Rozdział 29

1.3K 120 6
                                    



Przeczytałem te akta pod dyktando pani aspirant Darii, choć równie dobrze mogłem tego nie robić. W końcu nic nie pamiętałem.

Kobieta za bardzo mnie zestresowała, bym cokolwiek przyswoił.

Ruszyliśmy, kiedy dostaliśmy zielone światło od detektywa Drygasa. Wprost powiedział, że już ma dosyć mojego widoku i mamy się wynosić. Uczyniłem to z zadowoleniem, dzierżąc w prawej ręce moje upoważnienie niczym trofeum.

Wychodząc z windy, pomachałem do Wojtka, który tylko pokręcił głową i napił się z kubka. Nie zdziwiłbym się, gdyby to była kolejna kawa.

Nie rozumiałem ludzi, którzy piją to gorzkie obrzydlistwo litrami.

– Dorównaj swój krok do mojego, mutancie, nie mam takich długich nóg – warknęła Daria, szczerze zirytowana moim szybkim tempem, gdy wychodziliśmy z budynku.

Zwolniłem, patrząc na nią z góry. Podskakiwała wręcz, próbując mnie dogonić. Właśnie dlatego wolno i powstrzymując śmiech, doszliśmy do białego BMW.

Miałem ochotę gwizdnąć. Nie wiedziałem, że policja ma takie cacko na stanie. Praca tutaj coraz bardziej mi się podobała.

Może kiedyś dadzą mi poprowadzić?

Niemal natychmiast zauważyłem, że coś jest nie tak. Daria otworzyła samochód kluczykiem, a nie pilotem, który przecież miała. Obserwowałem, jak wsiada do auta i zaczyna sobie wszystko ustawiać. Czułem własną mocno zagryzioną wargę, kiedy przysunęła fotel maksymalnie do przodu, zmieniła całkowicie ustawienie lusterek i natychmiast włączyła ogrzewanie. Była mała, to zrozumiałe, ale kiedy odpaliła samochód bez sprzęgła, od razu zacząłem podejrzewać najgorsze.

– Cholera – mruknęła tylko, wciskając w końcu sprzęgło i wrzucając bieg.

Wrzuciła jedynkę, dlatego właśnie pojechaliśmy gwałtownie do przodu, wjeżdżając na krawężnik i prawie uderzając w siatkę odgradzającą teren policyjny od reszty wolnej przestrzeni budowlanej.

– Wrzuć wsteczny – wykrztusiłem, zaszokowany tym, co się właśnie stało.

– Przecież wiem – powiedziała zirytowana i wrzuciła w końcu odpowiedni bieg.

Jednak to był dopiero początek tej zabawy. Wyjechaliśmy z parkingu w podskokach, a na ulicy co chwilę się zatrzymaliśmy.

– Światła – wysapałem zeschizowany.

Zignorowała mnie całkowicie albo była zbyt zajęta tą szaleńczą jazdą.

To było tak traumatyczne przeżycie, że nigdy już nie wsiądę z nią do samochodu. Wtedy też dowiedziałem się, po co są te uchwyty nad oknem. Po raz pierwszy w życiu z nich skorzystałem i po raz pierwszy modliłem się do Boga, by przeżyć ten rollercoster.

– Dobrze mi poszło – podsumowała na koniec sama do siebie Daria, stając na trzech miejscach parkingowych.

Spojrzałem na nią powoli, czując, że jestem cały blady i spocony.

– Tak? – Mój głos był zdecydowanie zbyt piskliwy.

Uśmiechnęła się zadowolona z siebie i wysiadła pierwsza.

Ja wysiadając, bałem się, że z wrażenia i przerażenia nie ustanę na nogach, jednak udało mi się i poszedłem za panią aspirant w stronę obskurnej kamienicy gdzieś na obrzeżach Warszawy.

Szczerze powiedziawszy, nawet nie kojarzyłem tej okolicy.

W pełni otrząsnąłem się dopiero przed starymi drzwiami do mieszkania na pierwszym piętrze, do których blondynka dziarsko zapukała.

Otworzyła nam starsza pani w chustce na głowie. Skrzywiła się na widok Darii.

– Dzień dobry, pani Jugosławska – przywitała się miło. – Aspirant Daria Rydiel, a to mój kolega Adam Miller – Jezu, jak to dziwnie brzmiało – zapowiadałam się pani.

– Pamiętam – zaskrzeczała niechętnie i nas wpuściła.

Wszystko w tym mieszkaniu krzyczało PRL-em. Jakieś słoniki, dywany, drewno i pachniało kurzem. Moja babcia chyba miała podobny wystrój.

Jednak uczucie cofnięcia w czasie spotęgowało się, kiedy poczęstowała nas herbatą w szklankach z tymi charakterystycznymi plastikowymi uchwytami.

Jezu, pomyślałem, przyglądając się temu kubkowi, ile to może mieć lat? Pół wieku? Więcej?

– Nie mam nic do dodania – powiedział skrzekliwie babcia. – Powiedziałam wszystko za pierwszym razem.

– Wiem – przytaknęła Daria, a ja się zastanawiałem, w którym momencie powiedzieć jej, że nie mam pojęcia, co się dzieje. – Jednak mamy parę pytań. Nie zajmiemy pani dużo czasu.

– No dobrze – zgodziła się niechętnie. Widocznie bardzo nie lubiła policji. Niechęć od niej aż buchała.

Ja też jej nie lubiłem, a sam zostałem substytutem psa.

Jestem chory.

– Stwierdziła pani – rozpoczęła spokojnie i sympatycznie Daria – że Tadeusz nie miał wrogów, a zarazem wspomniała pani o jego nerwowym zachowaniu w ostatnim czasie.

Jej pomarszczona twarz pomarszczyła się jeszcze bardziej.

– Czasem miał takie chwile.

– Czy chodziło o jego chłopaka? – podsunęła Daria.

– Być może. Nie wiem, nie znałam go. Nic nie wiem.

– Mieszkaliście razem – sprostowała policjantka.

– Nie spowiadał mi się – zaatakowała słownie. – Zwłaszcza po tym jak wyszedł z więzienia.

Rozejrzałem się po salonie w poszukiwaniu zdjęcia. Może jednak kojarzyłem gościa? Jeśli był tutaj w więzieniu i miał mój tatuaż, to jest szansa, że przynajmniej po mordzie go kojarzę. W końcu znalazłem ramkę przy telewizorze. Ciężko było bo wokół było masa bibelotów, łapiąca tylko kurz.

Jednak, co ciekawe, na zdjęciu oprócz staruszki było dwóch gości. Faceci, którzy nad ramieniem babci obejmowali się jak para.

Natychmiast spojrzałem bystro na kobietę.

– Siedział za paserstwo, czy to mogło mieć z tym związek? – kontynuowała przesłuchanie Daria.

– Być może – powiedziała w końcu, a ja wyczułem kłamstwo.

Chciała się nas pozbyć. Zawsze dawało się jakiś haczyk psom, kiedy chciało się świętego spokoju. Spokoju na teraz, oni nigdy nie dadzą ci pełnego luzu, dopóki nie będą mieli tego, co chcą.

– Miał brata? – wtrąciłam się nagle, tak że obie kobiety gwałtownie zamilkły i na mnie spojrzały.

– Nie – powiedziała powoli, wręcz podejrzliwie. – Miałam jednego syna.

Pokiwałem grzecznie głową i podziękowałem za szczerość.

W takim razie kim był gość na zdjęciu przy telewizorze? Dlaczego tam jest dwóch facetów, tak blisko ze sobą związanych.

Odpowiedź była jedna.

Zmrużyłem oczy, skupiając się nad dalszą przeprowadzaną rozmową przez panią aspirant. Nic nie wnosiła, tak samo jak moje dyskretne rozejrzenie się po salonie. Nic nowego, jednak jakieś dziwne kłucie zostało w mojej piersi. 


Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz