Monteriggioni

39 3 0
                                    

 Sirio dostała własny pokoik, co było dla niej nie lada zaskoczeniem. Myślała, że będzie musiała wynajmować pokój w tawernie, a tu taka miła niespodzianka. Niewiele miała do roboty, więc włóczyła się po willi oraz po mieście. Ezio stwierdził że zostaną w Monteriggioni do momentu aż rana na brzuchu ciemnowłosej się choć odrobinę nie zasklepi. Tak więc mijały kolejne dni, a końca tego przymusowego postoju nie było widać.

Pewnej nocy Sirio nie mogła spać. Spała parę nocy pod rząd i jej organizm, który nie był przyzwyczajony do takiej wygody zaczął się buntować. Tak więc po cichu zwlekła się z łóżka i przebrała. Na wierzch narzuciła pelerynę i naciągnęła kaptur na głowę. Wyszła z willi korzystając z okna i powolnym krokiem ruszyła w głąb cichego już miasta.

Historia ta powtarzała się notorycznie. W pewnym momencie do Mario dotarły informacje o jakiejś osobie szwendającej się po nocach po murach zamku. Ta osoba na pewno nie była strażnikiem, dlatego też mężczyzna postanowił się przyjrzeć sprawie lepiej. Jednak przez parę nocy nie było śladów żadnej niepożądanej osoby, a kiedy w końcu udało mu się ją dostrzec uciekła mu. Zdarzyło się to parę razy aż w końcu mężczyzna postanowił się podzielić swoimi przemyśleniami ze swoim bratankiem. Oboje zgodzili się że trzeba to sprawdzić. Uzgodnili więc że będą zamieniali się, tym bardziej że nieznana postać pojawiała się systematycznie, w odstępie tej samej ilości dni.

Tym razem była kolej młodszego Auditore. Stał w cieniu kolumny czekając aż postać się pojawi. Kiedy zobaczył ją przemykającą koło placu ćwiczebnego powoli ruszył jej śladem. Podążał za nią między uliczkami, jednak w pewnym momencie postać zniknęła mu z pola widzenia. Szedł przez parę uliczek, ale kiedy nie mógł jej znaleźć przeklął pod nosem. W następnej chwili poczuł chłód stali na swoim gardle.

- Dlaczego mnie śledzisz? - Zapytał głos. Ezio uniósł ręce w geście poddania. Czekał tylko na dogodny moment.

- Dlaczego chodzisz po nocach po mieście?

- Niegrzecznie jest odpowiadać pytaniem na pytanie.

- Kim jesteś? - Zadawał pytania spokojnie. Tak jakby nie miał noża przy gardle.

- Chyba nie jesteś na miejscu żeby zadawać pytania?

- Chyba tak...

W tym momencie mężczyzna uderzył osobę łokciem w brzuch. Zgięła się ona z bólu, przez co nóż zniknął, a Ezio mógł się odsunąć dostatecznie daleko. Kiedy osoba w płaszczu zebrała swoją godność, spojrzała na niego.

- Teraz jesteśmy chyba równi.

- Chyba tak...Tak więc nie ma już z tego zabawy. - Odwróciła się i zaczęła iść w kolejną uliczkę. Auditore nie planował kolejny raz stracić jej z oczu póki nie dowie się kim ona jest.

Zamachnął się ostrzem, ale postać chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą, przygważdżając go do ściany. Jedną ręką trzymała jego uzbrojoną, a w drugiej dzierżyła nóż, który ponownie przyłożony był do jego gardła.

- Dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć?

- Tajne przez poufne. - Ezio spodziewał się jakiejś riposty, a zamiast tego uzyskał śmiech przepełniony rozbawieniem. - Co w tym takiego zabawnego?

- Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. - Powiedziała osoba i puściła go, a następnie odsunęła się parę kroków do tyłu. - Może się przejdziemy?

- Nie dopóki nie poznam twojej godności.

Pokiwała głową z rozbawianiem i zdjęła kaptur. Na twarzy mężczyzny było czyste niedowierzanie.

My enemy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz