15.

763 53 126
                                    

Dylan:

Poranek wyglądał jak każdy inny, niestety znowu natknąłem się na Oliwię, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że ona mnie podrywa. Gdy czekałem na Thomasa, to ona ciągle mnie obserwowała i zagadywała.

- Widziałem jak na ciebie patrzy. Widać, że jej się podobasz - skomentował blondyn, gdy byliśmy w drodze do szkoły.

- Nie wiem - powiedziałem, już go nie chciałem dodatkowo nakręcać bo i tak nienawidził tej kobiety.

- Ale ja wiem. Miałeś się zastanowić jak jej pozbyć.

- Nic nie wymyśliłem. Thomas, wybacz ale nie chcę się pakować w żadne teorie spiskowe, postaw się na moim miejscu - powiedziałem.

- No dobra, trochę cię rozumiem. Ale zastanowić się możesz. Pamiętaj, że wiem pewne rzeczy o tobie - wypomniał. 

No i tego się obawiałem, że mnie zacznie szantażować.

W końcu dojechaliśmy do szkoły, zostawiłem go tam i wróciłem do domu. Ugotowałem jakiś obiad, dobrze by było w końcu zjeść coś normalnego, a nie jechać na samych kanapkach czy jogurtach. Prawda też była taka, że nie mogłem się bardzo objadać, bo jednak miałem taką pracę nocną w której ciało było ważne, i musiało być szczupłe i wysportowane, więc dużo dobrych rzeczy do jedzenia sobie musiałem odmawiać. Ale na szczęście tkwiliśmy w tym razem z chłopakami, oni też musieli trzymać dietę. 

Blondyn miał lekcje do piętnastej, jednak zdziwiłem się gdy o dwunastej zadzwonił, miałem przeczucie że się coś odjebało, bo on nie dzwonił tak nagle i to w czasie gdy jest w szkole.

- Halo? - odebrałem.

- Dylan, przyjedź po mnie jak najszybciej - powiedział łamiącym się tonem.

- Co się...

- Jestem na parkingu pod szkołą - powiedział i się rozłączył.

Szybko się przebrałem i wsiadłem do auta, Thomas brzmiał przez telefon jeszcze gorzej niż gdy dzwonił do mnie w weekend po tej kłótni. Nie miałem pojęcia co mogło się stać, jechałem szybciej niż było dozwolone, znam go i wiem że może dramatyzować jakąś pierdołę, ale zmartwiłem się. 

Faktycznie siedział na krawężniku z plecakiem, miał spuszczoną w dół głowę i wyglądał naprawdę niepokojąco.

Zaparkowałem od razu obok.

- Co się dzieje? - spytałem, popatrzył na mnie z dołu, gdy zobaczyłem że jest zapłakany już całkiem mnie to zbiło z tropu, przecież by chyba nie płakał z powodu złej oceny czy innej bzdury.

- Zawieź mnie gdzieś, gdzie nikogo nie będzie i będę miał spokój - poprosił.

Podałem mu rękę, wstał z krawężnika, wziąłem jego plecak. Usiadł na przednie siedzenie i patrzył przed siebie.

- Thomas, powiesz mi? - spytałem.

- Straciłem przyjaciół. Albo raczej nigdy ich nie miałem - zaśmiał się smutno - Możemy pojechać do ciebie?

- Tak, jasne - zgodziłem się. Dobrze się składało, bo Brett i tak do późna był w pracy, a Theo pojechał za miasto do przyjaciół. Nie zdziwiło mnie to jakoś wielce co powiedział o swoich przyjaciołach, widziałem wszystko z boku, i widać było, że ich przyjaźń nie była szczera.

W drodze do mojego mieszkania nic nie rozmawialiśmy, Thomas powiedział że jak będziemy na miejscu to mi opowie co dokładnie się stało.

Nigdy nie widziałem go jeszcze aż tak przybitego, nawet ostatnio gdy również po mnie dzwonił.

Mój drogi królewicz [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz