「Rozdział 5」

117 17 35
                                    

  Chłodne powietrzne odbijające się od kamiennych ścian, studziło powolny oddech Lodowego Spojrzenia, gdy ten przemierzał jeden ze skalnych korytarzy Mrocznej Kotliny. Znał wiele z nich, tak samo, jak różnych sprzymierzeńców swojego ojca - w końcu bywał tu już od jakiegoś czasu i przebywanie w kamiennym labiryncie nie było dla niego niczym strasznym. 

  Silniejszy wiatr owiał go, unosząc na chwilę jego czarną sierść, gdy mijał wejście do kolejnego podziemnego kanału. W mroku zabłysły czyjeś bursztynowe ślepia, jednak kocur nie zwrócił na nie zbytnio uwagi, kierując się przez ten cały czas do głównej groty. 

  To tam zawsze spotykał się w snach ze swoim ojcem, choć niekoniecznie od razu się tam pojawiał. Kamienne korytarze i czasami inne koty witały go wpierw w życiu na jawie, a dopiero później Wilcza Gwiazda oraz następnym trening z byłym przywódcą. 

  Grymas wkradł się na twarzy Lodowego Spojrzenia, gdy ten przypomniał sobie o tym, że teraz nie ma już treningów sam na sam z własnym ojcem. 

  Był jeszcze Zmierzch. 

  Z tej samej rodzinny irytujących co Leszczynowy Cień, a jego zuchwałość momentami bywała aż nadto denerwująca. Mimo wszystko, to właśnie ten kocur został wybrany przez Wilczą Gwiazdę do misji specjalnej, jak to określi wojownik Mrocznej Kotliny. Że obaj mieli pomóc kremowo-brązowemu kocurowi, Lodowe Spojrzenie był skazany od pewnego czasu na wręcz ciągłe spotykanie Zmierzchu w snach.

  Nie mógł powiedzieć, że mu się to podoba, bo zdecydowanie wolał treningi sam na sam. Chociażby dlatego, że były bardziej efektywne i nie marnowało się na nich cennego czasu. Z Zmierzchem było inaczej, ponieważ ten uwielbiał dodawać swoje trzy wąsy gdzie potrzebne nie były. 

  Gdy Lodowe Spojrzenie skręcił w lewo w kamiennym korytarzu, dojrzał wyjście z niego, a irytujący głos odbił się od kamiennych ścian, docierając do jego uszu. 

  Zmierzch znów był przed nim w Mrocznej Kotlinie.  

  Ten kot tylko śpi czy co? Nie da się ciągle być tu tak szybko - przebiegło przez myśl czarnemu wojownikowi, na którego pysku panował grymas już od jakiegoś czasu. Ukrył jednak swoją irytację głęboko w sobie, jak to zawsze powtarzał mu jego ojciec i spokojnym krokiem wszedł do groty głównej. 

- Witaj Wilcza Gwiazdo, mam nadzieję, że się nie spóźniłem - miauknął bezbarwnym tonem, skinąwszy swojemu ojcowi. Wymienił tylko krótkie spojrzenie ze Zmierzchem, które od razu mówiło, że i on nie jest zadowolony na jego widok.

- Idealnie na czas. Rozumiem, że przez bycie wybranym jest ci ciężej, ale mimo to nie opuszczasz treningów - odparł zadowolony kremowo-brązowy kocur, który siedział na środku jaskini z ogonem wokół swoich łap.

- Nigdy bym ich nie opuścił - zapewnił go gorące Lodowe Spojrzenie, a samotnik w tym samym momencie prychnął. 

- Dobre sobie, nie musisz nikogo okłamywać - miauknął Zmierzch, mrużąc przy tym bursztynowo zielone oczy. Czarny wojownik zazgrzytał zębami na te słowa i wysunął na chwilę pazury, tylko by zaraz je schować. 

  Jak ten samotnik w ogóle śmiał oceniać jego lojalność względem jego własnego ojca? Wilcza Gwiazda prędzej powinien wątpić właśnie w tego napuszonego samotnika, a nie w niego, swojego własnego syna. 

- Zamknij pysk, Zmierzch jeśli bycie żywym jest ci miłe - warknął cicho Wilcza Gwiazda, który nagle znalazł się tuż koło brązowo-rudego kocura z przyłożonymi pazurami do policzka samotnika. - Zawsze mogę znaleźć sobie kogoś na twoje miejsce, więcej szanuje je skoro już je masz - dodał z cichym syknięciem i odszedł powoli od niego. Zmierzch przełknął nerwowo ślinę, ale skinął szybko głową. 

Wojownicy • Tom 2 - Za Mrokiem ChmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz