Rozdział 35

1.2K 127 9
                                    



Nie opierał się, kiedy go zaciągnąłem do taksówki. Nie narzekał podczas jazdy. Nie zareagował, kiedy popchnąłem go w stronę komendy głównej.

Nie wiem, czy był w aż tak dużym szoku, czy zgłupiał bardziej niż ja przez ten pomysł. Jednak mimo wewnętrznego uczucia idiotyzmu i tego, że robię czynności wbrew sobie i swoim dotychczasowym incydentom z policją, czułem, że robię dobrze i co jest słuszne.

Prawdopodobnie oszalałem.

Właśnie dlatego wiele się nie zastanawiałem, kiedy wchodziłem do budynku i powitał mnie zaskoczony Wojtek. Nie zastanawiałem się, co powie lub jakie będą konsekwencje tego wszystkiego dla mnie i dla Piersa.

Ale przecież on coś wiedział. Coś, co może spowodować rozwiązanie śledztwa.

Gabriel w jakiś sposób wierzy, że mogę tutaj pomoc. Tak samo jak Drygas. Dlatego właśnie mnie tu wysłali na pomoc. Więc dlaczego mam zaprzeczać ich opiniom i niszczyć szansę na osiągnięcie czegoś?

Ten facet może być mordercą, właśnie ściganym przez nas przez ten cały czas. Musiał zostać złapany, by nie krzywdził już innych.

Sam byłem mordercą, może niewiele więcej wartym niż ten seryjniak. Ale różnica jest taka, że ja miałem powody i sytuację bez wyjścia. Nie pamiętam nawet samego zajścia. Morderstwo nie sprawiło mi przyjemności.

A ten seryjny morderca ewidentnie lubi pozbawiać kogoś życia.

Trzeba było to skończyć.

Machnąłem na odczepnego Wojtkowi, który chyba sam nie wiedział, czy mnie zatrzymać, czy udawać, że mnie nie widział. Wpakowałem Piersa do windy i kiedy drzwi się zamknęły, facet w końcu spojrzał na mnie całkiem trzeźwo jak na niego.

– Ochujałeś? – wykrztusił w końcu, niedowierzający w to co się właśnie dzieje.

Cóż, naprawdę się nie dziwiłem, że tak myśli.

– Trochę tak – przyznałem mimowolnie, myśląc, jak szalone decyzje z perspektywy swojej przeszłości właśnie robię.

Wypchnąłem go z windy i natychmiast napotkałem zaskoczoną Darię. Trzymała jakieś dokumenty i chyba właśnie szła do kierownika, by je dać. Jednak zamierzałem zmienić jej plany.

– Ty też chodź – powiedziałem, odwracając ją gwałtownie i również pchając w stronę biura detektywa.

– Co się dzieje? – zapytała zdezorientowana. – Co to za ćpun? – dodała, patrząc z dystansem na Piersa.

– Nienawidzę cię, suko – warknął w odpowiedzi.

Jednak ku mojemu zaskoczeniu mała policjantka się nie obraziła. W odpowiedzi prychnęła śmiechem i rzuciła:

– No tak, pies-kobieta to suka.

Podziwiam za dystans.

Jednak teraz nie było na to czasu, chciałem jak najszybciej doprowadzić do konfrontacji Piersa z Drygasem.

Wepchnąłem oboje do biura i zanim detektyw zaczął się na mnie wydzierać, a którekolwiek z moich ofiar zaczęło narzekać, powiedziałem szybko:

– Piers chyba widział naszego mordercę! – powiedziałem niemal jak sześciolatek skarżący na koleżankę nauczycielowi.

– Nic nie widziałem – powiedział niemal od razu spanikowany Piers.

Oczywiście, że wiedziałem, że nie będzie współpracować, ale i tak zamierzałem walczyć o jego zeznania.

Szansa na szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz