ROZDZIAŁ V

164 16 4
                                    

Berlin 11.01.1944

-*-*-*-

Udało mu się dotrzeć do stolicy na czas, choć szyny kolejowe były w niektórych miejscach uszkodzone, a on sam musiał się liczyć z niespodziewanymi przesiadkami, jednak zdążył! To go niezwykle cieszyło.

O ustalonej godzinie, czyli dwunastej w południe, zapukał do drzwi gabinetu generała, chwilę później usłyszał pozwolenie na wejście do środka. Zasalutował energicznie, uprzednio zamykając drzwi, na co starszy jedynie przytaknął głową i wskazał dłonią na fotel, po drugiej stronie biurka, nie odrywając wzroku od rozpostartej na blacie, potężnej mapy Europy, na której pozaznaczane były najistotniejsze miejsca, zlokalizowane we wschodniej części frontu.

-Jak było w Stuttgarcie Jeager? Mamusia dobry obiadek przygotowała? -spytał z przekąsem.

-Tak, dziękuję -odparł krótko, zdejmując kaszkiet z łowy, przy tym zajmując wskazane mu miejsce.

-Nie to mnie jednak intryguje -uniósł wzrok znad papieru -dokładnie za dwadzieścia cztery, nie dwadzieścia trzy godziny i pięćdziesiąt sześć minut, będzie na naszej komendzie Ackermann, zapoznałeś się ze wszystkim?

-Naturalnie, tak jak Pan rozkazał.

-Doskonale, słuchaj Jeager, plany nieco się zmieniły -potarł skronie palcami -z kapitanem, przyjedzie jego siostra, kapral Mikasa Ackermann... Musisz na nią uważać, powiedziałbym że jest gorsza, niż sam Rivaille, on skupia się głównie na tym na czym mu zależy, ona zaś jest... Jest jak cholerny szczur, wszystko słyszy i widzi, nic jej nie umknie.

Dwudziestodwulatek przełknął nerwowo ślinę, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Mikasa, była podobno w bitwie na Hokkaido i również wykazywała się tak potężnym okrucieństwem, jak jej brat, z tą różnicą że on atakował z powietrza, a ona z lądu. Słyszał również iż rodzeństwo, jest ze sobą niezwykle zsynchronizowane, jakby porozumiewało się telepatycznie, co niezwykle go przerażało, w końcu miał nie odstępować kapitana na krok, a ona niezwykle krzyżowała te plany.

-Słuchasz mnie, Jeager? -Goetze pomachał dłonią tuż przed twarzą rozmówcy.

-Jak najbardziej generale! Nie spodziewałem się że i kapral Ackermann się pojawi.

-Nikt się tego nie spodziewał, podobno jest bardzo ładna, więc liczę na to że zignorujesz wszelkie amory i skupisz się na przydzielonym Ci zadaniu.

-Naturalnie -rzekł, choć sam nie wierzył w swoje stwierdzenie.

-Dostaniesz kogoś do pomocy -sięgnął po słuchawkę stacjonarnego telefonu i wybrał numer -Hans, powiedz mu że może wejść.

Nie spostrzegł kiedy drzwi do gabinetu uchyliły się, a zza nich wyłonił się wysoki, muskularny blondyn, o błękitnych oczach, w idealnie, jak w jego przypadku, skrojonym czarnym garniturze. Mężczyzna zasalutował, a zielonooki spojrzał na niego z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem, które po chwili przemieniło się w przerażenie. 

Przecież on nie żył...

-Chyba nie muszę przedstawiać tej persony, porucznik SS, Zeke Jeager -przeniósł wzrok na szatyna -Eren, wyglądasz jakbyś ducha zobaczył? Co z Tobą? Brata nie poznajesz?

-Przecież Ty nie żyjesz! -krzyknął podnosząc się, by stanąć twarzą, w twarz z mężczyzną, ignorując, najwyżej postawionego z nich.

-Zmieniłem tylko profesję bracie -poczynił krok w jego stronę -nie widzi mi się służba w Wermachcie.

-Zmartwychwstał -generał stwierdził z ironią -poruczniku, musisz omówić z plutonowym nieco zmieniony plan działania.

-Tak jest! -zasalutował odwracając się przodem do drzwi, chwytając ich klamkę dodał -Nie obijaj się Eren, robota czeka.

Najmłodszy pośpiesznie zasalutował i ruszył za bratem, nie za bardzo rejestrując co się właściwie stało? Zeke żył! Nie widział go dwa lata, wszyscy byli pewni że zginął, w wyniku wybuchu bomby. Dlatego też ciało zostało zmasakrowane, więc nie mogli się dowiedzieć czy to naprawdę on. Wszystko okazało się być fikcją, a on sam nie wiedział co o tym myśleć.

-*-*-*-

Zeszli piętro niżej, następnie pokierowali się do gabinetu numer trzydzieści osiem. Po przekroczeniu progu, starszy zamknął pomieszczenie i wskazał gestem dłoni na fotel naprzeciw biurka. Gabinet Zeke'a, był nieco uboższy niż generała, jednak ciągle, po stokroć bardziej luksusowy niż jego mieszkanie. Zajął wskazane miejsce, a zaraz potem naprzeciw pojawił się jego brat. Usiadł ciężko na fotelu i rzucił kaszkiet na biurko, sięgnął do szuflady i wyjął z niej papierośnicę, wraz z popielnicą.

-Nie palę -warknął, gdy tamten wysunął papierosa w jego stronę.

-A szkoda -odpalił używkę i zaciągnął się głęboko -pewnie oczekujesz wyjaśnień.

-Jak na to wpadłeś? -sarknął zakładając nogę na nogę, przy tym zdejmując czapkę z głowy i przeczesał dłonią niesforne kosmyki.

-Eren -wypuścił dym z ust -dwa lata temu, wszystko zaczęło się komplikować -podrapał się po brodzie -zostałem niesłusznie oskarżony o rzekomą zdradę państwa -prychnął -Goetze wpadł na pomysł z moją upozorowaną śmiercią, by Ciebie i matkę oczyścić z domniemanej konspiracji.

-Ale przecież nosisz ciągle to samo nazwisko, więc jak...

-Naturalnie mam inną tożsamość, teraz nazywam się Erik Mass, generał jednak przy, określmy to, swoich, zwraca się do mnie prawdziwym imieniem.

-Nie dawałeś znaku życia, przez dwa kurewskie lata Zeke! Matka przeżyła ten cios najmocniej, mało nie umarła, a Ty od tak pojawiasz się i mówisz: no cześć Eren, żyję -nachylił się nad biurkiem -czy Ty jesteś poważny Zeke?!

-Nie drzyj się tak -syknął i pyknął papierosa -nie wiesz że szpiedzy są wszędzie?

-Jak na ten moment chuj mnie to obchodzi -stwierdził, choć ciszej niż wcześniej -nie odnoś wrażenia że jestem zły że żyjesz, ale wiedz że nie skaczę też z radości.

-Cóż, patrzysz aktualnie na żywego trupa -podrapał się po brodzie -jednak do rzeczy, znam Twój plan pracy od jutra, można to tak ująć, pozwól że przedstawię Ci moją perspektywę -wstał i wygasił peta w popielniczce.

Niebieskooki podszedł do szafy zastawionej aktami i wyjął z niej, jedną z teczek, nie zaopatrzoną w żaden opis, po czym wrócił na swoje miejsce, przy tym podsuwając karton pod ręce rozmówcy, który z ciekawością otworzył dokument.

Gdy tamten zapoznawał się z nowymi zasadami planu, choć nie odbiegały one znacznie od tych które znał, blondyn nalał do dwóch szklanek szkockiej whisky, o intensywnym zapachu i kolorze. Młodszy przeniósł wzrok na alkohol i z dozą niepewności sięgnął w kierunku naczynia, po czym stuknął się nim z bratem.

-Za pomyślność naszych zamiarów, bo za zwycięstwo jeszcze za wcześnie -rzekł porucznik i opróżnił szkło do dna.

-Za sukces...

-*-*-*-

Więc... No ten... Następny rozdział prędko się nie pojawi, mam masę roboty i dziurę w głowie, a nie chcę psuć tej historii, byle jakimi rozdziałami, więc... Zostaw coś po sobie jeśli doczekałeś/aś, do końca rozdziału.

Jeśli chodzi o King, to tam cały czas pojawiają się regularnie rozdziały :)

L_Y

1944 [BXB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz