Rozdział 6

1.7K 143 34
                                    



Powoli zaczynałem się uczyć żyć w nowej rzeczywistości. Było ciężko, obco, a ja czułem się nie na miejscu, ale, jak na razie, dawałem radę. Gabriel również zdawał się być wyrozumiały. Było to całkiem zaskakujące. Zwłaszcza gdy zbiłem wazon na pierwszym piętrze. Prawie rozpłakałem się z przerażenia, domyślając się, jak drogi musiał być. Huk był na cały dom, a ja natychmiast usłyszałem wołanie blondyna z dołu.

W pierwszej chwili chciałem uciec przez okno, w drugiej poskładać moją ofiarę, ale ostatecznie z podkulonym ogonem zszedłem na dół i przyznałem się cały czerwony ze wstydu, że wpadłem na wazon jak ostatnia oferma.

Nie był zły, surowo tylko nakazał mi to posprzątać i się nie pokaleczyć, bo będzie jeszcze bardziej zły. Zrobiłem to i wtedy też odkryłem, że w całym domu są kamery, a Gabriel wszystko widział. Nie był zły, tylko dlatego że się przyznałem. Później pochwalił mnie za szczerość i poprosił, bym nigdy go nie okłamywał, bo tego nie zdzierży.

– Tutaj też są kamery? – zapytałem konspiracyjnie panią Tatianę następnego poranka.

Jakoś powoli zaczęła się przyzwyczajać do mojego istnienia oraz tego, że nie wezmę noża i nie poderżnę jej gardła.

– W całym domu – powiedziała, krojąc mi jabłka, żebym sobie je zjadł przy herbacie. – Chyba tylko w łazienkach nie ma.

– W moim pokoju też? – zapytałem oszołomiony, jedząc owsiankę pełną malin i granatów. Potajemnie pokochałem tę kobietę, bo okazało się, że słodzi mi tę owsiankę po kryjomu. Gdyby Gabriel się dowiedział o tym cukrze...

– Nie wiem. Musisz go zapytać.

Poczułem się dziwnie osaczony.

Mam nadzieję, że nie, pomyślałem zażenowany. Bo wtedy będzie wiedział, że nie radzę sobie z tym nowoczesnym prysznicem w łazience na piętrze. Kto w ogóle wymyślił masaże i natryski? Kompletnie nie ogarniałem tej technologii.

Tak, takie mam priorytety.

Ostatecznie nie miałem śmiałości. Zwłaszcza ze świadomością, jak dziwne rzeczy robię, gdy nikogo nie ma w pobliżu. Na przykład, przyglądanie się tym dziwnym obrazom w całym domu. Wgapiałem się w nie, licząc na olśnienie, co może przedstawiać ta jedna linia na białym płótnie. Nie chciałem wiedzieć, jak to wygląda z perspektywy trzeciej osoby.

Niemalże codziennie spotykałem kogoś nowego. Już następnego dnia spotkałem dietetyczkę, która pod swoimi skrzydłami miała również Gabriela. Miła, elegancka kobieta, ale natychmiast ją znielubiłem, kiedy dowaliła mi do planu żywienia marchewki. Nienawidziłem marchewek. Widziała to po mojej minie, dlatego pewnie powiedziała:

– Ciasto marchewkowe?

Natychmiast się rozpromieniłem, bo wiedziałem, że będzie słodkie. Ale zaraz wtrącił się Gabriel, który był obecny wszędzie, gdzie tylko mógł. W końcu kontrola, prawda?

– Nie za dużo? – wtrącił się jak gderliwy zgred. – Ma ciastka owsiane we wtorek.

No i pożegnałem się z ciastem marchewkowym. Poznałem również swojego osobistego trenera i faceta od prawa jazdy. Wszyscy byli bardzo grzeczni, a ja natychmiast domyśliłem się dlaczego.

Pieniądze Gabriela. Każdy wiedział, kto mnie wysyłał. Aż się czułem niekomfortowo w pewnych momentach. No, ale wszyscy robiliśmy, co od nas oczekiwał ten Wielki Brat.

W niedzielę, w mój teoretyczny dzień wolny, były słodycze. Od rana byłem podekscytowany, choć próbowałem to ukryć.

– Kiedy słodkie? – zapytałem rano, zaglądając do gabinetu Gabriela.

Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz