Rozdział 24

1.4K 145 4
                                    



Nie wiem, co ten facet ma w sobie, że próbuje mnie do wszystkiego namówić. Nawet do rzeczy, których przy zdrowych zmysłach bym w życiu nie zrobił. Ba! Nawet bym o tym nie pomyślał.

Ale Gabriel był świetnym negocjatorem i szantażystą, więc jak prośba nie podziałała, to szantaż na szlaban pączkowy w niedziele zadziałał.

Dlatego z takim naburmuszeniem polazłem na tę komendę.

Pączki! Też mi coś. Czemu zawsze łapie się szantażu na słodycze? Mojej jedynej radości w życiu? Promyczka nadziei w jego gderowatej atmosferze?

Połączyłem lekcję jazdy z dojazdem do komendy. Przynajmniej dzięki temu nie musiałem wysłuchiwać narzekań Gabriela o to, że nie chcę brać taksówki.

Nie rozumiał mojej opinii, że taksówki są za drogie. Dla niego drogi mógł być odrzutowiec, a nie przejazd taksówki przez pół miasta.

Gabriel był prawdziwym bogatym snobem, a z tego co dowiedziałem się od Tatiany, urodził się w bogatej rodzinie, więc nigdy nie wiedział, co to brak pieniędzy.

No i jak ja mam się kłócić i dyskutować z takim gościem?

Wchodząc na komendę, nigdy nie sądziłem, że będę się uśmiechać i doskoczę wesoło do dyżurnego. Wojtek jadł jakąś nafaszerowaną sałatą bułkę i krzywił się, patrząc na nią.

Najpierw powitała go ogromna czekolada, dopiero później ja. Kupiłem mu to za uprzednim poinformowaniem Gabriela. Wolałem mu wcześniej wyjaśnić na co poszły pieniądze, nim mnie o to zapyta i będzie miał wątpliwości co do rzeczywistego dania czekolady, a nie zjedzenia jej samemu.

To nie tak, że Gabriel robi mi wyrzuty, że coś kupiłem. Nie. Wręcz zachęca mnie do wydawania, to ja mam blokady do kupna co chcę. On po prostu chce mieć kontrolę, co kupuję. W końcu mam zakaz na używki i zbyt dużą ilość słodyczy.

Dlatego właśnie najpierw Wojtka powitała fioletowa Milka, a następnie ja.

– Następnym razem miałem ja kupować, więc jest – powiedziałem z szerokim uśmiechem.

W pierwszej chwili jakby się zawahał. Wydawało się, jakby miał minę, jakoby dostał czekoladę od obcego gościa. Jednak zaraz uśmiechnął się i odebrał słodycz.

– Pamiętałeś – powiedział rozbawiony.

– Cóż, dałeś mi tyle słodkiego ostatnim razem, że byłoby głupio, gdybym się nie odwdzięczył, prawda?

Tym razem wydawał się już całkowicie rozluźniony i tak samo pozytywnie nastawiony jak ostatnim razem.

– Ratujesz mi skórę, żona wcisnęła mi jakieś chwasty do kanapki.

Roześmiałem się. Tak samo nazywam wszelakie liście, sałaty czy szpinaki, co oczywiście nie podoba się Tatianie.

– Najgorzej – przytaknąłem.

– Co tu robisz? – zapytał, chowając czekoladę i otwierając mi drzwi. Chwyciłem je i przytrzymałem.

– Idę do detektywa Drygasa.

Skrzywiłem się na wymowę jego nazwiska. Naprawdę nie chciałem widywać tego faceta.

– Często z nim randkujesz – zaśmiał się – jak na gościa, który rzucił mu pod nos dokumenty.

Spojrzałem na niego zaszokowany, a następnie prychnąłem śmiechem.

– Naskarżył ci?

– Wyleciał minutę po twoim wyjściu z windy i zaczął wrzeszczeć: GDZIE JEST TEN GÓWNIARZ MILLER?! – śmiesznie przedrzeźniał jego głos, na co śmiałem się głośno. – Potrafisz go wkurzyć.

Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz