III

51 6 0
                                    

Szare, burzowe chmury całkowicie pokryły niebo, nie dając słońcu szans na przepuszczenie choć kilku promieni.

Ogromne krople deszczu, uderzające w okna, były zagłuszone przez głośną klasową dyskusję.

Pogodny mężczyzna w średnim wieku, z okularami na nosie kucał przed pierwszą ławką. Splecione dłonie oparł na blacie przed sobą i przedstawiał okrucieństwa, jakich dopuścili się poszczególni cesarze rzymscy.

Wszyscy słuchali go z zaciekawieniem, co jakiś czas zadając pytania.

Zerknąłem na siedzącą obok mnie Zittę. Dziewczyna opierała głowę ma ręcę, wpatrując się w nauczyciela. Musiała wyczuć moje spojrzenie, bo odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się serdecznie.

Spanikowany spojrzałem w dół. Zacisnąłem mocniej palce na długopisie i zacząłem rysować kreski na marginesie zeszytu.

Brawo głupku.

Do końca lekcji nie podniosłem głowy.

Kreski szybko zmieniły się w linie oraz łuki, następnie w kształty, by ostatecznie stać się głębokimi rysunkami.

Być może nie miałem wielkiego talentu artystycznego, ale szkielety wychodziły mi nadzwyczaj dobrze. Przynajmniej te na papierze.

Szkoda, że tak nie wyglądam.

Gdy tylko zadzwonił dzwonek wszyscy zaczęli się zbierać. Wstałem i spakowałem zeszyt wraz z długopisem do plecaka.

Wyszedłem z sali i starałem się wyjść ma zewnątrz. Nie było to łatwe. Uczniowie chodzili we wszystkie możliwe kierunki, przeciskali się, popychali.

Ostatecznie wydostałem się z tłumu nastolatków i znalazłem na świeżym powietrzu. Wtedy też przypomniałem sobie, że padał deszcz. Wzruszyłem ramionami.

Ruszyłem schodkami w dół i w kierunku furtki. Gdy tylko opuściłem teren szkoły, skręciłem w prawą stronę i stanąłem z niedowierzaniem.

Na przeciw mnie stał biały, dość duży suv, a w nim dwója, dobrze mi znanych ludzi.

Dlaczego mi to robicie?

Podszedłem do auta od strony kierowcy. Tata otworzył okno.

- wsiądź do auta - powiedział spokojnie

- mogę wrócić na piechotę -

- wejdź do środka - powtórzył tym razem nieco donośniejszym tonem.

Sięgnąłem do klamki od tylnich drzwi i otworzyłem je. Mama od razu odwróciła się do mnie uśmiechnięta.

- cześć, jak było? -

- dlaczego nie mogę wrócić sam? - zignorowałem jej wcześniejsze pytanie, tak samo, jak oni ignorowali mnie.

- nie wracamy do domu - wyjaśnił tata, gdy zapinałem pasy.

- mamy dziś pierwszą wizytę z Twoją nową lekarką - dodała mama.

Prychnąłem pod nosem, zwracając ich oczy w moim kierunku.

- i mówicie mi to dopiero teraz, bo? -

- bo rano uciekłeś z domu - powiedział dosadnie tata.

Fajnie. Wal się.

Spojrzałem za okno. Wciąż padało.

Jechaliśmy nową drogą. Wyjątkowo, wzdłuż niej nie rozciągały się rozległe pola, a zwykłe domki jednorodzinne.

AmaryllisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz