Rozdział 26

1.4K 130 12
                                    



Chyba jestem trochę dziecinny. Nie powinienem się przejmować taką drobną rzeczą, prawda? Są gorsze na ziemi. Dziecko uzależnione od narkotyków, rak, głód i takie tam.

Dlaczego więc tak żałośnie przeżywam tak drobną rzecz w porównaniu do innych tragedii?

– Co się stało? – zagadnął mnie w końcu Gabriel, widząc moje oczywiste zachowanie. – Nie zjadłeś prawie w ogóle obiadu.

Naprawdę jestem oczywisty.

– Nic – mruknąłem nadąsany, wściekły na siebie, że nie poszedłem się nad sobą użalać do pokoju, tylko siedzę w salonie.

– Nie upominasz się też o deser – dodał Gabriel, siedząc niedaleko mnie i przeglądając jakiś tam magazyn.

– Wszystko w porządku – upierałem się, choć obaj wiedzieliśmy, że tak nie jest.

– Nawet na mnie nie patrzysz – ciągnął.

Nie było szans, bym z tego wybrnął i nie wyszedł na głupka. Na dziecinnego głupka.

Westchnąłem ciężko i wstałem, odkładając ozdobną poduszkę, którą cały czas ściskałem. W końcu Tatiana na mnie nawrzeszczy, że ją zniekształcę. Już przy obiedzie coś wspominała o tej nieszczęsnej ozdobie kanapy.

– Pójdę do pokoju – powiedziałem zmęczony dzisiejszym dniem.

– Adam – westchnął, zatrzymując mnie. Spojrzałem na niego sceptycznie. – Wiem, że to niemiłe, że nie daję ci wyboru.

Zmarszczyłem brwi zdezorientowany. O czym on mówi?

– Co?

Odłożył gazetę i podjechał kawałek do mnie.

– Ale praca w policji jest niebezpieczna – wyjaśnił charakterystycznie łagodnie. – Nie zgadzam się, byś robił ich czarną robotę.

Chyba się troszkę pogubiłem.

– Co? – powtórzyłem jak głupek.

– Detektyw Drygas przez zawał nie jest sprawny jak kiedyś i chce pracować – wyjaśniał, jakby mnie nie słyszał. – Równocześnie chce ciebie wysłać tam, gdzie on nie może.

Och, on nie rozumie, o co mi chodzi. To dziwnie uczucie, kiedy Gabriel nie wie, o czym myślę. Sądziłem idiotycznie, że czyta w myślach.

– Aha, ale nie o to chodzi – powiedziałem niemrawo.

Jednak Gabriel chyba mnie nie słuchał, bo kontynuował:

– Naprawdę chcę, żebyś był po prostu bezpieczny i zajmował się tym, co masz w obowiązkach.

Wpatrywałem się w niego i końcu powiedziałem głośno, z irytacją:

– Ale nie o to chodzi.

Zmarszczył brwi i w końcu skupił się całkowicie na mnie, a nie na temacie, który rozdrabniał.

– Nie? – zapytał zdziwiony. – Nie jesteś zły, że zdecydowałem za ciebie?

– Nie. Znaczy... – zawahałem się. – Jeszcze nie. O czym to mówiłeś?

Przymknął oczy i westchnął ciężko:

– Jezu, Adaś...

Potarł sobie szczękę, jakby był naprawdę zmęczony.

Wziąłem się w sobie i postanowiłem powiedzieć prawdę, nieważne jak idiotycznie i dziecinnie to będzie brzmieć.

– Jestem zły, bo mi nie pogratulowałeś – mruknąłem w końcu, przeskakując z nogi na nogę.

Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz