„Dokądkolwiek zmierzasz, staje się to częścią Ciebie".
-
Anita DensaiAch... Sielanka... Świetna, słodka, letnia sielanka. Nie ma nic przyjemniejszego od perspektywy wspaniałej przyszłości. Zawsze lubiłam wyjazdy i zabawy. Kiedy byłam mała i jeszcze mieszkałam w Warszawie, nie jeden raz wybierałam się z wujem na bogate bankiety. Mimo iż mało było tam ludzi w moim wieku, potrafiłam się wyśmienicie bawić. Największą frajdę sprawiało mi słuchanie orkiestry. Szczególnie, gdy wygrywała ona rytmiczne i skoczne utwory. Muzyka pociągała mnie od dziecka i nie wyobrażałam sobie bez niej życia. Toteż na zabawie w Turynie nie może jej zabraknąć. Mam nadzieję, że będzie do czego potańczyć.
- Proszę bardzo, jaka piękna pogoda! – odezwała się pani Odette, wyglądając przez okienko powozu.
- A będzie jeszcze piękniejsza, kochana! Im dalej na południe, tym więcej słoneczka. Sardynia to śliczne państwo.
- Byłaś tam, Yvonne? – zapytałam ją.
- Oczywiście. Kilka razy, ale sam Turyn miałam okazję zobaczyć tylko z daleka. W takiej małej zadupince mieliśmy z mężem dłuższy postój. Certezza się chyba nazywała. Blisko Turynu.
- Naprawdę? Gdzie wtedy jechaliście?
- Ach... - rozmarzyła się kobieta. – To były świetne czasy. Ja i mój facet byliśmy młodzi, świeżo po ślubie... Wracaliśmy wtedy od jego rodziców z powrotem do Wersalu.
- To rodzice pani męża pochodzą z Sardynii?
- Coś ty, byli Francuzami z krwi i kości, ale na stare lata przeprowadzili się na półwysep. Po prostu dość mieli Paryża i wcale im się nie dziwię. Przez tego całego Napoleona biedny mój teściu by skonał z wycieńczenia! Do armii, na wojnę go chcieli zaciągnąć i spokoju mu nie dawali.
- No i bardzo dobrze zrobił, że się wyrwał ze stolicy! – dopowiedziała Michael. – Tyle nam z tego wojowania przyszło, że żeśmy ludzi potracili.
- Dokładnie! – znów zaczęła Yvonne. - Przynajmniej umarł w ludzkich warunkach, w łożu z rodziną przy boku, a nie gdzieś na przedpolach Moskwy z odmrożeniami i ranami na skórze.
- Czyli oni już nie żyją? – dopytałam.
- No niestety, zmarł on dziesięć lat temu, a jego żona rok potem. Byli złotymi ludźmi i często tam z mężem do nich przyjeżdżaliśmy. Ostatni raz w 1807 roku, wtedy właśnie musieliśmy się zatrzymać w Certezzie.
- To pani kawał świata już widziała – zachwyciłam się. – A co zmusiło was wtedy do postoju?
- Pech tego chciał, że rodzić zaczęłam – odpowiedziała ze śmiechem. – Byliśmy oboje zszokowani, bo lekarz wersalski przewidywał, że jeszcze niecały miesiąc do końca. Ale nasz synek postanowił nas zaskoczyć. Więc musiałam zacisnąć zęby i wydać go na świat w hotelu przy drodze, mimo że w pobliżu żadnych medyków.
- To tłumaczy, dlaczego twój syn zawsze przychodzi przed czasem – zażartowała Odette.
- To ty, Yvonne, masz syna? – spytałam.
- Ależ oczywiście. Jedynego, pierworodnego. Nie mówiłam ci?
Pokiwałam głową na znak zaprzeczenia.
- Hah, a to dziwne... W każdym razie jest już dorosły. Ma 25 lat i na moje oko całkiem przystojny. Chciałabyś może? – Yvonne zalotnie uniosła brew i spojrzała na mnie.
- Ale że ja? – zapytałam nerwowo.
- No a na kogo patrzę?
- Ja? O nie, nie, nie, nie! – zaśmiałam się. - Ja jestem kompletnie niedoświadczona, jeżeli chodzi o te sprawy. Nigdy w życiu nie miałam żadnego partnera.

CZYTASZ
C'est le monde, ma chère Europe [APH]
FanficPolski fanfiction na podstawie Hetalii - serii autorstwa Hidekazu Himaruya, której bohaterami są personifikacje krajów z całego świata. Ta opowieść zaczyna swój bieg u schyłku XVIII wieku. W 1789 roku na świat przychodzi pewna osóbka. Jednak czy jej...