Stuttgart 07.01.1944
-*-*-*-
-Czerwone jagody, wpadają do wody, powiadają ludzie, że nie mam urody -polska sprzątaczka śpiewała po cichu, pucując szorstką szmatą, na kolanach kolejny metr drewnianej podłogi -urodo, urodo, gdybym ja Cię miała...
Nie zdążyła dokończyć kolejnej strofy, gdy usłyszała świst, wywołany zamachnięciem ciężkiego, skórzanego pasa, a potem ból przeszedł przez jej wychudzone kościste plecy. Po raz kolejny złamała zasadę tego domu, ciągle tę samą, jednak znosiła wszelkie obelgi, obrażenia, by móc utrzymać dwójkę swoich dzieci, które w każdej chwili mogły zostać zapakowane w rodzinnym Szczecinie i posłane do Treblinki, a tam czekała na nich tylko śmierć.
-Przepraszam -zawyła kłaniając się nisko -proszę mi wybaczyć, Pani Jeager!
-Co ja mówiłam o Waszym plugawym języku?! Że nie chcę go słyszeć w moim domu -brunetka szarpnęła służącą, za przerzedzone blond włosy, w których połyskiwały siwe odcienie -jeszcze raz usłyszę to polskie rzężenie, to jak Boga kocham, będziesz panele jęzorem czyścić!
-Bóg, mówił że trzeba kochać bliźniego swego, jak siebie samego -syknęła w języku szefowej.
-Jeszcze śmiesz pyskować? Bliźniego, dobre sobie -pochyliła się nad nią -Niemiecka zawszona suka, jest więcej warta, niż Wasza kobieta -kończąc wypowiedź, puściła włosy służącej, spychając na podłogę, nim jednak się odwróciła by wyjść w stronę korytarza, splunęła na poszkodowaną.
Dzwonek do drzwi, zadzwonił dwukrotnie, brunetka poprawiła skromną, czarną, jak na wdowę przystało suknię i ruszyła ku drzwiom. Spojrzała przez wizjer, gdyż w tych czasach nigdy nic nie było wiadomo, widząc jednak przyszłego gościa, na dostojnej twarzy pojawił się uśmiech.
-Czy mnie stare oczy mylą, czy to mój syn? -otwarła drzwi, a z kącika oka wypłynęła łza.
-Witaj matko -mundurowy chwycił dłoń kobiety i ucałował ją, postępując jak dżentelmen.
-Masz takie zimne dłonie, dziecko, wchodź, wchodź szybko do środka -po tych słowach młodzieniec wszedł do lśniącego korytarza, tego secesyjnego mieszkania -Nadia, zrób kawy, byle prędko!
-Tak, Pani Jeager -pojawiła się w korytarzu -och, widzę że Pan wrócił -zarumieniła się i uciekła pośpiesznie, by zaraz zniknąć w kuchni.
-Widzę, że Rumunka ciągle tu pracuje -zdjął czapkę z szalikiem, następnie płaszcz i odwiesił na misternie wykuty wieszak -a Polka, żyje jeszcze?
-Długo nie pożyje, gęba jej się nie zamyka, a ja mam dość tego barbarzyńskiego bełkotu, mój Boże, ta banda podludzi zabiła Ci ojca, Eren -ruszyła w kierunku salonu, który chwilę wcześniej opuściła Jagoda.
-Sam się pchał, nikt nie kazał mu przeprowadzać tych chorych eksperymentów -zasiadł na barokowym fotelu -co więcej, miał być lekarzem, a został zbrodniarzem.
-Milcz! -uniosła dłoń w górę, z zamiarem uderzenia szatyna.
-Uderzysz mnie? Straciłaś męża, starszego syna i mnie nie chcesz już nigdy zobaczyć?
-Na Boga, Eren -odetchnęła głęboko i położyła dłoń na piersi -po prostu, tak bardzo nie mogę im tego wybaczyć, nie mów mi że i Ty odejdziesz, bo serce mi pęknie w rozpaczy...
-Państwa kawa -brunetka weszła do salonu, ze srebrną tacą i porcelanowym zestawem w dłoniach, ostrożnie rozstawiła naczynia i nalała czarnego, aromatycznego napoju -jak się Pan miewa? Dawno Pana w domu nie było -rzekła cicho odstawiając dzbanuszek.
CZYTASZ
1944 [BXB]
Fanfiction...że zaś zupełnie bez nadziei żyć nie można, znalazł rozwiązanie w dobrowolnym, prawie sztucznym męczeństwie... Rok 1944 był początkiem końca dla Cestarstwa Japońskiego, jak i Rzeszy Niemieckiej. W tej wojennej burzy spotyka się dwóch żołnierzy, ni...