„Przebaczenie wyzwala duszę. Dlatego jest w nim taka siła".
-
Nelson Mandela- Krytyczny moment Gilberta? – zdziwiłam się w reakcji na wcześniejszą wypowiedź Antonia, mając w głowie najróżniejsze skojarzenia.
- Si, bella! Spektakularny widok – stwierdził Feliciano.
Spojrzałam na niego z dwuznacznym wyrazem twarzy.
- No, Auriella! To nie to, co myślisz – zaśmiał się. – Chodzi o moment, w którym Gilbert jest tak pijany, że zaczyna opowiadać o tym, jak bardzo kocha Elizę.
- A kocha? – spytałam zaciekawiona.
Feliciano na to pytanie tylko wzruszył ramionami i kontynuował wędrówkę ku sali balowej. Głosy pijaństwa coraz donośniej rozbrzmiewały w korytarzu, co zwiastowało, iż za chwilę dotrzemy na miejsce. Zawitawszy do środka, ujrzałam całkiem ciekawy widok: wszyscy arystokraci, będąc niebywale roześmianymi, lali sobie w gardła alkoholowe trunki. Gromady tańcowały, lecz wcale nie trzymały się kroków menueta lub innych dworskich choreografii - pląsy te stanowiły bezładną gonitwę nóg i rąk. Podejrzewam, że, gdyby pijaństwo miało swoje uosobienie w postaci tańca, to wyglądałoby właśnie w ten sposób. Zniknęła wyrafinowana mowa, porzucono też wszelakie zasady. Orkiestra natomiast (równie nietrzeźwa jak reszta) gubiła tony i nuty. Grali, co im tylko do głowy przyszło, tworząc muzyczny, fałszujący nieład (całe szczęście, że Roderich tego nie widział).
Idąc przez to dworskie pobojowisko, szukałam wzrokiem nie tylko Francisa, lecz też moich kumpeli. Gdzie one do jasnej cholery są? Czyżby w alkoholowym amoku wyszły z komnaty i ruszyły na podboje okolicznych sal? Mam nadzieję, iż to tylko moje błędne domysły, a owe gdzieś tu się znajdują. Nie chciałabym przeszukiwać w pojedynkę setek gromad pijanych facetów. Nie, nie bałam się, iż ci naruszą w jakikolwiek sposób moją przestrzeń osobistą. Bardziej obawiałam się faktu, że nie będę potrafiła im odmówić, gdy ci zaproszą mnie do wspólnej zabawy i przez to skończę tak samo jak oni. Lub co gorsza: zaprzęgnięta zostanę do pilnowania nietrzeźwych osób, jak przypadło to pani Sandrze (którą, nawiasem mówiąc, spotkałam w tłumie po około dziesięciominutowych oględzinach komnaty).
- Mon Dieu, Aurielle! – wykrzyczała, dojrzawszy mnie pierwszą w tłumie. – Jesteś wreszcie! Wszystko w porządku? Jak wam idzie zabawa?
Rozglądnąwszy się wokół z dość wymownym wyrazem twarzy, odparłam:
- No na pewno nie tak intensywnie jak tu – wypowiedziawszy te słowa, spojrzałam na jej uczesanie. Zniknął wykwintny, rudy koczek. Na jego miejsce przywołana została bezwładna kupa skręconych kłaków. Perełki i świecące spinki ledwo trzymały się na zwisających kosmykach, a ozdobne motylki chyba odfrunęły w nieznane.
- Sandra, gdzie masz drugi kolczyk? – spytałam, zauważywszy brak jednej z długich ozdób.
- Kolczyk? – zdziwiła się. Dotknęła swojego ucha, a gdy pod palcami nie poczuła niczego, westchnęła głęboko.
- Podzielił los mojego szwagra: zaginął w boju – zaśmiała się. – Próbowałam parę chwil temu powstrzymać szarpaninę dwóch sardyńskich panienek.
- Czy aby nie potrzebujesz pomocy?
- Non, non, Aurielle, radzę sobie.
- Jesteś pewna?
- Tak. Godzinę temu udało mi się poskromić mojego pijanego męża, silna ze mnie babka!
- Ależ nie zaprzeczam – dodałam. – A gdzie reszta pań? Żyją?
- Tego bym nie powiedziała – zażartowała, po czym wskazała na nasz stolik. Większość kobiet opierała się bezwładnie o blat. Jedna tylko nie przycięła komara, a była to o dziwo Yvonne. Czyżby wytrzeźwiała?

CZYTASZ
C'est le monde, ma chère Europe [APH]
FanfictionPolski fanfiction na podstawie Hetalii - serii autorstwa Hidekazu Himaruya, której bohaterami są personifikacje krajów z całego świata. Ta opowieść zaczyna swój bieg u schyłku XVIII wieku. W 1789 roku na świat przychodzi pewna osóbka. Jednak czy jej...