𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓒𝔃𝔀𝓪𝓻𝓽𝔂

293 21 8
                                    

Nate:

— Wujku. Specjalnie kupiłam ci te słoiki, żebyś trzymał w nich te wszystkie zioła. Jakkolwiek to nie brzmi. — wzdycham.

Siedzę przy małym stole w naprawdę małej kuchni w mieszkaniu wujka. Sama odebrałam mu z poczty paczkę, bo kurier wsadził do skrzynki pokwitowanie, że nikogo nie było w domu, co oczywiście jest kłamstwem, bo podobno wujek cały dzień śledził w domu.

— Przecież to nie ma sensu. Przecież trzeba je ciągle przesypywać, jak się skończą — zauważa.

— Dlatego specjalnie kupiłam ci te większe — wzdycham. — Zajmują mniej miejsca w szafkach.

Nie miałam ochotę dzisiaj iść na lekcję, więc uznałam, że odwiedzenia wujka to dobra wymówka, żeby dać sobie spokój z nauką. Chociaż na jeden dzień. Mam tylko nadzieję, że uda mi się usunąć wiadomość z dziennika elektronicznego o swojej nieobecności, zanim rodzice je zobaczą.

W całym pomieszczeniu pachnie wszelkiego rodzaju ziołami. Wujek naprawdę uwielbia robić sobie różnego rodzaju zdrowotne herbatki. Moim zdaniem, to w ogóle nie działa i najlepiej by było, żeby umówił się do lekarza, chociażby na głupią teleporadę, ale on jest zbyt dumny na takiego typu rzeczy. Może ma z dwieście lat, choć broda jest teraz krótsza niż zazwyczaj, ale i tak go uwielbiam. Nie ma żony, nie wiem też, żeby miał dzieci. Wiedziałabym, gdybym miała więcej kuzynostwa. Nie dziwi mnie więc, że to głównie tata opiekował się swoim starszym wujkiem, a teraz to głównie na mnie spadły te obowiązki.

Jest trochę jak dziadek od strony Lloyda, którego przecież nie poznałam tak, jak bym chciała. I nawet podoba mi się, jak nazywa mnie "geniuszem", kiedy udaje mi się zamówić dla niego kolejne rzeczy ze stron, których on już nie rozumie. Wiem, że w jego czasach ogarniał internet naprawdę dobrze, jednak sporo się zmieniło w ciągu tych trzydziestu lat.

— Dobrze już dobrze. Niech ci będzie, dziecko — wzdycha. Patrzy, jak z uśmiechem wpisuje kolejną nazwę ziół cienkim markerem, a potem odsuwam od siebie słoiczek. Upijam łyka kawy z kubka termicznego, który zabrałam z domu. Może nie robię kawy takiej mocnej jak tata, ale i tak ją lubię. Gdybym dodała kolejną łyżeczkę, prawdopodobnie nie mogłabym tego wypić.

— Może na jakiś czas ogranicz zamawianie różnych rzeczy, dobrze? — ruchem głowy wskazuję na zamkniętego laptopa po drugiej stronie małego stroju. — Mam wrażenie, że będziesz mógł robić sobie herbatki przez najbliższe pół roku.

— A ty nie powinnaś być przypadkiem w szkole? — prycha, krzyżując ręce. Na policzkach zauważam rumieńce zdenerwowania, a może zawstydzenia.

— Powinnam — mówię. — ale postanowiłam zrobić sobie dzisiaj wagary.

— Wagary? Nie wydaje mi się, żeby to spodobało się twoim rodzicom? O nie, Lloyd mnie chyba zabije, jak się dowie, że tu jesteś.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak tata krzyczy na swojego wujka, jednego członka rodziny, z którym ma kontakt. A poza tym, to nie jest w jego stylu. On nawet na mnie nie lubi krzyczeć, w przeciwieństwie do drugiego taty, bo to Kai głównie upominał mnie, kiedy zrobiłam coś złego.

— Wezmę całą winę na siebie. Nic o tobie nie wspomnę. Obiecuję.

— Dziecko — wzdycha głośno, a potem zajął drugie miejsce przy stoliku, akurat w momencie kiedy ja postanawiam zaczynać chować wszystkie zioła do szafki. — Dlaczego nie poszłaś do szkoły?

— Zastanawiam się, czy nie spotkać się dzisiaj ze swoją biologiczną matką — odpowiadam spokojnie. Fajnie, że kuchnia jest mała wystarczy, że obrócę się i już mogę sięgnąć po słoiki na stole, a potem schować je do szafki. — Wujku?! — dziwię się, kiedy słyszę jak kubek, który trzymał nagle wypadł mu z dłoni i opadł na płytki z głośnym hukiem.

𝓒𝓱𝓲𝓵𝓭 𝓸𝓯 𝓽𝓲𝓶𝓮 |𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz