„Każda droga to tak naprawdę dwie drogi. Tam i z powrotem.
Jednak droga powrotna jest zawsze najważniejsza".
- Ach... Aż żal mi teraz patrzeć na ten pałac – rzekła Yvonne, stojąc na placu głównym.
- Mi również... Nic, co dobre, nie trwa wiecznie – dopowiedziała Odette, podpierając się na swoim kufrze. Ja natomiast, pogrążona w tej samej nostalgii co panie, stałam kilkanaście metrów od królewskiego powozu.
- Raz jeszcze powiadam: naprawdę niezmiernie nam miło gościć w Wersalu jedną z najważniejszych personifikacji świata. Bądź zdrowa, panno Aurielo – oto rzekł sam król Francji, po czym wraz ze swą małżonką, sekretarzami i Francisem wsiadł do dyliżansu. Gdy tylko powóz odjechał, zwróciłam się w stronę zachodzącego już słońca i zachwycona tak ważnym, królewskim spotkaniem wpatrywałam się w turyńskie mury.
- A więc: nadszedł ten moment – odezwał się głos za mną.
- Echhh.... niestety, Arthurze... Nie sądziłam, iż będzie mi tak trudno stąd wyjechać. Nie spodziewałam się tu niczego, co mnie spotkało – odpowiedziałam, po czym zwiesiłam spojrzenie.
- Fakt, pijany Gilbert sprzed dwóch dni wykrzykujący na rynku miłosne wyznania do Elizy rzeczywiście był sporą niespodzianką – zażartował Brytyjczyk.
- Oj, przestań – zaśmiałam się. – Przecież wiesz, nie o to mi chodzi...
- No oczywiście, że wiem...
Cytując wcześniejszą wypowiedź Odette: „nic, co dobre, nie trwa wiecznie". Niestety, ale nadszedł w końcu ten finałowy dzień – dzień wyjazdu z Turynu, 15 października...
Te dwa tygodnie, które tu spędziłam, z pewnością były najintensywniejszymi przeżyciami moich ostatnich lat. Nie tylko zdołałam poznać bliskich mi ludzi, nie tylko fantastycznie się bawiłam i nabyłam nowych umiejętności, ale też zakochałam w innych, europejskich kulturach.
Byłam przeszczęśliwa, gdy to Eliza wraz z Gianną uczyły mnie kroków zagranicznych tańców. W zachwycie przysłuchiwałam się też włoskim pieśniom i balladom, a kosztując hiszpańskich przysmaków, a nawet starając się samemu je upichcić, rozpływały się moje wszelakie zmysły. Brałam również udział w szlacheckich spacerach po Turynie, a zostawszy zaproszoną na audiencję przez tamtejszego biskupa, zwiedziłam wraz z Romanem słynną, turyńską katedrę! Udało mi się nawet zajrzeć do archiwalnej, podziemnej biblioteki! Miałam więc możność, po wyczerpujących fizycznie zabawach i tańcach, zatopić się w lekturze w cichym, zakonnym przyczółku.
Oczywiście nie spędzałam czasu tylko i wyłącznie w otoczeniu arystokracji lub wysoko postawionych urzędników. Dość często wymykałam się z resztą personifikacji na miasto, gdzie nieskrępowani zwyczajami i całodobową opieką służby mogliśmy być po prostu sobą. Niemalże każdego dnia przesiadywaliśmy nad rzeką Pad i niezależnie od pogody odwiedzaliśmy jej wały. Oczywiście (jak to w towarzystwie państw) nie brakowało też śmiesznych sytuacji. Jak wspomniał Arthur, stało się coś, co faktycznie zapadło wszystkim w pamięć. Wtedy to pijany Gilbert, uchlawszy się w jednym z barów, wybiegł rozochocony na środek rynku i wykrzykiwać zaczął imię Elizy. Mina dziewczyny, która przybiegła zaraz na miejsce, była bezcenna.
Oprócz naszych małych, prywatnych zajęć miejsce miały też aktywności zorganizowane przez służbę królewską. Nie licząc bali, odprawiano bankiety, uczty ze specjałami innych kontynentów, wieczorki poetyckie, zwiedzania zabytków i tym podobne. Jednak nawet najlepiej zorganizowane iwenty, nawet najciekawsze królewskie warsztaty nie mogły się równać z czasem spędzonym z nowymi przyjaciółmi.Śmiało muszę przyznać, że dzięki temu wyjazdowi zrozumiałam naprawdę wiele rzeczy. Wszystko powoli zaczęło układać mi się w głowie, a bałagan narobiony przez drastyczne zmiany w życiu stopniowo ustępował. Nie wiem, jakim cudem się tu znalazłam, będąc jeszcze parę miesięcy temu bankrutką na emigracji. Ale słowa Francisa sprzed dwóch tygodni miały sens: to, iż spotkałam Arthura, a ten przywiózł mnie na Wersal, wcale nie było przypadkowe. Jakaś siła wyższa musiała ingerować w bieg zdarzeń. Tylko pytanie... dlaczego? Czy jestem aż tak ważna, iż moimi losami kieruje sam Bóg? A może... ja naprawdę jestem Europą?

CZYTASZ
C'est le monde, ma chère Europe [APH]
FanficPolski fanfiction na podstawie Hetalii - serii autorstwa Hidekazu Himaruya, której bohaterami są personifikacje krajów z całego świata. Ta opowieść zaczyna swój bieg u schyłku XVIII wieku. W 1789 roku na świat przychodzi pewna osóbka. Jednak czy jej...