8.

900 67 55
                                    

Dylan:

Gdy wróciłem do domu po zakupach z Thomasem i jego wywiadówce dosłownie padłem ze zmęczenia na łóżko, nie wiem co bardziej mnie zmęczyło, ten wstyd którego się za niego najadłem w szkole czy w sklepie, gdzie zaczął wydziwiać. Ja się wcale nie dziwię, że nikt nie chce pełnić roli jego szofera/opiekuna, i jego ojciec płaci za tę posadę tyle pieniędzy.

Nazajutrz dzień rozpoczął się normalnie, jak co rano odwiozłem królewicza do szkoły i wróciłem do mieszkania, gdzie musiałem trochę posprzątać w międzyczasie streszczając chłopakom jaki popis dał wczoraj blondyn.

- Dylan, to jest jakieś chore że ty na jego wywiadówkę musiałeś iść - skomentował Theo, akurat sprzątaliśmy wspólnie łazienkę.

- No wiem, mnie zatkało. Ale co miałem zrobić...

- Swoją drogą pomyśl, że inni ludzie ciężko pracują na budowie, czy w robocie która ich wykańcza psychicznie, a ty jeździsz na wywiadówki do jakiegoś nieznośnego gnoja i jedyne co to się wstydu najesz - pocieszył mnie Brett.

- Ale mnie osoba Thomasa również wykańcza psychicznie, ja wczoraj wróciłem z takim bólem głowy, że zasnąłem gdy tylko się położyłem. Wydziwiał, że pomidor za twardy, że skażony, że to GMO, kurwa mać że bułka obcego pochodzenia, czy że sok pewnie robiony ze zgniłych owoców, bo na promocji, albo że żyłki w szynce i on nie zje. Albo jak byliśmy na mięsnym, to powiedział do babki że jakaś tam wędlina jest na promocji, bo pewnie jest zrobiona ze zmielonych kopyt i pazurów, i on poda ich za to do sądu - zacząłem narzekać, kolejno jeszcze mocniej szorując ze złości kabinę prysznicową, natomiast Brett nie mógł przestać się śmiać na moje opowieści.

- Ja bym mu chyba przywalił - powiedział Theo.

- A ja bym go wysłał na bezludną wyspę tak, żeby nikt już nigdy nie musiał się z nim męczyć - dodałem.

O szesnastej pojechałem do szkoły po Thomasa, odwiozłem go do domu i myślałem, że będę miał już dzisiaj wolne. Zadowolony wróciłem do mieszkania i po drodze nawet zrobiłem zakupy, ale rzecz jasna zajęło mi to krócej niż Thomasowi.

Nie zdążyłem nawet rozpakować wszystkiego, gdy zadzwoniła ta blond włosa gnida która poinformowała, że mam przyjechać bo muszę go zawieźć do paczkomatu.

No i co miałem zrobić, wsiadłem w samochód i po niego pojechałem. Po drodze narzekałem pod nosem, czy on kurwa nie może ruszyć dupy sam, czy nie mógł mi powiedzieć z tym paczkomatem wcześniej? Ja pierdole, on nie myśli.

- Zamówiłem sobie nowe buty, i musimy już odebrać je jak najszybciej - powiedział podekscytowany, jakby co najmniej jakąś nową willę kupował.

- Dobrze, zaraz odbierzemy.

- Ojca dzisiaj na noc nie ma. Ale powiedział, żebym cię nie fatygował bo jeszcze nie odchorowałeś pobytu na mojej wywiadówce - zaśmiał się blondyn.

- Ale co, nie pytał nic o te wywiadówkę? - spytałem.

- Nie. Znowu wyjechał gdzieś i wraca jutro rano - stwierdził blondyn. Ulżyło mi, że nie musiałem u niego spać, pewnie znowu by coś odjebał i bym nie zmrużył oka przez niego.

Dojechaliśmy do paczkomatu, blondyn szczęśliwy wyjął paczkę, ale powiedział żebyśmy się kawałek przeszli po parku, który znajduje się nieopodal, bo potrzebuje jak to on ujął "powdychać świeżego powietrza".

Niezbyt zadowolony z obrotu spraw musiałem mu towarzyszyć, spacerowaliśmy po parku i gdy zaczął się zbliżać wieczór odwiozłem go do domu.

Mój drogi królewicz [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz