Prawda

18 1 0
                                    

Ciemnowłosa zeszła z murów i miała zamiar udać się na ziemie przed Bazyliką, żeby poczekać na niego z końmi. Chciała mu zapewnić drogę ucieczki stamtąd. Jeśli zabiłby papieża miałby na głowie nie tylko gwardię papieską, ale cały świat chrześcijański.

Kiedy zeszła po ostatnich schodach, kierując się w stronę swoich wierzchowców, została otoczona. W jej kierunku zostało skierowane przynajmniej z tuzin mieczy i wszelkiego rodzaju ostrzy.

– Co tutaj robisz? – Głos głowy rodu Auditorich, nie był ani trochę przyjazny.

– To co mogę. – Powiedziała, rzucając mu pierścień Ezia. – Liczę, że wiesz co to jest.

Kiedy mężczyzna przyjrzał się sygnetowi kazał reszcie opuścić swoją broń.

– Co tutaj robisz?

– Znasz na to odpowiedź. Wątpię, że zakon nie ma swoich informatorów w Rzymie.

– Nie mylisz się. Co zrobisz jeśli Ezio zabije Hiszpana?

– Zatańczę na jego grobie. – Mężczyzna zignorował jej naigrywanie się.

– Masz jakiś plan?

– A nie masz swojego? – Zapytała. Kątem oka zobaczyła, że wszyscy inni asasyni zniknęli. Została tylko ich dwójka. – Mam konie i planuję zebrać Ezia spod Bazyliki. Jeśli nie wyjdzie, to pewnie nie żyje, ale planuję wejść tam i sprawdzić na własne oczy.

– Jak chcesz tego dokonać sama?

– Nie jestem sama, Messere Auditore. Mam za sobą armię, która jest mi posłuszna. – Widziała, że zaimponowała mu.

– Nie próżnowałaś przez ten czas. – Powiedział i pokazał jej żeby za nim poszła. – Jednak wciąż nie jestem skłonny ci ufać. Nie po tym co widziałem.

– Może to zmieni twoje nastawienie. – Wyciągnęła pierścień. Ten sam, który znalazła w swoim domu. Ten z inicjałami F. C.

Mario wziął w ręce sygnet. Kiedy dokładnie mu się przyjrzał na jego twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie. Nie był go w stanie ukryć przed kobietą.

– Skąd znasz Francescę? – Spojrzał na nią nawet nie próbując już ukrywać zdziwienia.

– Była moją matką. – Zaczął się jej uważnie przyglądać.

– Że też wcześniej tego nie zauważyłem. Jesteś bardzo do niej podobna. – Powiedział, a na jego ustach wykwitł smutny uśmiech.

– Byłeś z nią blisko, prawda?

– Byliśmy przyjaciółmi. Często spotykaliśmy się na zebraniach zakonu. Byliśmy w podobnym wieku, więc szybko zacieśniliśmy relację. W pewnym momencie zniknęła...Wiesz co się stało, prawda?

– Wyrzucili ją za to, że chciała mnie urodzić i wychować. – Mężczyzna zatrzymał się momentalnie. Jego oczy ponownie rozszerzyły się w niedowierzaniu.

– A-a-ale ty... Jesteś córką...

– Wiem czyją córką jestem. Dlatego wyrzucili ją. Mimo iż to ona została najbardziej skrzywdzona.

– Tak mi przykro. – Ciemnowłosa wzruszyła ramionami.

– Przez te kilkanaście lat była w końcu wolna. Po jej śmierci Rodrigo mnie przygarnął, wychował i wyszkolił. Ale musiał pamiętać kim była moja matka, gdyż nigdy nie byłam dla niego córką.

– Dlatego tak bardzo go nienawidzisz.

– Dlatego tak bardzo go nienawidzę. Niszczy wszystko co jest mi drogie. Chcę żeby w końcu za to zapłacił. – Powiedziała, wsiadając na konia. – Co planujesz teraz zrobić?

My enemy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz