan:

Z samego rana stanąłem przed wyborem ubrań, oczywiście markowych i drogich, bo przecież szofer najważniejszej osobistości Charleston, czyli Thomasa Sangstera musi wyglądać drogo. 

- Proszę - powiedziałem na pukanie do drzwi mojego pokoju, był to Brett.

- To co, dzisiaj Gucci czy Armani? - zaśmiał się chłopak widząc jak poszukuję ubrań.

- Oh, wiesz, chyba wezmę tę koszulkę, bo była najdroższa, a wiesz cena jest najważniejsza - powiedziałem przedrzeźniając Thomasa, który wczoraj wybrał plecak, który jemu się podobał mniej ale był droższy.

- Świetny wybór. A tak serio, będziesz dziś w klubie? - spytał mój przyjaciel.

- Tak, dzisiaj będę. Pójdziemy razem - postanowiłem.

Po ustaleniu z Brettem planu dnia pojechałem po naburmuszonego królewicza. Podjechałem pod bramę, po czym wszedłem na podwórko, Thomas przysiadł przy schodku.

- Mogłeś być wcześniej - powiedział po czym wstał, od razu wziąłem z ziemi jego plecak, bo zapewne zaraz by się oburzył.

- Przecież jestem punktualnie, a nawet pięć minut przed czasem - powiedziałem i raz jeszcze spojrzałem na zegarek.

- Tylko że ja nie mam jedzenia do szkoły - powiedział i czekał aż mu otworzę drzwi, tak też zrobiłem, rzuciłem jego plecak i wsiadłem również.

- No to blisko szkoły twojej jest jakaś piekarnia - powiedziałem, ja naprawdę nie widziałem problemu.

- Czy ty uważasz, że ja zjem jakiś pierwszy lepszy kawałek bułki z monopolowego? - spytał.

No tak, w sumie czego się spodziewałem, że królewicz kupi pierwsze lepsze byle co? Swoją drogą jego pretensje były kurwa nieuzasadnione, mógł napisać że nie ma żarcia to bym przecież był wcześniej. Co ja jestem jakieś pierdolone medium, wróżbita Maciej czy coś w ten deseń?

Thomas zażyczył sobie bym jechał do centrum, jechałem naprawdę szybko mając na uwadze która jest godzina. Chłopak wskazał jakąś piekarnię, pod nią się zatrzymałem, musiałem mu oczywiście otworzyć drzwi co dodatkowo zabierało czas, i co więcej iść z nim, bo jak to on określił "nie ma ochoty iść sam".

Jak to rankiem w piekarni wszystkiego było dużo, wszystko świeże. Drożdżówki, pieczywo i inne różności - było w czym wybierać. Jaki ja byłem naiwny, że łudziłem się że on tu coś wybierze... 

- Z czym to jest? - spytał chłopak wskazując na jakąś drożdżówkę.

- Z wiśnią - powiedziała sprzedawczyni.

- Nie lubię wiśni - powiedział i zwrócił się do mnie - Dylan, jedziemy stąd.

- Ale zobacz jaki masz tu wybór, przecież nie wszystko jest z wiśnią - powiedziałem, kurwa to było chyba dla mnie logiczne.

- Ale tylko to wizualnie wygląda w porządku. Na co dzień mam żarcie pudełkowe do szkoły, ale dziś nie dojechało. I ja mam się pokazać z jakąś chamską drożdżówką? Dylan, z czym do ludzi - pokręcił głową.

Za jego głośne komentowanie było mi wstyd, ekspedientka słyszała wszystko co on wygadywał, więc jak najszybciej chciałem się stąd ewakuować. Otworzyłem mu drzwi by wyszedł, i szybko wsiedliśmy do auta.

- To gdzie teraz? Przypominam tylko, że za dwadzieścia pięć minut zaczynasz lekcje - powiedziałem.

Chłopak się namyślił i pokierował bym jechał dalej, znaleźliśmy się w kolejnej piekarni. Przez kilka minut Thomas oglądał drożdżówki, myślałem że mnie trafi szlag. W końcu gwiazda wieczoru zdecydowała, że weźmie drożdżówkę z budyniem i sok pomarańczowy, w ekspresowym tempie zapakowałem go do auta i ruszyłem do jego szkoły.

Mój drogi królewicz [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz