PROLOG

389 27 12
                                    

Stuttgart 10.05.1946

-*-*-*-

Kobieta dopiła już zimną herbatę i odstawiła filiżankę na porcelanowy talerzyk, westchnęła ciężko, a piwne tęczówki powędrowały, na niewielki stosik papieru, równo ułożony na mahoniowym stoliku kawowym. Starannie zapisany papier listowy, oświetlał blask południowego Słońca, przy czym liście potężnego dębu, malowały na nim przeróżne obrazy, nadając ściśle tajnym wyznaniom jakby nowe życie.

Drżąca, lekko pomarszczona, choć ciągle drobna i smukła dłoń, sięgnęła, ku misternie wykonanej słuchawce, starego, klasycznego telefonu stacjonarnego, druga zaś wybrała numer, który podeszły wiekiem umysł znał na pamięć.

Pierwszy sygnał połączenia, napędził falę nerwowych płytkich oddechów, które były tak niekontrolowane jak łzy, pojawiające się w kącikach oczu przy drugim sygnale. Trzeci sygnał doprowadził do pustki w sercu, jak i umyśle, kiedy już przy czwartym sygnale, z urządzenia wydobył się czysty, aczkolwiek naznaczony wiekiem głos.

-Halo? -odezwała się kobieta po drugiej stronie, w nieznanym jej języku, co wywołało u niej obawy, czy na pewno nie pomyliła którejś z cyfr.

-Dzień dobry -rzekła ze swoim południowym akcentem -czy mogłabym poprosić do telefonu Pana kapitana Rivaille'a Ackermann'a?

-A kto mówi? -głos kobiety po drugiej stronie zdawał się drżeć.

-Carla Jeager -starła wierzchem dłoni niechcianą łzę.

-Czyżby była Pani powiązana z Panem plutonowym Eren'em Jeager'em?

-Jestem matką -rzekła słabo, przymykając powieki -mogłabym wiedzieć z kim mam przyjemność?

-Z Kuchel Ackermann -z ust kobiety wyrwał się cichy szloch -matką Rivaille'a.

-Och, miło jest więc Panią poznać... Jak miewa się syn?

-Levi, mój kochany Levi -zdawało jej się jakby rozmówczyni popadała w rozpacz -widzi Pani, och, jakiż okropny los go spotkał...

-Więc poległ na wojnie? -zapytała ocierając łzy, tym razem haftowaną chusteczką.

-W czterdziestym czwartym -westchnęła -a jak miewa się Eren? Co u niego? Pamiętam jak syn, tak bardzo za nim tęsknił, nie okazywał tego, ale oczy, te oczy, ach Pani Jeager... On umierał z nieszczęścia.

-Eren -dławiła się łzami -Eren, również odszedł w czterdziestym czwartym... Bóg jest tak bardzo niesprawiedliwy Pani Ackermann -wręcz cicho zawyła w konwulsji.

-Boga nie ma Pani Jeager -odparła -nie po tym co doświadczyliśmy po tej bestialskiej wojnie... Czy mogłabym o coś zapytać?

-Słucham Panią.

-Pani syn, tak pięknie pisał do Rivaille'a, jego listy odnalazłam dopiero po śmierci, w starym gabinecie... Czy może Pani posiada na nie odpowiedzi?

-Posiadam -załkała -dlatego też zadzwoniłam, chciałabym zobaczyć listy Eren'a, myślę że i Pani, chciałaby zobaczyć nietuzinkowe wypowiedzi syna.

-Pani Jeager, byłby to dla mnie potężny zaszczyt...

-Proponuję więc spotkanie na neutralnym gruncie... Chciałabym poznać kogoś z rodziny, gdyż nie mam już możliwości spotkać kochanka mojego dziecka -zerknęła tęsknie w kierunku estetycznego, technicznego pisma.

-Spotkajmy się Pani Jeager, w Wiedniu?

-Spotkajmy się w Wiedniu, Pani Ackermann.

-*-*-*-

Mamy, więc prolog do nowego RIREN, cóż mogę powiedzieć? Jeśli Wam się spodobał, to zostawcie coś po sobie, gdyż w przeciwieństwie do KING'a, to opowiadanie jest w trakcie tworzenia i jego rozdziały będą dodawane nieregularnie. Do następnego za jakiś czas!

L_Y

1944 [BXB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz