Rozdział 27

1.4K 142 25
                                    



Skończyłem wszystkie swoje obowiązki wcześniej niż zazwyczaj. Dlatego pod wieczór, po kolacji, która wcale nie była taka dobra jak zazwyczaj, siedziałem w kuchni i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.

Jedzenie nie miało specjalnego smaku, a ja nie wiedziałem, co zrobić z resztą tego wieczoru. To była nowość.

– Może pani pomogę? – mruknąłem znużony, gapiąc się na kobietę od niemal godziny.

Zerknęła na mnie, pakując resztki jedzenia do pudełek. W tym domu nic się nigdy nie marnowało.

– Kochanie – powiedziała z rozbawieniem – już skończyłam i zaraz wychodzę.

– Nudzi mi się – poskarżyłem się.

– To idź do Gabriela, na pewno coś ci znajdzie – powiedziała z uśmiechem, zdejmując fartuch.

Dziwnie było widzieć, jak kobieta zbiera się do wyjścia. Tatiana była niemal cały czas w tym domu i nigdy wcześniej nie widziałem momentu jej wyjścia.

– Nie chcę do niego iść – mruknąłem, kładąc głowę na stole. – Chyba jest na mnie zły.

– Na pewno nie, kochanie.

Od kiedy wyszedłem z jego gabinetu, jakby zamilkł. Zazwyczaj zaczepiał mnie, często wołał do siebie, wysyłał wiadomości na telefon, prosił o dodatkową pomoc. Jednak teraz milczał zimno, zamknięty w swoim gabinecie.

Czułem, że jest zły, a ja nie wiedziałem dlaczego.

A może pisze i dobrze mu idzie? Wtedy to nawet moje chodzenie na korytarzu mu przeszkadza i mnie strofuje. Bardzo dosadnie.

Tatiana wyszła, a ja zostałem w kuchni z obraną pomarańczą, którą zostawiła mi na noc gosposia.

Chwilę wpatrywałem się w owoc, aż w końcu chwyciłem jeden kawałek i włożyłem do ust. Przynajmniej była słodka, a nie kwaśna.

Nienawidzę wszystkiego co jest kwaśne. Tylko żelki akceptuję.

Chwyciłem resztkę cząstek i wyszedłem z kuchni. Może zabiję czas jakimś nudnym audiobookiem? Gabriel wykupił mi pakiet, twierdząc, że im więcej będę czytał, a raczej słuchał książek, tym lepiej dla mnie. Wpływ literatury na mózg był dla niego bardzo ważny.

A dla mnie było to diabelnie nudne.

To było lepsze niż czytanie i męczenie się. Oczy już zaczęły mnie przez to piec. Jeszcze skończę jak ślepiec. Nic dziwnego, że Gabriel nosi te okulary, na pewno to przez za częste czytanie.

Powinienem mu powiedzieć moją teorię?

Przechodziłem przez korytarz i już zaczynałem wchodzić po schodach na piętro, kiedy rozległ się krótki dźwięk przychodzącej wiadomości, co spowodowało, że się gwałtownie zatrzymałem.

„Do mnie".

Jak zwykle rozkazująco. Zazwyczaj tak pisał, jednak tym razem ze stresu zabiło mi mocniej serce.

Zawróciłem i poszedłem wprost do ciemnego gabinetu, gdzie świecił się tylko monitor laptopa.

Dziwne się poczułem w tym mrocznym pomieszczeniu.

– Gabriel? – zapytałem z zaniepokojeniem.

Oderwał spojrzenie od monitora i zdjął okulary, skupiając się całkowicie na mnie.

– Usiądź przy mnie – zakomunikował, wskazując na krzesło obok siebie.

To krzesło było specjalnie przygotowane dla mnie. Często siadałem właśnie tam. Zaraz obok niego, tak że widziałem jego monitor z wiecznie otwartym Wordem.

Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz