「Rozdział 11」

60 16 21
                                    

  Ciche prychnięcie i pogardliwe spojrzenie Zmierzchu, to było ostatnie co ujrzał Lodowe Spojrzenie w kotlinie przed zniknięciem stamtąd i przebudzeniem się. 

  Jego treningi z Wilczą Gwiazdą oraz samotnikiem stały się coraz bardziej męczące i intensywne, jednak ku jego uldze, były krótsze i jego ojciec szybciej odsyłał ich do siebie. Dzięki temu miał jeszcze szansę krótko się zdrzemnąć, a następnie wstać przed pozostałymi, aby - w razie czego - zająć się nowymi ranami. 

  Choć był przemęczony, odczuwał też dumę ze swoich postępów w nauce nowych taktyk walki. 

  Ostrzeżenia Pełni już dawno wyleciały mu drugim uchem i zdarzało mu się nawet zapominać po co tak właściwie wyruszył ze wszystkimi w tą całą podróż - Leszczynowy Cień skutecznie próbował mu to przypominać w każdym wrogim spojrzeniu, kiedy w ciszy czy też w rozmowie maszerowali we czwórkę z powrotem do swoich klanów. 

  Lodowe Spojrzenie nie przejmował się jednak jasnobrązowym wojownikiem, będąc zbyt skupionym na tym, by w jakiś sposób zaprowadzić swoich towarzyszy do miejsca, gdzie zamieszkiwał Zmierzch. 

  Kocur najmniej przejmował się wszystkim związanym z jego ojcem tuż po przebudzeniu, kiedy to musiał się upewnić, że nie widać żadnej rany po treningu. Na całe szczęście, tym razem wyjątkowo nie narobił sobie wielu ran, więc mógł na spokojnie odpocząć jeszcze chwilę. 

  Już miał ponownie zamknąć oczy, poprawić swoje ułożenie pod paprocią i pogrążyć się w krótkim, płytkim śnie, kiedy ktoś zdzielił go łapą w ucho. 

- Wstawaj zapchlony sierściuchu - rozległo się opryskliwie miauknięcie Leszczynowego Cienia, który zaraz odsunął się od czarnego kocura. - Mamy jeszcze sporo przed sobą, a wypadałoby coś zjeść. Chyba, że Księciunia to nie dotycz, to możesz iść na głodniaka - dodał, strzepnąwszy ogonem. 

  Lodowe Spojrzenie mruknął coś cicho pod nosem, niezadowolony, po czym otworzył oczy, aby spojrzeć na kocura z Klanu Wody. Leszczynowy Cień spoglądał na niego swoimi zmrużonymi, bursztynowymi ślepiami i gdy zauważył, że czarny wojownik nie śpi, odwrócił się tyłem i zniknął gdzieś w zaroślach. 

 Głupi rybi pysk - przeleciało Lodowemu Spojrzeniu przez myśli, po czym niechętnie podniósł się z pozycji leżącej. Czuł, jak wszystkie mięśnie go bolą i nawet nie zastanawiał się czy to od treningów, czy to od niewygodnego podłoża na którym spał - był wykończony, a zapowiadał się kolejny, długi dzień wędrówki. 

  Westchnął cicho i polizawszy parę razy swoje zmierzwione futro, wygramolił się z wgłębienia pod liśćmi szerokiej paproci. Zapach Lamparciej Cętki, która spała koło niego, był mniej wyczuwalny, niż kiedy kładli się spać i kocur obstawiał, że kotka musiała wstać wcześniej niż on. 

  Przeciągłe ziewnięcie opuściło jego pysk, po czym rozejrzał się dookoła po lesie, w którym pierwsze liście powoli przestawały tracić zielonkawe odcienie. Zastrzygł uchem i posmakował powietrza, jednak jedyne co czuł, to zapachy pozostałych kotów, z którymi podróżował. 

  Prychnął cicho, a następnie ruszył w las, aby znaleźć coś na szybko, co mógłby zjeść. Nie zamierzał pozwolić komukolwiek czekać na niego, aby potem słuchać irytującego narzekania Leszczynowego Cienia. Jasnobrązowy wojownik przechodził samego siebie w ostatnich wschodach słońca i zdaniem Lodowego Spojrzenia, już każdy miał go dość. 

  Przecisnął się pomiędzy niskimi krzakami leszczyny, po czym ponownie posmakował powietrza. Jego wąsy zadrgały odrobinę z zadowolenia, kiedy wyczuł delikatną woń myszy. Ruszył powoli przed siebie, pilnując by wiatr nie przyniósł zwierzynie jego zapachu. 

Wojownicy • Tom 2 - Za Mrokiem ChmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz