Berlin 13.01.1944
-*-*-*-
Kapitan westchnął rozdrażniony na samą myśl o wczorajszym dniu. Goetze jaką fałszywą świnią był, taką jest, jednak wyboru nie miał innego, niż tolerować tego, pożal się Boże generała. Spędzenie z tym gburowatym jegomościom, oraz innymi niemieckimi, jak i japońskimi oficjelami przez ponad cztery godziny, było istną katorgą, szczególnie że Levi, lubił konkrety, a oni w sytuacji gdzie ich państwa dogorywają, popijają drogie francuskie wina, paplając o błahostkach.
Chociaż, czy rozmowa o lekkich tematach nie była swojego rodzaju odskocznią, by nie zwariować w tak tragicznej sytuacji? Nie wiedział, jednak zdawał sobie sprawę z tego iż jeśli sprawy będą szły tempem wczorajszych negocjacji, to zanim Cesarstwo i Rzesza dobiją targu, to alianci rozniosą je w pył.
Humoru naturalnie, nie poprawiała mu myśl że on i jego siostra, będą mieli na plecach sługusów SS, lub Wermachtu. Bo przecież Goetze zdawał się Ackermann'owi jeść z ręki, jednak odgórny nakaz, rozkazał mu pilnować przyjezdnych.
Przeczesał dłonią czarne włosy, przeglądając się w lustrze, dostrzegł siwego włosa, wyrwał go zirytowany, przecież miał nieco ponad trzydzieści lat, to nie czas by siwieć, do cholery. Zdjął spodenki, w których tylko miał zwyczaj spać i wszedł pod prysznic, by się odświeżyć ale również zimnym strumieniem ukoić swoje rozgoryczenie.
Po krótkiej kąpieli w apartamencie rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Przewiązał biały ręcznik w pasie i zerknął na tarczę Szwajcarskiego zegarka, były ponad dwie godziny do przybycia jego „sługusa", więc kto się dobijał do niego o tej porze? Miał nadzieję że nie była to jego siostra, ponieważ mieli bardzo dobry kontakt w ostatnim czasie i ostatnie czego by chciał to kłótni.
Gdy otworzył drzwi, okazało się że była to kobieta z room service, która dostarczyła mu śniadanie. Mruknął od niechcenia „dzień dobry" i wpuścił ją do środka, lustrując każdy jej ruch. Pracownica, wyczuła czujny wzrok na swojej osobie, odstawiła tacę na małym, drewnianym stoliku i zapytała.
-Czy jest coś w czym mogę Panu pomóc, Panie Ackermann? -zawiesiła wzrok na jego sylwetce i wciągnęła głośno powietrze -Adonis -pomyślała widząc nagie od pasa w górę, mleczne, idealnie wyrzeźbione ciało, co prawda pokryte bliznami, jednak ciągle zapierające dech w piersiach.
-Nie, dziękuję Pani -przewrócił oczami, widząc zakłopotanie rudowłosej.
-T-to w takim razie już pójdę -ruszyła w kierunku drzwi -miłego dnia Panie Ackermann.
-Dziękuję, nawzajem -rzucił beznamiętnie i zamknął za nią drzwi.
Zjadł szybko typowo europejskie śniadanie, by nieco dłużej później delektować się kawą po wiedeńsku i ukochanym Marlboro, po czym ponownie stanął przed lustrem w łazience. Wyszorował zęby, ogolił się i ułożył włosy, postanowił tym razem nie układać ich specjalnie, rozczesał kruczoczarne kosmyki, tworząc przedziałek na środku głowy, pozwalając by końcówki sięgały kącików oczu.
Ubrał się w przyniesiony poprzedniego wieczora z pralni mundur, jednak marynarkę pozostawił na wieszaku. Było mu ciepło, choć inni z pewnością w temperaturze, jaką utrzymywał na własne życzenie w pokoju by zamarzli. Po raz kolejny w apartamencie pojawiła się rudowłosa pracowniczka hotelu, zabrała tacę oczywiście wymieniając ponownie wyuczone uprzejmości.
-*-*-*-
Zajął miejsce za biurkiem i sięgnął po szarą, kartonową teczkę, którą wczoraj wręczył mu ten cały Erik. Rozwiązał sznurek, po czym wziął się za lekturę, niezwykle nudnych i nie wnoszących żadnych nowych informacji dokumentów. Z jakże wspaniałych wiadomości, wyrwał go energiczny dźwięk pukania do dębowych drzwi. Zerknął na tarczę zegarka zlokalizowanego na lewym nadgarstku, wskazującego godzinę dziesiątą i prychnął ledwo słyszalnie.
CZYTASZ
1944 [BXB]
Hayran Kurgu...że zaś zupełnie bez nadziei żyć nie można, znalazł rozwiązanie w dobrowolnym, prawie sztucznym męczeństwie... Rok 1944 był początkiem końca dla Cestarstwa Japońskiego, jak i Rzeszy Niemieckiej. W tej wojennej burzy spotyka się dwóch żołnierzy, ni...