- Mamo, dlaczego nie powiesz mi nic o tacie? - Brunetka wspięła się na łóżko i usiadła obok rodzicielki.
- Kiedyś może go poznasz. Na razie spędźmy czas razem, dobrze? - Zapytała kobieta, posyłając córce wymuszony uśmiech. Nie planowała spotkania córki z mężczyzną, który powołał ją do życia. Nigdy. Jednak przeczuwała, że jest to nieuniknione. Z dnia na dzień czuła się coraz słabiej.
- Dobrze. - Nagle dziewczynce przed oczami błysnął pierścionek. Chwyciła swoją matkę za rękę i przyciągnęła do siebie. - Jaki piękny. Mamo, skąd go masz?
- Dostałam go, kiedy składałam przysięgę wierności. Dostaniesz podobny, jeśli tylko zrobisz to samo. - Spojrzała na córkę z uśmiechem. - Ale na to jeszcze przyjdzie pora. Na teraz pamiętaj, tylko że: ...jest prawdą...doz...
🔪
Ciemność. Ciemność i jeszcze raz ciemność. Później okropny ból w lewym barku. Następnie palenie w płucach.
Rheya otwarła gwałtownie oczy. Była pod wodą. Zaczęła szybko poruszać nogami i ręką. Mimo ogromnej adrenaliny, która ją w tym momencie zalewała, nie mogła ruszyć ranną ręką. Nie wiedziała też czy płynie ku powierzchni czy zanurza się coraz bardziej. Jedyne o czym myślała to aby płynąć dalej, kiedy pieczenie było coraz gorsze.
W końcu świeże powietrze. Udało jej się. Wypłynęła na powierzchnię. Brała głębokie wdechy mimo okropnego bólu płuc.
Na szczęście nie miała daleko do brzegu. Ledwie wczłapała się na powierzchnię i oparła o najbliższy budynek. Spojrzała następnie na bełta, który wciąż tkwił w jej ręce. Chwyciła go zdrową, z zamiarem wyrwania go z rany. Po chwili jednak zrezygnowała z tego pomysłu, gdyż wykrwawiłaby się na miejscu. Tak miała choć nadzieję, że niedługo odzyska na tyle sił, żeby podnieść się i uciec, najlepiej z miasta, aby nie dopadli jej ani Asasyni, ani Templariusze.
Problemem było to, że powoli zaczęła tracić przytomność. Rana, która wciąż broczyła krwią oraz upadek z takiej wysokości w tym nie pomagał. Czuła jakby miało jej rozerwać czaszkę, a chęć zamknięcia powiek była coraz silniejsza.
- Co ci się stało?! - Usłyszała znad siebie przerażony głos, jednak przez szumienie w głowie nie mogła go z nikim powiązać.
Uniosła do góry głowę i uśmiechnęła się słabo na widok mężczyzny.
- Leonardo. E vedi [a widzisz], mam taki cięższy dzień. - Powiedziała, tracąc równowagę i gdyby nie on, leżałaby na bruku. - Grazie.
- Chodź, zabiorę Cię do siebie i spróbuję coś zrobić z tą raną. - Powiedział, pomagając jej wstać.
- Grazie, Leo...
Ciemnowłosa straciła przytomność. W pierwszym odruchu Leonardo sprawdził czy oddycha. Poczuł ulgę, kiedy okazało się, że tak. Następnie wziął ją na ręce i zaniósł do swojej pracowni.
Położył ją na łóżku i poszedł poszukać igły i nici. Po drodze zabrał jeszcze butelkę jakiegoś alkoholu, żeby oczyścić ranę.
Nie cackał się. Rozerwał koszulę kobiety i zaczął opatrywać ranę na jej barku. Wyrwał strzałę, odkaził miejsce rany, a następnie je zaszył. Później jeszcze nałożył czyste bandaże.
Rozebrał kobietę z mokrych ubrań i przykrył ją, żeby nie pochorowała się. Sprzątnął narzędzia, wytarł krew, o tyle o ile był w stanie w tamtym momencie i udał się do swojej pracowni.
Nie mógł nic więcej zrobić. Zostało mu czekać, aż kobieta się obudzi...albo i nie.
🔪
![](https://img.wattpad.com/cover/203798508-288-k477272.jpg)
CZYTASZ
My enemy [PL]
FanfictionJest to lekko przerobiona wersja Assassin's Creeda. Fabuła jest odrobinę nagięta, ale najważniejsze aspekty pozostają takie same. W książce posługuję się mieszanym, jednak z przewagą współczesnego, językiem. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Dla nieznającyc...