ROZDZIAŁ X

166 28 10
                                    


Berlin 17.01.1944

-*-*-*-

Wybiła godzina druga nad ranem. Od ostatnich sześciu godzin kapitan Ackermann, wraz z innymi oficerami armii nazistowskiej przesłuchiwali zamachowców, którzy uszli z życiem. Było to trzech mężczyzn. Dwaj Niemcy mieli polskie korzenie, a trzeci litewskie. Ostatni przykuł najbardziej uwagę czarnowłosego, gdyż to on postrzelił Panią kapral.

Eren stał pod ścianą, czując jak robi mu się coraz bardziej niedobrze, przy każdym jęku wywołanym uderzeniem, przy każdym błaganiu o śmierć, wdechu przepełnionym smrodem zasychającej krwi i potu. Trzymał w dłoni broń, mając nadzieję że nie będzie musiał jej użyć. Nadzieja matką głupich. Przekonał się o tym w momencie, gdy do pomieszczenia wszedł generał z rozkazem natychmiastowego zlikwidowania zamachowców.

-Zdejmij ich -Zeke podszedł do brata -Litwina zostaw Ackermann'owi -położył mu dłoń na ramieniu -nie zawiedź mnie Eren -dodał cicho akcentując jego imię.

Gdy Goetze i Mass opuścili celę, a za nimi czterech pozostałych mężczyzn z SS szatyn niepewnie spojrzał na swoje potencjalne ofiary. Szmaragdowe tęczówki sunęły powoli po zmasakrowanych, umęczonych twarzach, których wyraz przedstawiał jedynie chęć zakończenia katorgi, bez znaczenia w jaki sposób. Przeniósł wzrok na kapitana, który opierał się o ścianę z założonymi rękami i wpatrywał się nienawistnie w wysokiego, szczupłego blondyna o szarych oczach.

-Wykonaj rozkaz Jeager -rzucił beznamiętnie starszy, nie racząc oderwać wzroku od swojej ofiary.

Młody żołnierz podszedł do brązowowłosego mężczyzny o piwnych oczach i wziął głęboki wdech. Uniósł dłoń na wysokość jego czoła i po chwili wahania strzelił. Głowa mężczyzny opadła bezwiednie w dół, krew ofiary ubrudziła marynarkę oficera Wermachtu, który popatrzył na nią z przerażeniem, pomieszanym z obrzydzeniem. Powtarzał w myślach że lepiej by zginął z jego ręki, za jednym strzałem, skracając cierpienia, niż by był skatowany z rąk Japończyka.

Stanął przed drugą i ostatnią ofiarą. Jasnozielone oczy blondyna wpatrywały się w niego z jakimś dziwnym spokojem. Chłopak uśmiechnął się do szatyna, z rozciętej wargi uleciała krew.

-Śmierć jest zbawienna -rzekł z silnym bawarskim akcentem -śmierć jest błogosławieństwem -westchnął ciężko -zabij mnie, przebaczę Ci...

-Ja -zerknął w kierunku niezruszonego kapitana, który tym razem jednak patrzył na niego wyczekująco -nie potrzebuję Twojego przebaczenia -z tymi słowami przestrzelił głowę równolatka na wylot.

Ackermann podszedł do drzwi celi, następnie otworzył je i syknął w kierunku osiłków z SS.

-Zabierać stąd trupy gównozjady -rzekł, następnie podszedł do biurka na którym leżało prześcieradło, które kryło pod sobą narzędzia tortur -od pęset, aż po tasaki. Obokstały dwie musztardówki i butelka wódki.

Gdy mężczyźni w czarnych garniturach zabrali ciała, kapitan nalał alkoholu do szklanek, jedną z nich podał szatynowi, drugą sam opróżnił duszkiem. Wyjął z kieszeni papierosy z zapalniczką i podszedł do szarookiego. Przysunął stołek by być twarzą w twarz ze swoją ofiarą, zapalił papierosa zakładając nogę na nogę.

-Zapalisz Vojtins? -wyciągnął dłoń z używkami w jego stronę.

-Mam związane ręce -warknął patrząc na niego spod byka.

-Istotnie, Jeager rozwiąż go -zwrócił się do szatyna i posłał mu uspakajające spojrzenie, gdy wyczytał na jego twarzy obawę -częstuj się -zwrócił się do mężczyzny, który przyjął używkę.

1944 [BXB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz