ROZDZIAŁ XVI

174 23 9
                                    

Berlin 23.01.1944

-*-*-*-

Czarnowłosy nasunął kaszkiet na głowę, następnie przetarł zmęczoną twarz dłonią. Nie spał całą noc. Myśli zajmował mu dzisiejszy powrót do Japonii, zdrowie i bezpieczeństwo siostry, jednak przede wszystkim śmiałość na którą pozwolił sobie w stosunku do młodzieńca. Miał ochotę zbić lustro w szafie by nie patrzeć na swoje odbicie, opanował się w ostatniej chwili, ganiąc się w myślach za swoje żałośnie dziecinnie podejście.

-Ogarnij się Ackermann -warknął cicho -masz ponad trzydzieści lat -wziął głęboki wdech i przymknął oczy.

Nieświadomie przesunął językiem po spierzchniętych wargach, przywołując tym samym dotyk gorących, miękkich, uległych warg. Całe ciało przez chwilę poczuło potężne gorąco drugiej istoty. Dłonie jakby wyczuwały pod opuszkami palców rozpalone ciało, przez które przechodziły intensywne dreszcze. Czuł Eren'a całym sobą, chciał go posiąść całego -to jednak świadczyłoby o jego zezwierzęceniu.

Bowiem Levi nie chciał wziąć chłopaka jako obiekt ku zaspokojeniu własnych potrzeb, mimo że otaczał go dzikim, wręcz szalenie dzikim uczuciem. Chciał go posiadać na własność, tym samym kochać go bez cielesnego pożądania. Sam przyznał się przed sobą iż marzył o tym by doprowadzić szatyna do spełnienia, a dnia następnego by siedział tuż obok niego w małej kawiarni w centrum Londynu i popijał popołudniową herbatę. Można więc wnioskować że mimo swojej inteligencji, oraz władzy przypisanej statusowi kapitan miał proste marzenia.

Sielanka nie trwała wiecznie, zakończył wyjątkową chwilę wypraszając chłopaka, mówiąc mu na odchodne by zapomniał, a także nie pokazywał mu się więcej na oczy, zagroził wręcz że jeśli spotka go jeszcze raz -zabije z zimną krwią.

Jak on żałował, jak on żałował tych cholernych słów. Chciał zobaczyć chłopca przed wylotem, chciał rozsmakować się w karmazynowych ustach, cieszyć opuszki placów miękką, gładką teksturą karmelowej skóry, chłonąć słuchem każde westchnienie, zatapiać dłonie w miękkich, kasztanowych kosmykach, delektować się gorącem jego ciała, tonąć w szmaragdzie jego oczu. I pomyśleć że taki zwykły Europejczyk z którym to spędził niecałe dwa tygodnie tak cholernie namieszał mu w głowie. Czuł jak odchodzi od zmysłów, pragnął rzucić się pędem na ulicę, włamać się do pierwszego, lepszego samochodu i go szukać, jednak czy to by coś dało? Czy to by coś dało oprócz narażenia go na niebezpieczeństwo? Czy to nie przyniosłoby zguby w postaci różowego trójkąta? Czy to nie przyniosłoby rychłej śmierci? Dokładnie taki skutek przyniosłaby dalsza relacja.

-Tak jest lepiej Ackermann -mruknął i nie wiedzieć czemu w prawym oku mężczyzny rozlała się łza -patetyczne.

Rivaille odczuwał również jakiś nieznany mu spokój, dziwną pewność iż Jeager w ramach zemsty nie wyda go. Że szatyn nie chowa urazy, że ma pewność tego iż dla niego samego przedstawienie ich krótkiej, acz intensywnej relacji głównie zakończy ich marny, bezduszny żywot. Choć Ackermann'owi cesarz by wybaczył, jednak przelotnemu kochankowi wódz -nie.

Przemyślenia Azjaty przerwało pukanie do drzwi w których to, po pozwoleniu wejścia pojawił się Mass wraz z siostrą mężczyzny u boku, świadczyło to o ostatecznym powrocie.

-*-*-*-

Wylatywali z innego lotniska, niż to na którym lądowali w Berlinie. Głównie lotnisko stolicy z pewnością po ostatnim bombardowaniu stało się gruzowiskiem, z resztą jak całe to miasto. Jadąc uzbrojonym po dach samochodem Ackermann obserwował zniszczone do cna miasto. Zaciskał co jakiś czas palce na karabinie i myślał nad tym że każde imperium kiedyś upadnie.

1944 [BXB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz