Dylan:
- Dylan - pstryknął mi palcami przed nosem Theo, ocknąłem się nagle, dopiero dotarło do mnie że siedziałem nad talerzem z obiadem przez kilka minut nieruchomo i odpłynąłem myślami.
- Tak? - spytałem.
- Modlisz się nad tym talerzem? - wskazał na talerz, na którym jedzenie było praktycznie nie tknięte.
- Nie, ja... Ja po prostu...
- Po prostu się zakochałeś? - wszedł do kuchni Brett i usiadł obok. Patrzyli na mnie wyczekująco z Theo aż im coś powiem.
- Nie... Nie zakochałem - powiedziałem pełen wątpliwości.
Czułem ostatnio co do Thomasa coraz mocniejsze uczucie, martwiłem się o niego, miałem wrażenie nie wiem czemu, ale że to na mnie spoczywa odpowiedzialność za niego zważając na to że to ja się nim zajmowałem najbardziej. Często łapałem się na myśleniu o nim, a chłopaki mnie coraz częściej na tym przyłapywali.
- Brzmisz średnio przekonująco - wytknął mi Theo.
- W jakimś stopniu się do niego przywiązałem. Już nie jest taki nieznośny jak na początku, mam wrażenie że przez przebywanie ze mną i to, że go często upominałem czego nie wypada, to trochę się zmienił. Nadal jest dość specyficzny, ale to nie to samo...
- I już nie tak samo go nienawidzisz jak kiedyś - klasnął w dłonie Brett.
- Weźcie, czuję się przez was osaczony, w ogniu pytań. To delikatna sfera. Nie chcę o tym gadać - wstałem, zasunąłem za sobą krzesło i poszedłem do pokoju.
Włączyłem ulubioną muzykę i tak leżałem, najgorzej gdy człowiek sam nie wie co czuje i bije się z myślami. Miałem wrażenie, że pogrążony w myślach byłem przez kilka dobrych minut. Moje rozmyślania przerwał telefon od Thomasa.
- Tak? - odebrałem.
- Mógłbyś przyjechać? Jestem sam w domu, ale potrzebuję... Potrzebuję z kimś pogadać, nie uwierzysz co się stało.
- Jezu, Thomas, co się stało? - spytałem i zacząłem już zgarniać z biurka portfel i rzeczy do zabrania.
- Nikt nie umarł. Przyjedź, czekam - rozłączył się.
Thomas przez telefon brzmiał nieciekawie, znałem go na tyle by oszacować, że coś się musiało stać. Kilka minut później znalazłem się już u niego, poszliśmy do niego do pokoju.
- Co to za dziwny zapach? - spytałem, aż zacząłem kaszleć przez kłęby dymu unoszące się w powietrzu. Na podłodze leżała mata, książka, były zapalone świece.
- Zapomniałem wywietrzyć. Medytowałem - oznajmił po czym pootwierał okna i pogasił świece. Było tu naprawdę dziwnie, jak w jakimś pomieszczeniu gdzie przyjmuje wróżka.
- Musiałem się uspokoić, ale w sumie nic mi to nie dało - powiedział i usiadł na przeciw mnie na łóżku - Ojciec i szmata biorą ślub. Pojechali właśnie na targi ślubne.
Jak na niego i tak był bardzo spokojny, chyba trochę mu ta medytacja pomogła, bo normalnie to ciskałby tu wszystkim czym popadnie i darł się na cały dom.
- Już? To ile oni się znają? - spytałem, nawet ja uważałem że to bardzo szybko by brać ślub.
- Nie wiem. Ojciec twierdzi że trochę to trwa. Oni naprawdę chcą wziąć ślub, już całkiem zostanę... Sam... - powiedział załamującym się głosem.
- Thomas, nie jesteś sam. Spokojnie, masz mnie.
Chłopak uniósł na mnie swój wzrok i się lekko uśmiechnął.
CZYTASZ
Mój drogi królewicz [DYLMAS]
FanfictionThomas jest bogatym nastolatkiem, który dzięki firmie ojca wychowuje się w luksusach. Charakteryzuje go wyjątkowa bezczelność w stosunku do osób z niższym statusem społecznym, oprócz tego uznawany jest za rozpieszczonego i niewychowanego młodego czł...