❗TW WAGA❗
Stukot obcasów mamy odbijał się po korytarzu, tworząc przy tym okropne echo. Stawiała szybkie kroki. Mimo to byłem tuż za nią. Magia długich nóg i stawiania dłuższych kroków. Nie szedłem jednak szybko, choć miałem na to ochotę. Wolałem jednak już bardziej jej dziś nie denerwować.
Bałem się tego co może zrobić.
Gdy tylko podeszliśmy pod gabinet doktor Sosteno, mama zapukała do drzwi. Po chwili ze środka usłyszeliśmy, że możemy wejść.
- wchodź - rozkazała kobieta, otwierając drzwi.
Niepewnie wszedłem do środka i przywitałem się z lekarką, gdy tylko ją zobaczyłem. Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- dzień dobry, w czym mogę pomóc? -
- dzień dobry Pani doktor, obawiam się, że terapia za wiele nie daje. Skłonna jestem nawet powiedzieć, że nic. Natan od kiedy wyszedł ze szpitala schudł 5 kilogramów. Owszem, był chory, ale nie mógł aż tyle stracić... -
Przewróciłem oczami wiedząc już, że matce włączył się słowotok. Spojrzałem ze współczuciem na lekarkę.
Kobieta również patrzyła na mnie, przez cały czas, jedynie kiwając co jakiś czas głową. Szybko poczułem zażenowanie i spuściłem wzrok.
Wygrałaś mamo, czuję się źle.
Po co ty w ogóle to wszystko mówisz?
Po co tu przychodzimy?
Zajmij się sobą. A mi pozwól żyć tak jak ja chcę.
- Natan? - podniosłem głowę słysząc moje imię.
- wyjdź na chwilę, ale masz siedzieć na krześle przed gabinetem i ani waż się ruszyć - powiedziała mama.
Zrobiłem jak prosiła. Zamknąłem za sobą delikatnie drzwi i spojrzałem z niechęcią na stojące naprzeciw mnie dwa krzesła o stoliczek. Krzesła były drewniane, a ich siedzenie i oparcie pokryte czerwoną tkaniną. Miały też drewniane, mocno znieszczone podłokietniki. Powiedziałbym, że wyglądały raczej jak biedna wersja starych foteli, niż krzesła. Pomiędzy nimi stał drewniany stolik. O jego zniszczeniu świadczyły liczne zadrapania i ślady po plamach na blacie.
Usiadłem na jednym z krzeseł i wpatrywałem się w drzwi przed sobą. Choć na korytarzu panowała cisza, nie byłem w stanie usłyszeć o czym rozmawia mama z lekarką.
Postawiłem nogi na siedzenie, objąłem je rękoma i oparłem na nich brodę. Zacząłem się zastanawiać co będzie ze mną dalej?
Kolejny raz zamkną mnie w szpitalu? Czy może jednak będę wciąż w domu? Jeśli pozwolą mi zostać, to matka będzie mnie jeszcze bardziej pilnować. Jak nie, to oni się mną zajmą.
Nie możecie mi dać świętego spokoju?
Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach. Nie miałem ochoty tu siedzieć. Wolałem być gdzie indziej i w innym stanie. Mógłbym leżeć w jakimś rowie przy drodze i nie mieć siły wstać. Czekałbym. Tak po prostu czekał.
Zatopiłem się w tych przyjemnych myślach, próbując przypomnieć sobie ten stan. Stan niemocy. Gdy wstanie z łóżka graniczyło z cudem. Kiedy ciężko mi było nawet złapać do ręki książkę.
Usłyszałem trzask drzwi i czyjeś kroki. Podniosłem z zaciekawienia głowę, jednak szybko tego pożałowałem.
Z jednego z gabinetów wyszedł dobrze mi znany, czarno-włosy chłopak. On również na mnie spojrzał, aby po chwili wykrzywić usta w coś na kształt uśmiechu. Nie wyszło mu to za dobrze.

CZYTASZ
Amaryllis
Teen Fiction❗ TW ED ❗ °°° Dopiero teraz spojrzałam na nowego członka grupy. Zamarłam. On też. Stał na przeciwko, wpatrując się tylko we mnie. Wiatr kołysał jego brązowymi, falowanymi włosami. Delikatnie r...