Oni też?..

85 8 5
                                    

„Przypadkowa znajomość czasem potrafi dać nam więcej szczęścia niż ta, na którą czekaliśmy z utęsknieniem".

Gdy tylko usłyszałam moskiewskie nazwiska obarczone tym charakterystycznym, dobrze znanym mi akcentem, niemalże zadławiłam się własnymi płucami.

- „Wy szuje zdradzieckie! Mordercy i oprawcy!" – krzyczałam w myślach. Nawet nie zauważyłam, z jakim dziwacznym spojrzeniem wpatrywał się we mnie sam Arthur, który chwilę wcześniej pytał, czy wszystko ze mną w porządku.

- Jesteś pewna, Aurielo? Wyglądasz na zdenerwowaną – odezwał się raz jeszcze.

- Zdenerwowana? Ja? – rzekłam, wróciwszy do normalnego wyrazu twarzy. – Nie, Arthurze, to tylko ekscytacja.

Z trudem przeszło mi to przez gardło. Raz jeszcze zerknęłam na te ich blade oblicza, na ich skórę białą i spękaną od syberyjskiego mrozu.

- Signore e signori! Nostra Sorella Rutena! Natalia Arlovskaya!

W tym momencie z tłumu bojarów wystąpiła ku przodowi dość ładna (o dziwo), rusińska kobieta. Z tego, co udało mi się usłyszeć była personifikacją narodu Rusinów. Zbiorowość ta mieszkała na terenach dawnej Litwy, jednak nie miała swojego własnego państwa. Zdziwiło mnie to, że nawet taka grupa narodowościowa mogła mieć swoją personifikację.

- E adesso! Russia Grande! Ivan Braginsky!

- Nie... - wyszeptałam w szoku.

Spodziewałam się, że arystokracja w momencie pojawienia się tego człowieka u boku wyczytanych szlachciców zaprzestanie oklasków i po sali rozejdzie się głucha cisza. Miałam szczerą nadzieję, iż właśnie w tej chwili, dzięki rozległemu spokoju, który by zapanował, będę mogła wykrzyknąć ile sił w płucach:

- Hej ludzie! To on! Przez niego musiałam udać się na emigrację! Przez niego musiałam uciekać! We własnym kraju byłam traktowana jak złodziej! Trwałam, obawiając się o własne życie! Tak to ten! Ten, który zniszczył życie moje, życie Torisa i mojego narodu!

Jednak wbrew tym oczekiwaniom nic takiego się nie stało. Arystokracja przywitała tego zbrodniarza niemal takimi samymi oklaskami jak wtedy, gdy przed oczami ich pojawił się Antonio. Byłam niewiarygodnie zniesmaczona...

Wgapiłam się obojętnym wzrokiem w jego postać. Ujrzałam ten szyderczy, zaborczy mundur. Zobaczyłam te fioletowe z pozoru niewinne oczy. Tę gęstą niemalże białą czuprynę. No i oczywiście tę potężną posturę, te wielkie mięśnie, które prawdopodobnie więziły Feliksa w Moskwie... których zapewne używał do bicia Torisa...

- E infine! Signore e signori! Il Regno d'Inghilterra e la Grande Europa! Arthur Kirkland e Auriela Europea!

- Że co? – wytrzeszczyłam oczy. Nawet nie wiedziałam, kiedy Arthur złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę podestu.

- Właśnie nas wyczytali, chodź – rzekł wesoło i prowadził mnie dalej, ignorując kompletnie moje zadziwienie.

Gdy tylko udało nam się wyjść z tłumu, każdy arystokrata był już w stanie dojrzeć naszą dwójkę. Toteż niedługo po tym Arthur uniósł rękę w górę w geście pozdrowienia i z tego powodu wznowiono burzę oklasków... Boże, czułam się tak strasznie niezręcznie. Nieudolnie pochwyciłam krańce swojej obszernej w spodzie sukni i z szaleńczym, czerwonym rumieńcem szłam za Brytyjczykiem.

Dotarłam wreszcie do owego podestu, na moje nieszczęście. Po przyjęciu kilku małych „audiencji" od szlachciców i kilku ucałowań dłoni (a w zasadzie rękawiczki) wyprostowałam się i spojrzałam przed siebie. Ujrzałam prawie dwustuosobowe zgromadzenie, morze głów, a każda z nich wzrok skierowany miała na mnie, bijąc brawa niby za wielkie uczynki, jakich w życiu nie dokonałam.

C'est le monde, ma chère Europe [APH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz