Za 3, 2, 1 - część 2

43 5 0
                                    

Wieczór 13 września był wieczorem z pozoru spokojnym, na przekór temu, co działo się w pałacu przez ostatnie dwa tygodnie. Podejrzewam, że do tej błogiej ciszy przyczyniła się godzina wyjazdu, o której usłyszeliśmy wczoraj na kolacji. Zbiórkę pod Wersalem ustalono na piątą rano. To wystarczyło, aby zagonić wszystkich do łóżek... w tym zabieganą i nerwową służbę. Oni jednak musieli wstać w nocy, aby zdążyć przygotować burżuazję do podróży. Nawet biedny Toris, który nie jechał z nami, został zaciągnięty do robót. Przez to nasze rutynowe, wieczorne spotkanie odbyło się tego dnia nieco wcześniej.

- Może po prostu darujmy to sobie dzisiaj. Widzę, że jesteś zmęczona – rzekł spokojnie, zaraz przed wejściem do mojej komnaty.

- Wchodź, siadaj tu i nie gdybaj – zaznaczyłam krótko.

Litwin jak zwykle miał rację. Ręce mi się trzęsły, gdy obkładałam blizny chłopaka tymiankową maścią. Byłam zdenerwowana przed wyjazdem do tego stopnia, że aż przyprawiało mnie to o skurcze brzucha. Myśli latały mi po głowie i nie potrafiłam ich wyciszyć. Męczyło mnie to.

- Dotrzecie tam dopiero za pół miesiąca. Nie denerwuj się tak, bo to na razie odległe zdarzenie – podpowiedział mi, kiedy zwierzyłam się mu z moich problemów.

- Chyba jednak bardziej boję się o ciebie...

- Spokojnie, przecież wiesz, że znam cały schemat na pamięć. Mam ci go wyrecytować?

- Nie, dziś dam ci już spokój – odrzekłam i zabrałam się za płukanie szmatki. – Możesz się już ubrać. Myślę, że, jeżeli zastosujesz wszystko to, co powiedziałam, rany zagoją się do mojego powrotu z Turynu. Także to od ciebie zależy, czy będziesz mógł swobodnie spać na plecach, czy też nie. Miej to na uwadze.

Gdy już wypłukałam szmatkę, którą przecierałam plecy Torisa, i umyłam ręce, wzięłam w dłonie flakonik z maścią. Zakręciłam go dokładnie, a następnie podałam chłopakowi.

- Nie zawiedź mnie, proszę. Wiesz, że mi na tym zależy.

- Na czym?

- Na tym, abyś wyzdrowiał jak najszybciej... W końcu znałeś Feliksa. Człowieka, który reprezentował mój rodzimy kraj...

- Obiecywałem ci to cztery razy, ale obiecam ci raz piąty, że będę o tym pamiętać.

Usłyszawszy dość śmiałą jak na jego styl bycia odpowiedź, od razu polepszył mi się humor. Uśmiechnęłam się do niego i poklepałam go lekko po głowie.

- To dobrze. Chodź, odprowadzę cię do kwater. Przed tobą pracowita noc.

Przeszliśmy razem przez cały pałac i odmeldowawszy się u kierownika, Toris udał się na spoczynek. Ja z kolei nie zamierzałam uczynić tego, co on. Była wtedy chyba godzina dziewiąta i nie śniło mi się jeszcze ciepłe łóżko, dlatego postanowiłam pospacerować sobie po Wersalu. Zaczepiłam na korytarzu panią Yvonne, która właśnie wracała do swojej komnaty. Porozmawiałyśmy chwilę, wymieniłyśmy się wrażeniami no i oczywiście wyraziłyśmy między sobą nasze podekscytowanie dotyczące nowych sukni. Jutro rano wyprawa ruszy wpierw do Paryża, aby dołączyć do „orszaku" króla. Wtedy to właśnie podejdziemy do krawca i zobaczymy, co zdołał skombinować przez te dwa tygodnie. Niestety, kiedy tak wkręcałyśmy się w pogawędkę, przyszedł mąż pani Yvonne i musiałyśmy się rozstać. Małżeństwo skierowało się w stronę swojego mieszkania, a ja poszłam dalej szwendać się oraz podziwiać złote sufity.

Nie kontrolowałam tego, gdzie szłam. Nogi poruszały się automatycznie bez mojej świadomości. Całą uwagę przekierowywałam na piękne malowidła, złote posągi i framugi. Toteż nic dziwnego, że w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, iż się zgubiłam...

C'est le monde, ma chère Europe [APH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz