𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓓𝔀𝓾𝓭𝔃𝓲𝓮𝓼𝓽𝔂𝓭𝔃𝓲𝓮𝔀𝓲𝓪𝓽𝔂

150 18 16
                                    

Kai: 

— Mam wrażenie, że jesteś na mnie zły — mówi niepewnie.

Stoję naprzeciwko siedzącej w kuchni dziewczyny i trzymam w dłoni kubek swojej kawy, którą już kończę.

Tak naprawdę wcale nie jestem zły na Nathaniel. Fakt, ukrywała coś przede mną, ale ma do tego prawo, tak jak ja ukrywam coś przed nią. O wiele bardziej martwię się tym, jak teraz dokładnie będzie wyglądała moja relacja z Lloydem, bo przecież zaproponowałem mu wczoraj związek, a on mnie olał. Czy teraz w szkole będziemy zachowywać się jak wcześniej, a może wrócimy do zwykłych przyjaciół i zapomnimy o całej sprawie? Ale nie wydaje mi się, żebyśmy mieli i tym zapomnieć, skoro Nathaniel jest magicznym i żywym dowodem na to, że jednak naprawdę coś z tego będzie.

— Wydaje ci się — Wzdycham. — To będzie po prostu ciężki dzień.

— Gdybym wiedziała, że ten kretyn tu będzie, to od razu bym ci o tym powiedziała, ale nie miałam o niczym pojęcia...

— Nathaniel — zaczynam spokojnie, przerywając jej tym samym. — Przecież nie musisz mi się ze wszystkiego tłumaczyć. Dopóki ten chłopak...

— Blake. Albo Brooklyn. Ale woli Blake.

— Do kiedy Blake nie pcha się w tą naszą sprawę, to w ogóle mi to nie przeszkadza. Ale chcę wiedzieć gdzie i kiedy z nim wychodzisz. Tak na wszelki wypadek — dodaje po chwili, odkładając kubek do zmywarki.

Nathaniel wybucha na to szczerym śmiechem, by zaraz po mnie wsadzić brudne naczynia.

— A ty mówiłeś, że nie będziesz tatuśkować — przypomina.

— Przecież nie tatuśkuje — prycham. — Tylko mówię. Pilnuję, żeby nic ci się nie stało, a to kompletnie inna rzecz niż tatuśkowanie.

Wkładam buty, kiedy Nathaniel wraca jeszcze na górę po swoje rzeczy, przez co nawet się na nią nie gniewam. Wciąż mamy jeszcze trochę czasu do lekcji, a jeśli przyjedziemy szybko, to w jakiś sposób będzie skazany na rozmowę z Lloydem. Nie wiem jednak, czy nie powinienem się z tego bardziej cieszyć. Bo z jednej strony chcę wyjaśnić z nim tą całą wczorajszą sytuację, bo nie mam pojęcia, na czym stoimy, ale z drugiej nawet nie wiem, jak powinniśmy to zacząć. Tym bardziej że nie odpowiedział nawet na żadną moją wiadomość, więc nie mam bladego pojęcia jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień.

— Dasz mi kiedyś poprowadzić? — pyta, kiedy wychodzimy z domu i kierujemy się do pojazdu. — Wcale nie jestem aż takim złym kierowcą.

— Nie ma opcji — prycham. — Możesz zabrać sobie z mojego pokoju co tylko chcesz, ale nie dostaniesz samochodu. Chyba że jakimś cudem umrę jeszcze przed twoim wyjazdem.

Z niezadowoleniem krzyżuje ramiona i zajmuje miejsce pasażera.

— Przecież będziesz siedział obok i nic się nie stanie. Nie żeby coś, ale przepisy aż tak się nie zmieniły przez tyle lat.

— Zapomnij o tym — mówię stanowczo, wyjeżdżając z naszej posesji. Jadę do szkoły, starając się skupić na drodze, ale wciąż z tyłu głowy mam różne scenariusze, jak będzie wyglądać cały dzisiejszy dzień. Jest ich tyle, że ciężko wybrać ten najbardziej prawdopodobny.

Ostatecznie nie sprawdza się żaden.

Lloyd nie przyszedł dzisiaj do szkoły.

— Co? — dziwię się. — Jak to go nie ma. Przecież wczoraj nic mu nie było, miał być.

— No normalnie — prycha Harumi. — Napisał mi, że nie będzie go w szkole, bo idzie do dojo ćwiczyć z wujkiem. Mam ci pokazać wiadomość, jak mi nie wierzysz.

𝓒𝓱𝓲𝓵𝓭 𝓸𝓯 𝓽𝓲𝓶𝓮 |𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz