Epilog - rok 1790...

59 7 3
                                    

Mężczyzna wiedział, iż coś jest na rzeczy. Już od kilku miesięcy podążało za nim dziwne przeczucie. Będąc jednakże niezwykle opanowanym, Igor poprawił ułożenie swojego garnituru i w dumnej postawie trwał naprzeciw rozmówcy.

- Zaczynam się o ciebie martwić – ów zaczął pierwszy. – Słyszałem, że od kilku miesięcy coraz bardziej zamykasz się w sobie... Sądzę, iż powinieneś skorzystać z mojej pomocy.

- Niedorzeczność, radzę sobie świetnie – Igor odparł chłodnym tonem.

- Jesteś pewien? Twoje otoczenie twierdzi zupełnie inaczej. Rozumiem, że śmierć żony sprzed dziesięciu lat bardzo cię odmieniła, ale uciekanie w samotność, zwłaszcza w obecnych czasach, nie jest najlepszym pomysłem, przyjacielu... Zbyt długo zajmuje ci dochodzenie do równowagi.

- Hm, czelnyś jak zwykle... Żałuję tylko, że mądrości swojej użyczasz wyłącznie po szkodzie - odrzekł mężczyzna. W irytacji zacisnął pięść, przez co wykonana ze skóry rękawiczka głośno zaskrzypiała.

- Igorze, nie bądź zawistny. Pragnę ci przypomnieć, że życie moje również nie jest usłane różami... Z ludem moim coraz gorzej, a parlament zamiast kierować uwagę ku prawdziwym potrzebom, bawi się w naśladowanie tych pedziów z Wersalu... Nie ty jeden na świecie masz problemy.

- Świetnie. A więc teraz to ja jestem egotycznym frajerem opłakującym swój własny los? Tak mnie postrzegasz? – mężczyzna czuł w sobie narastającą złość, wiedział, że za niedługo straci opanowanie.

- Co ty pleciesz, facet? Nic takiego mi nawet przez myśl nie przeszło... Słuchaj... Rozumiem, że ostatnio nie jest najlepiej i każdy z nas trwa w trudnej sytuacji, ale kłócąc się, nic nie wskóramy. Musimy zebrać się w garść. Wspólnie tę katastrofę można jeszcze powstrzymać.

- Rychło się zbudziłeś – parsknął mężczyzna, po czym zbliżył się do okna. Jego wzrok spoczął na powozach stojących na warszawskim placu zamkowym. – Gdzie, do jasnej cholery, przez ostatnie dekady ukrywałeś ten złoty tok myślenia? Gdzie, kiedy był on tak bardzo potrzebny? Zajmowałeś się bezsensownym próżnowaniem i marnowaniem czasu! Nie zdołałeś przypilnować nawet własnego... hm, trudno tę karykaturę nazwać królem...

- Igorze, to nie czas na rozdrapywanie starych ran. Poza tym: nie masz prawa obarczać mnie winą. To nie ja stworzyłem liberum veto, nie ja przekupywałem posłów, nie ja trwoniłem majątek!

- Stałeś bezczynnie z boku, a to w zupełności wystarczyło – podsumował mężczyzna, po czym usiadł przy stoliku i wpatrywał się z milczeniem w parkiet. Jego towarzysz również zamilkł.

- Igorze, ja w żadnym wypadku nie próbuję cię atakować – odezwał się jednak. – Chcę tylko, byś wrócił do zdrowia, chcę znowu widzieć tego roześmianego, wesołego faceta, jakim zawsze byłeś... Rozumiem, że ciężko ci po przejściach, ale...

- Ale co?! – wykrzyknął Igor. – Co mi pragniesz powiedzieć?! Że przesadzam?! Że jestem zacofanym, nieszczęśliwym starcem, który powinien po śmierci żony przygruchać pierwszą lepszą dziewkę i o wszystkim zapomnieć?! A może w ten sam sposób powinienem zapomnieć o moim zdradzieckim bracie?! I również rzucić jego niegodziwości w niepamięć!

- Igorze, uspokój się! Nie widzisz tego?! Ta wieczna nostalgia cię pogrąża, zżera cię nienawiść!

Mężczyźni ponownie zamilkli. Wbijali tylko w siebie zagubione spojrzenia, próbując odszukać jakiegokolwiek porozumienia.

- A ty jak zwykle swoje – zamruczał Igor. – Chyba już nigdy nie dojdziemy do zgody.

- Jeżeli nie porzucisz tego przeklętego, jednostkowego mesjanizmu, to owszem – stwierdził przyjaciel, opierając się o próg. – Igorze... po prostu zapomnij... Wyrzuć to z głowy, chociażby na miesiąc lub dwa. Błagam! O tyle tylko cię proszę. Musimy się zmobilizować.

C'est le monde, ma chère Europe [APH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz