IV

40 7 1
                                    

Spojrzałem na stojący przede mną, wypełniony po brzegi talerz. Kolejny dzień i kolejne śniadanie.

Cudownie.

Tylko po co?

- smacznego - powiedziała mama z uśmiechem, siadając obok mnie.

Ha ha, naprawdę nie śmieszne.

Połowę talerza zajmowała jajecznica z boczkiem. Obok leżały dwie kromki chleba, wysmarowane porządną warstwą masła. Ostatnią częścią śniadania był skrojony w plasterki pomidor.

Uniosłem jedną brew, przyglądając mu się podejrzale. Zdawało się niemożliwe, żeby nie był otoczony tłuszczem, jak reszta. Podniosłem lekko widelcem jeden plaster pomidora i obejrzałem dokładnie.

Jesteś bezpieczny.

Włożyłem go do ust i powoli przeżuwałem, aby upewnić się czy miałem rację. Spojrzałem na resztę jedzenia.

Jajko, albo nawet dwa, to około 140 kalorii. Boczek, zdecydowanie za dużo. Chleb, jedna kromka 70, ale z masłem, to lepiej nie jeść w ogóle.

Zacząłem grzebać w jajecznicy, aby usunąć z niej niepotrzebny boczek. Wiedziałem, że część tłuszczu z niego i tak przeszła do jajek. Gdy już pozbyłem się wszystkich niepotrzebnych skwarek, mogłem prawie spokojnie zjeść jajko z pomidorem.

- a chleb? - spytała mama, gdy tylko skończyłem jeść.

Zignorowałem ją, odnosząc talerz do kuchni. W odpowiedzi usłyszałem tylko jej westchnienie.

Mogłaś nie smarować masłem.

- dobra, jedziemy - odezwał się tata, również wstając od stołu.

Poszliśmy do przedpokoju, żeby założyć buty. Zanim wyszliśmy, zatrzymała mnie mama, dając mi do rąk termos i dwie kanapki, zapakowane w woreczki.

Zabrałem dodatkowy posiłek, nie do końca rozumiejąc po co mi on był. Narzuciłem plecak na jedno ramię i poszedłem do samochodu.

Padało, a gęsta mgła wisząca nad polami uniemożliwiała oglądanie okolicy. Docierały do nas rozproszone promienie słońca, sprawiając, że było jasno.

Gdy podjechaliśmy pod budynek szkoły chciałem od razu wysiąść, jednak zatrzymał mnie głos taty.

- postaraj się Natan. Nam też nie jest lekko -

Kiwnąłem tylko głową nie do końca go rozumiejąc. Wysiadłem z samochodu i powolnym krokiem ruszyłem do szkoły.

Przecież starałem się. Starałem się dla niej. To Wy wszystko przerwaliście.

Wszedłem do środka i skręciłem w prawo. Nie wiedziałem jaką mam teraz lekcję, ani do jakiej sali powinienem trafić. Wymijałem uczniów, kierując się do schodów, prowadzących na wyższe piętra.

Byłem już tak blisko, to Wy mnie zatrzymaliście.

Przy schodach rozejrzałem się na boki, szukając łazienki. Wiedziałem, że gdzieś tam będzie. Toalety zawsze są w skrajnych miejscach szkoły, nie po środku.

Skręciłem w lewo, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Dwóch chłopaków stojących pod oknem od razu skierowało na mnie wzrok.

Nie wyglądali na zadowolonych z mojej obecności. Minąłem ich szybko i zamknąłem się w jednej z kabin.

Usiadłem na desce, podkulając nogi pod siebie i obejmując je rękoma. Głową położyłem na kolanach.

Było dobrze, byłem prawie chudy. A teraz? Teraz znów jestem pierdolonym grubasem. Głupim tłuściochem. Beznadziejnym wielorybem.

AmaryllisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz