36.

613 51 13
                                    


Thomas:

Tej nocy nie mogłem spać. Moja głowa była zbyt pełna przemyśleń na temat tego co się wydarzyło poprzedniej nocy oraz poprzedniego dnia. Nie wiem, czy Dylan był moim aniołem stróżem i jego misją było czuwanie nade mną, ale gdyby nie on to być może do końca życia przebywałbym w tej sekcie i miał wyprany umysł. Czociaż i tak już częściowo miałem przez te wszystkie głupoty jakie opowiadał mi Jackson. 

Dopiero teraz zacząłem dostrzegać jego potajemne działanie, jak krok po kroku zbliżał się do mnie i przekonywał do swoich racji, a że ja jestem osobą naiwną i łatwowierną dałem się złapać w te sidła. 

Dzień po zeznaniach Brett i Theo wrócili do Charleston, natomiast my z Dylanem zostaliśmy na Dominikanie, z tego powodu że moje zeznania miały trwać nawet kilka dni. Krótko mówiąc policja kazała nam zostać, więc też zostaliśmy na Dominikanie, całe szczęście że już nazajutrz odzyskałem swoje dokumenty i telefon, a prowodyrzy tej całej sekty zostali zatrzymani. Ulżyło mi z tego powodu, bałem się trochę że będą próbowali mnie odnaleźć i się zemścić. 

Ojciec również był już o wszystkim poinformowany i podobno zrobił Oliwii wielką awanturę o to, że mnie nie dopilnowała. No cóż, mi jakoś specjalnie przykro się z tego powodu nie zrobiło, ale zapowiedział, że gdy wrócę czeka mnie poważna rozmowa, oraz że jest o mnie w miarę spokojny tylko dlatego, bo jestem z Dylanem tu na miejscu. 

- Jest mi głupio, że z mojego powodu wszystko rzuciłeś i przyjechałeś z przyjaciółmi by mnie odnaleźć... - przyznałem, gdy siedzieliśmy na plaży.

- A mi jest głupio, bo nie zapobiegłem temu wszystkiemu. Nie zrobiłem nic widząc jaki ten cały Jackson jest dziwny, jaki ty jesteś zaangażowany w tę znajomość. I nie wystarczająco ci wyjaśniłem dlaczego nie możesz ze mną mieszkać.

- To moja wina. Zrozumiałem pewne rzeczy... Znowu się na kimś zawiodłem, czy moje życie będzie wyglądało tak, że non stop będę się na kimś zawodził? Zostawili mnie przyjaciele, znalazłem kolejnych którzy... No właśnie.... - westchnąłem. Dylan mnie do siebie przytulił troskliwie.

- Ale Liam, czy Scott nie są niczemu winni. Musisz z nimi porozmawiać i przede wszystkim powiedzieć jakie zamiary mieli Jakcson i Isaac. Przecież ich też pewnie chcieli wciągnąć do tej sekty, ale ty poszedłeś na pierwszy ogień, bo miałeś załamanie przez twoich byłych przyjaciół i usilnie chciałeś komuś zaufać - wyjaśnił Dylan.

Nie wiem co bym bez niego zrobił, mówił wszystko to czego ja nie zauważałem lub gdy myślałem okrężną drogą. 

- Masz rację. Tak, porozmawiam z nimi gdy będziemy już w domu. Czeka mnie jeszcze rozmowa z ojcem, pewnie się powydziera i na tym się skończy.

- Powinieneś mu powiedzieć pewne rzeczy, że czułeś się samotny i odrzucony. Thomas, nie powinieneś tego tłumić, z tego nic nie wyniknie. On nawet nie wie co się u ciebie działo, może pora go uświadomić? - spytał brunet. 

Przede mną stanęła wizja poważniej rozmowy z ojcem na temat tego co się działo u mnie ostatnimi miesiącami, nawet nie wiem czy potrafiłbym taką rozmową przeprowadzić. Wiem, że Dylan ma rację i należałoby powiedzieć ojcu pewne rzeczy, i że moje zadawanie się z Jacksonem też znikąd się nie wzięło, bo czułem się zwyczajnie samotny. Ale nie miałem do ojca zaufania, i jeśli chodziło o takie rozmowy wydawał mi się obcą osobą, bo po prostu nie rozmawialiśmy na takie tematy. 

- Nie wiem jak to wyjdzie, ale się postaram... Ogólnie to chyba nikt nigdy tyle dla mnie nie zrobił co ty... - powiedziałem i zbliżyłem swoje usta do jego, tak że dzieliło nas kilka centymetrów od pocałunku. Dylan ucałował mnie namiętnie po czym popatrzył mi w oczy.

Mój drogi królewicz [DYLMAS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz