16. Luna.

1.4K 62 7
                                    

!od razu ostrzegam! 

Rozdział może nie być dla wszystkich. Jest tu poruszona trauma ze stratą kogoś na prawdę bliskiego! 



Miłego czytania!

   Jak w amoku spakowałam najważniejsze rzeczy do walizki i ubrałam się w najwygodniejsze ubrania. Nie mam pojęcia kto zarezerwował nam bilet na lot ani kto nas zawiezie. Najbardziej bałam się o Amandę i Alexa, bo wiem jak oni cieszyli się na to dziecko. Byłam przy niej, gdy dowiedziała się o ciąży, gdy była na pierwszym USG, gdy mówiła reszcie i Alexowi, który ze szczęścia się popłakał.

   Nie mogłam przeżyć tego, że nie zobaczę małej Luny, która miała złączyć już tak na prawdę Alexa i Amandę, która miała być takim naszym słoneczkiem, który zawsze gdy się ją widzi poprawia humor. Byłam gotowa nawet jeździć co weekend do nich, żeby ją zobaczyć, a teraz muszę jechać tam, żeby psychicznie wesprzeć ich i przeżyć pogrzeb dziecka.

   Nawet nie miałam pojęcia jak to się stało, że Amanda straciła dziecko. Czy urodziła już martwe, ale Alex by nam napisał, że rodzi. Czy może na ostatnim USG przed urodzeniem nie było wyczuwane bicie serduszka?

   Najbardziej w całych naszych odwiedzinach bałam się tego, że już nie wrócę do Miami. Było to bardzo prawdopodobne, bo jeśli będę mogła wesprę ich i zostanę tam na tak długo jak mogę.

   - Hardin już podjechał - powiadomił mnie Mike, który wszedł do mojego pokoju. Jego włosy były roztrzepane, a wory pod oczami pokazują jak długo nie spał. Koło niego stała walizka do, której tak jak ja spakował najważniejsze rzeczy.

   - Czyli Hardin nas zawozi? - zapytałam, gdy zamykałam walizkę.

   - Tak - potwierdził i wyszedł z pokoju. 

   Mike tak na prawdę będzie pierwszy raz w San Diego. Zobaczy jak mieszkałam przez pięć lat.

   Zeszłam na dół z walizką i ustałam w korytarzu w tym samym momencie, gdy do domu wszedł Hardin. Podszedł do mnie i mnie przytulił na powitanie. Do przed pokoju weszła mama, która miała całą opuchniętą twarz od płaczu, a za nią Mike, który niósł jej torbę. Hardin wziął moją walizkę i wyszedł razem z Mike'iem na dwór, żeby zanieść do bagażnika bagaże. 

   - Wszystko będzie dobrze - szepnęłam do mamy, który ubierała swoje buty.

   - Boję się o Amandę. Wiesz najlepiej jak cieszyła się na dziecko. Boję się, że się podda - jej dolna warga zadrżała.

   - Amanda jest silniejsza niż myślisz - chciałam podnieść ją na duchu, ale mama jak zawsze sama musiała poradzić sobie z problemami i przemyśleć wszystko.

   Gdy ta wyszła, żeby zapalić co jej się rzadko zdarzała, ale właśnie w takich momentach jak te pali strasznie dużo, aby się uspokoić, ja poszłam szybko do kuchni po wodę, aby popić tabletkę. Musiałam być czujna, bo w każdej chwili mógł ktoś wejść do domu i przyłapać mnie na braniu tabletek. A przecież wszystkich przekonywałam, że nie biorę ich.

   Siedząc w samochodzie Hardina próbowałam wesprzeć Aurorę, ale ta zamknęła się i w spokoju obserwowała wszystko za oknem. Nie próbując już wyjęłam telefon, aby napisać do Scarlett, która już wiedziała o wszystkich, bo Mike dał znać na grupie, że na jakiś czas wyjeżdżamy. Niestety to im nie wystarczyło, więc musiał im napisać o tragedii.

   Od Scarlett:

   Napisz jak coś

   Do Scarlett:

Ignosce meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz