𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓒𝔃𝓽𝓮𝓻𝓭𝔃𝓲𝓮𝓼𝓽𝔂𝓭𝔃𝓲𝓮𝔀𝓲𝓪𝓽𝔂

120 12 9
                                    

Kai:

— Lloyd — zaczynam spokojnie. Widzę, jak chłopak wpatruje się w puste pomieszczenie, które kilka miesięcy temu było jego pokojem. — Chłopie, tak bardzo mi przykro.

Blondyn nic nie odpowiada. Stoi jak posąg. Skamieniały i zbyt zszokowany, żeby się ruszyć. Chociaż jego usta są delikatnie otwarte, żadne słowo z nich nie pada.

— Dobra, już jee... — zaczyna Jay, ale milknie, kiedy zauważa pusty pokój. Marszczy brwi — Co jest?

— Wygląda, jakby nikt tu nie mieszkał — mamrocze Lloyd. Podchodzę do biurka. Zauważam widoczną warstwę kurzu na blacie, jakby nikt nie sprzątał tu już od dawna i otwieram szafę. Ostatnio zostało tam parę rzeczy, a teraz jest całkowicie pusto. Podobnie jak szuflada, która wcześniej zapełniona była równymi pierdołami, teraz jest całkowicie czysta.

— Może chcieli ci zrobić niespodziankę i wyremontować ten pokój — mówi Jay, szukając pewnie w tej sytuacji jakiegoś pocieszenia. Chociaż cała nasza trójka wie, że nie ma to sensu. Jay stara się być w tej chwili naszym pocieszeniem, ale nic to nie da.

Niepotrzebnie odpuściliśmy sobie dzisiaj lekcje. Cała nasza trójka chciała spędzić cały poranek na pakowaniu rzeczy chłopaka, a potem wypakowywaniu ich w jego małym mieszkaniu, ale najwidoczniej nie ma do żadnego sensu.

— Dzięki, Jay — mamrocze blondyn. — to naprawdę dobrze pocieszenie. Tylko szkoda, że nie jest prawdziwe.

Jay rozgląda się po pokoju, zagląda do pustej szafy, której drzwi zostały otwarte, ale ja zauważam, jak szmaragdowe oczy z każdą chwilą robię bardziej szkliste. Widzę, jak spuszcza wzrok na swoje buty.

— Jay — zaczynam, rzucając pustą torbę na biurko. — Sprawdź w szufladach, czy czegoś nie ma. — rozkazuję. Podchodzę do Lloyda i odwracam do w stronę drzwi, przy okazji obejmując i ciągnę ze sobą do wyjścia.

Od razu siada na schodach i chowa głowę w kolanach. Kilka sekund później zaczyna płakać, a ja nie mam pojęcia, co powinienem zrobić. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy płakał już z tego powodu, a za każdym razem nie mam pojęcia, jak powinienem się zachować. Czuję się w tej sytuacji dość bezsilny, kompletnie bezradny.

— Jak chcesz, to kupię ci tę kolekcję komiksów na urodziny. Jeszcze miesiąc wytrzymasz — mówię, starając się jakoś polepszyć humor. Wydaje się, że działa, bo chłopak prycha głośnym śmiechem, ale to wciąż jest śmiech przez ciągle lecące łzy.

— Dzięki — rzucam. Podnosi głowę i wyciera zapłakane policzki dłonią. — Mogę tam nie wychodzić?

— Pewnie — Uśmiecham się, chociaż nawet tego nie widzi, bo wbija wzrok w coś przed nami. Prawdopodobnie ścieżkę prowadzącą do drzwi. — I tak nie ma tam nic ważnego.

— Tam nie ma niczego, Kai — poprawia mnie szybko. — Tak jakby nie było mnie w ogóle w ich życiu. W przedpokoju nie ma zdjęć, zauważyłeś?

— Mam ich poszukać? Chcesz je zabrać? — pytam, na co ten po chwili kręci głową.

Drzwi do środka są otwarte, więc słyszymy schodzącego na dół Jaya. Spoglądam na niego, a ten kręci tylko głową. Torba, którą trzyma na ramieniu jest całkowicie pusta.

— Stary, przykro mi — mówi Jay, siadając obok blondyna z głośnym westchnieniem. — Dorośli są do dupy. Nie rozumiem twoich rodziców.

— Uwierz, ja też — rzuca Lloyd.

— Jedziemy? — pytam, klepiąc swojego chłopaka na plecach. — Wygląda na to, że nie mamy tu czego szukać.

Widzę, jak chłopak niechętnie wstaje. Przyjechaliśmy tu jego autem, a z jakiegoś powodu przekazuje mi teraz kluczyki, a sam siada na miejscu pasażera.

𝓒𝓱𝓲𝓵𝓭 𝓸𝓯 𝓽𝓲𝓶𝓮 |𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz