Rozdział 19

1.3K 147 13
                                    



Stałem sztywno w wejściu, wytrzymując jego spojrzenie. Byłem tak najeżony i gotowy do ataku, że musiałem naprawdę niepokojąco wyglądać, bo kobieta przytrzymała się za broń przy boku. To był zwykły, nerwowy ruch, może nawet nieświadomy. Ale jak dla takiego weterana jak ja, był idealnie widoczny. Klawisze tak robili, gdy przechodził obok nich najgorszy degenerat w bloku.

– Przyniosłem dokumenty. – Postanowiłem przejść do tematu, by nie doszło tutaj do strzelaniny.

Zresztą, jeśli ja zacznę temat, to również i ja wyznaczam temat rozmowy i jego tor.

Detektyw był jak wściekły pies, mógł się na mnie rzucić. I stwierdziłby pewnie, że widział w moim zachowaniu zagrożenie życia i zdrowia dla siebie oraz współpracownicy, więc użył na mnie ŚPB. Środki przymusu bezpośredniego były dla mnie jak zmory. Zwłaszcza gaz. Największe chujostwo na świecie. Odcinało cię od świata na parę dobrych minut, piekło i bolało niemiłosiernie, a gość mógł zrobić z tobą wszystko. I jeszcze te skutki po.

Zawsze dostawałem podczas ataków wściekłości właśnie tym, bo działało na mnie najlepiej. Lepiej niż paralizator czy pałka. I strażnicy to wiedzieli, dlatego potrafili wypsikać mi w twarz niemal całą zawartość, byleby mnie powalić i obezwładnić.

– Jakie kurwa dokumenty, Miller? – warknął, wstając, by być na równi wzrokiem ze mną.

Wiedziałem, że mnie pozna. Doskonale wiedziałem.

Nie ryknij na niego, nie ryknij, nie ryknij, powtarzałem sobie w myślach. Nie daj mu żadnych powodów. Już nie podniesie na mnie ręki ani nic.

– Dokumenty od Gabriela Mroza – powiedziałem w końcu, stojąc tak nieruchomo, że rozbolały mnie mięśnie.

To było tak satysfakcjonujące, widząc jego zszokowaną minę, że aż się trochę rozluźniłem. Widok wykrzywionej twarzy w szoku był niesamowitym obrazkiem. Gdyby Stopa to wiedział...

– Mam je przekazać do rąk własnych – dopowiedziałem, wiedząc, że nie pójdzie tak płynnie i miło, jakbyśmy wszyscy chcieli.

Jak Gabriel by na pewno chciał.

– Gabriel cię zatrudnił? – nie dowierzał, a mnie to dziwnie jakoś zraniło.

– Bierze je pan czy nie? – zniecierpliwiłem się poważnie, co spowodowało, że byłem naprawdę niegrzeczny w sposobie mówienia.

– Wyszedłeś niespełna miesiąc temu, prawda? – brnął bezlitośnie, wbijając mi szpilki w serce.

Gość wiedział doskonale, gdzie uderzać.

– Bierze je pan kurwa, czy nie? – zaczynałem się już stresować i denerwować.

Gabriel będzie wściekły.

Mężczyzna zmrużył czujnie oczy, skanując całą moją napiętą sylwetkę.

– Zostaw je na biurku przy wejściu – powiedział śmiertelnie poważnie.

O nie, tak się nie bawimy, pomyślałem urażony.

– Mam dać je do rąk własnych – powtórzyłem dobitnie.

– Zostaw je przy biurku – powtórzył podobnym tonem głosu, brnąc w przepychankę.

Nie było z nim dyskusji, ale ze mną również.

Może troszkę jestem upartym i mściwym osłem, ale nie pozwolę mu się tak traktować. Jak psa, który uciekł ze schroniska. Tak właśnie pewnie mnie widział. Jak zapchlonego bezdomnego psa ze wścieklizną.

Dlatego właśnie rzuciłem wszystkie dokumenty na ziemię i wyszedłem wyprowadzony z równowagi.

Dobrze i tak, że wszystko skończyło się tylko na tym. Mogło się skończyć o wiele gorzej. Miałem niesamowitą urazę do Gabriela w tym momencie, że zmusił mnie bym tu przyszedł i zmierzył się z tym wszystkim. Dlaczego tak się przy tym upiera, bym to ja robił? Nie może wysyłać kuriera, jak to robił dotychczas?

– MILLER! – wrzasnął niespodziewanie detektyw, kiedy byłem w połowie korytarza.

To był tak potężny krzyk, że aż inni funkcjonariusze się wychylili ze swoich biur.

Ostatnio tak wrzasnął, jak go ugryzłem w rękę.

– ZBIERAJ TO TERAZ, PANIE DETEKTYWIE! – odkrzyknąłem mu, idąc teraz tyłem i z satysfakcją rozszerzyłem ramiona.

Niech dzwoni do Gabriela, niech mu naskarży na mnie. Miałem to gdzieś, nikt nie będzie mną pomiatał. A zwłaszcza detektyw, który wrzucił mnie do więzienia.

Odsiedziałem swoje, teraz jestem wolnym człowiekiem.

Wskoczyłem błyskawicznie do windy, z której właśnie wyszli jacyś policjanci. Jak się okazało, było to idealne zgranie się w czasie, bo detektyw wyprowadzony z równowagi moim bezczelnym czynem wyskoczył za mną.

– To były akta spraw, jak mogłeś je po prostu...! – krzyczał w moją stronę, ale ja stałem spokojnie z szerokim, dumnym z siebie uśmiechem w windzie, która właśnie się zamykała. Zamknęła mu się niemal przed nosem.

O Jezu, jakie to było satysfakcjonujące. Chyba jednak warto tu było przyjść. Nagana od Gabriela również będzie tego warta.

Wyszedłem z windy cały rozpromieniony, z taką dawką energii, że chciałem iść do domu pieszo. Musiałem to jakoś wyładować, a przecież nie przyjdę wyszczerzony do Gabriela, kiedy detektyw pewnie już do niego dzwoni ze skargą.

Puknąłem w okienko dyżurnego, a twarz Wojtka niemal natychmiast pojawiła mi się w zasięgu wzroku. Otworzył mi drzwi, bym wszedł do niego na moment. Chciałem się pożegnać, a on jeszcze dodatkowo poczęstował mnie batonem.

– Co zrobiłeś? – zapytał od razu, widząc mój uśmiech.

– Podwyższyłem ciśnienie detektywowi. Może nawet cholesterol – przyznałem szczerze, ale nie wiem, czy Wojtek wziął to na poważnie, bo się roześmiał, kręcąc głową.

– Mróz do mnie dzwonił – powiedział w zamian, kiedy już doszedł do siebie – czy dałem ci cukierki.

– Co powiedziałeś? – Podniosłem wysoko brew, zastanawiając się, jak bardzo może się wściec, jak wyjdzie na wierzch, że nie tylko rzuciłem dokumentami, ale i jadłem nielegalnie słodycze.

– Że nie.

Uśmiechnąłem się szeroko i przybiliśmy sobie żółwika. Zdecydowanie jesteśmy na tych samych falach. 


Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz