ROZDZIAŁ XIV [1/2]

184 24 29
                                    

Berlin 21.01.1944

-*-*-*-

-Myślę że najbezpieczniej byłoby gdyby kapral Ackermann opuściła kraj z Panem -mężczyzna potarł skronie -rana goi się dobrze, ale jest duże prawdopodobieństwo że do dwudziestego trzeciego, jak przewidywaliśmy, nie zagoi się w pełni, zalecam więc...

-Rozumiem -przerwał mu -siostra wyjedzie ze mną, dziękuję Panu -czarnowłosy wyminął doktora i skierował się do pokoju w którym przebywała jego siostra. Wziął głębszy wdech stając przed drzwiami, aby się uspokoić.

Mikasa, ukochana siostra, stawała się coraz bardziej irytująca, choć z pewnością sama tego nie zauważała. Skąd miała przecież wiedzieć że nie tylko jej wzrok skupił się wokół zielonookiego żołnierza, że nie tylko jej myśli krążyły wokół tego nieco nierozgarniętego, lecz pełnego energii chłopca?

Rivaille spojrzał prawdzie w oczy. Brązowowłosy zdecydowanie był ich ideałem, przeciwieństwem, które ich dopełniało. Był Słońcem w pogodny dzień, a oni Księżycami pochmurnej nocy. Był radosny i impulsywny, kiedy ich cechował spokój i układ. Chłopak o szmaragdowych oczach był brakującym elementem w układance, który oboje chcieli włożyć w formę swoich egzystencji... Levi wiedział że nie odda Eren'a, choćby miał nawet zabić.

Wszedł do pomieszczenia uprzednio pukając. Miał zamiar rozmówić się z siostrą i odizolować ją od chłopaka, jak najszybciej było to możliwe. Bo jak powszechnie było wiadomo niebieskooki nie należał do cierpliwych. Był pewien że zaraz będzie chciał ponownie wybić młodej kobiecie jej fanaberie, jednak zmienił to podejście w chwili gdy zobaczył widok rozdzierający mu serce na strzępy.

Mikasa ocierała łzy z policzków bladymi, drobnymi dłońmi, co jakiś czas cicho pociągając nosem. Gdy usłyszała kroki zbliżające się w jej stronę, przetarła mocno powieki, mając nadzieję że gdy je uchyli zobaczy właśnie jego. Jego z bukietem kwiatów w dłoniach, promiennym uśmiechem na ustach, przepraszającego za głupi i nieśmieszny żart. Tak się jednak nie stało.

Na skraju łóżka przysiadł jej brat, jak zawsze z bezemocjonalnym wyrazem twarzy. Tym razem jednak w kobaltowych tęczówkach tańczyły iskry złości, co jakiś czas przymglone smutkiem i żalem. Ackermann poczuł się jak najgorszy śmieć, zawsze się tak czuł gdy widział łzy w oczach jego księżniczki.

Młoda kobieta wyciągnęła, w jakby błagalnym geście, dłonie w jego kierunku. Na co odpowiedział natychmiastowo stanowczym, ale ostrożnym uściskiem, musiał na nią uważać gdyż jeszcze nie była w pełni zdrowa. Zarejestrował że uścisk dziewczyny nie był taki jak zazwyczaj, zdawała się wątła i krucha. Była przeciwieństwem siebie sprzed tego przeklętego wyjazdu.

-On ma inną Levi -wyszeptała dławiąc się łzami -on ma inną -potwórzyła opierając czoło o ramię brata -jestem tak lekkomyślna... Dlaczego nigdy cię nie słucham? Przecież mówiłeś że nie jest to facet dla mnie...

-Nie musiałaś mnie słuchać -odrzekł gładząc ją po potylicy -skąd wiesz o tej innej?

-Dziś rano -mruknęła -sam do mnie przyszedł i powiedział -westchnęła -że jest ktoś kogo lubi... Bardzo lubi i nie jestem to ja.

Levi poczuł jeszcze większy niepokój niż wcześniej. Niepokój u niego często zamieniał się w złość. W tym też momencie niebieskie tęczówki przybrały odcień intensywnego granatu. Wziął głęboki wdech, gładząc młodszą po głowie, do czasu aż ciało Azjatki przestało drżeć, a szloch nieco osłabł.

-Nie płacz -rzekł cicho -brat się z nim rozmówi -odsunął się lekko od niej i musnął wargami czoło kobiety.

-Rozmów się -szepnęła wracając do pozycji półleżącej -ale obiecaj mi -chwyciła dłoń mężczyzny -że nie zrobisz mu krzywdy.

1944 [BXB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz