Opierałem głowę o szybę. Każdy wstrząs samochodu zmuszał mnie do otwarcia oczu, które i tak po chwili zamykały się.
Było zimno. Bardzo zimno. Owinąłem się szczelniej kocem i spróbowałem bardziej przytulić do drzwi.
W pewnym momencie poczułem dłoń matki, lekko gładzącą moje kolano. Zrobiła to już któryś raz podczas tej podróży. Od kiedy trafiłem do szpitala miała jakąś dziwną manię dotykania mnie co chwilę. Jakby upewniania się, czy wciąż jestem.
- Natan, wstawaj, zaraz będziemy -
Niechętnie odkleiłem się od szyby, otwierając oczy - tym razem - na dłużej. Było jasno, ale chmury pokrywające całe niebo przynosiły chłodny nastrój.
Jedyne co widziałem za oknem to pola pełne wysokich traw i zbóż.
Zastanawiało mnie, dlaczego rodzice uparli się na przeprowadzkę i to w takie miejsce.
W końcu podjechaliśmy pod dom. Nie był szczególnie duży, ale na pewno większy od naszego poprzedniego mieszkania. Zewnętrzne ściany pomalowano na zmianę białą i grafitową farbą. Dach natomiast w całości został pokryty ciemnym gontem.
Wysiedliśmy z samochodu. Powietrze było wilgotne i pachniało deszczem. Okolica cicha i - jak się zdawało, spokojna. Gdybym nie wiedział tego od rodziców, w życiu bym nie powiedział, że mieszkamy przy głównej ulicy.
Wyciągnąłem z bagażnika torbę, która po chwili została mi odebrana przez tatę. Ruszyłem za nim w stronę domu.
Szybko przeszedłem przez werandę i znalazłem się w środku. Od razu zrobiło się cieplej. Zdjąłem buty bez schylania się, olewając przy tym wzrok mamy.
Przepraszam, ale nie mam siły.
Ponownie podążyłem za tatą, tym razem wchodząc po schodach aż weszliśmy do pokoju. Zorientowałem się, że to mój, dopiero gdy tata postawił torbę na podłodze i wyszedł zostawiając mnie samego.
Stałem na przeciw dużego okna, za którym, widoczne były, oczywiście, pola. Spuściłem nieco wzrok i po prawej stronie zobaczyłem łóżko. Od razu położyłem się na nim, wtulając twarz w poduszkę.
Chcę tu zostać.
- Tan, chodź proszę! - przyjemną ciszę przerwał kobiecy głos.
Wydałem z siebie dźwięk niezadowolenia i zwlokłem się z łóżka. Schodząc poczułem nieziemsko cudowny zapach.
Boże, jaki piękny.
Przystanąłem dopiero na dole, gdy spojrzałem na stół i siedzących przy nim rodziców.
Ludzie błagam, dopiero było śniadanie.
Na kwadratowym, białym stole stały trzy białe talerze z rosołem. To wyjaśniało wspaniały zapach roznoszący się po domu.
Bez możliwości wyboru, usiadłem i spojrzałem na pełną miskę.
Zanurzyłem lekko łyżkę i przemieszałem zupę. Czułem na sobie palący wzrok rodziców, więc zacząłem dmuchać, udając, że jest gorąca.
Wzrokiem szybko zbadałem ilość makaronu.
Około 100 gram, czyli przed gotowaniem pewnie jakieś 50 co daje nie całe 200 kalorii. Kurwa.
Postanowiłem, że zjem samą zupę.
Max 18 łyżek, to będzie poniżej 100.
Nabrałem pełną łyżkę zupy i wziąłem ją do ust.
Jeden.
Od razu rozpłynąłem się. Zupa była doskonała.
Powoli zjadłem kolejną łyżkę.
Dwa, trzy, cztery, pięć, sześć...
- po zupie chcemy pojechać do Twojej nowej szkoły - z zamyślenia wyrwał mnie głos taty.
W odpowiedzi tylko kiwnąłem głową. Już miałem kontynuować jedzenie, gdy zacząłem się zastanawiać czy szóstą łyżkę w końcu zjadłem czy nie?
Doszedłem do wniosku, iż lepiej założyć, że tak. Dojadłem jeszcze kilka łyżek zupy tak, że w misce został praktycznie sam makaron. Wstałem od stołu ignorując spojrzenia rodziców.
Odniosłem talerz do kuchni, przy okazji wyrzucając pozostały makaron. Ruszyłem w stronę schodów z zamiarem pójścia do pokoju.
- Natan wróć - zatrzymał mnie ostry męski głos - usiądź - wskazał wzrokiem na kanapę.
Nie mogłem nic zrobić, więc wróciłem się i położyłem na kanapie, zamykając oczy. Miałem dość. Wszystkim chodziło o to samo.
°°°
Szkoła była niedaleko domu. Właściwie mogliśmy pójść do niej. Dlatego nie rozumiałem czemu rodzice uparli się na jazdę samochodem.
Siedzieliśmy w gabinecie dyrektora, w dużym, dwupiętrowym, żółtym budynku. Wystruj całej szkoły był dosyć stary. Drewniana, zdarta podłoga i stare, ciężkie gabloty, wiszące na ścianach wpływały przytłaczająco na to miejsce.
Przyglądając się dłużej, zauważyłem, iż pokój dyrektorski nie wiele różnił się od gabinetu lekarza głównego, w szpitalu. Tutaj przynajmniej było mniej bieli.
Duże biurko stało na środku, a zaraz za nim, na ścianie znajdowały się półki pełne kolorowych segregatorów. Natomiast po drugiej stronie drewnianego blatu, były trzy krzesła, na których siedzieliśmy wraz z rodzicami.
- dobrze, wszystko się zgadza i wygląda na to, że od jutra możesz rozpocząć naukę w naszej szkole - oznajmił dyrektor.
- przyjdź jutro przed pierwszą lekcją do sekretariatu, tam będzie czekać koleżanka z Twojej nowej klasy i oprowadzi Cię po szkole - powiedział dyrektor na do widzenia.
Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do samochodu. Do domu wróciliśmy w ciszy. Nienawidziłem jej, ale jednocześnie nie chciałem jej zakłócać.
°°°
Po kolacji wszyscy siedliśmy przy kominku. Ja nie miałem wyboru, rodzice chyba chcieli mi dotrzymać towarzystwa.
Siedziałem najbliżej ognia, owinięty grubym, szaro-białym kocem, a i tak wciąż trząsłem się z zimna. Zimno było chujowe.
- Natan - podniosłem wzrok na rodziców.
- ponieważ idziesz do szkoły, musimy mieć z Tobą jakiś kontakt - powiedziała mama wyciągając do mnie rękę z moim telefonem.
Wstałem, by go odebrać.
- ale są pewne zasady - zaczął tata. Od razu moje spojrzenie przekierowało się na niego.
- nie ma ściągania żadnych nowych aplikacji bez naszej zgody, nie ustawiasz blokady, razem z mamą mamy mieć swobodny dostęp do Twojego telefonu, kiedy tylko zechcemy - wymieniał, a z każdym kolejnym słowem moja mina zrzedła- gdy jesteś po za domem, odbierasz i odpisujesz do nas od razu. Musimy mieć z Tobą stały kontakt -
- co? - spytałem w końcu nie dowierzając, w to, co słyszę - nie macie prawa! -
Spojrzałem oburzony na mamę, której wzrok był bardzo łagodny. Wyglądała jakby zaczęła się wahać, czy decyzja, którą podjęli, na pewno była słuszna.
- mamy prawo Natan, nie jesteś jeszcze pełnoletni - powiedział ostatecznie tata, dziwnie wystawiając rękę.
- świetnie, dzięki, to teraz traktujcie mnie jak niemowlaka! - krzyknąłem i wyminąłem ich.
Szybko wbiegłem po schodach na górę, słysząc za sobą jeszcze wołanie ojca. Miałem tego dość.
Dość wszystkiego. Dość tej ciągłej kontroli z ich strony. Nie rozumiałem, dlaczego to oni mają kontrolować moje życie. Moje.
CZYTASZ
Amaryllis
Novela Juvenil❗ TW ED ❗ °°° Dopiero teraz spojrzałam na nowego członka grupy. Zamarłam. On też. Stał na przeciwko, wpatrując się tylko we mnie. Wiatr kołysał jego brązowymi, falowanymi włosami. Delikatnie r...