epilogue

823 87 181
                                    


브로큰 하트 클럽
broken hearts club

– Nie jest Ci zimno? – usłyszał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Nie jest Ci zimno? – usłyszał.

– Nie – odparł automatycznie. 

– Ale na pewno?

– Na pewno Mark – zaśmiał się pod nosem.

Z czasem wakacje dobiegły końca, a Donghyuck musiał wrócić do nauki. Mark również ją kontynuował, ale już w innym miejscu. Wyjechał do sąsiedniego miasta i chociaż nie spotykali się już codziennie, to nadal widywali się dość regularnie. Donghyuck przyjeżdżał do niego na weekendy, nie każdy, ale na zdecydowaną większość. Starszy miał naprawdę urocze mieszkanie w centrum miasta, niedaleko od jego uniwersytetu. Lubił tam przyjeżdżać, bo czuł się, jakby był w ogóle w innym świecie. Był sam z Markiem w przytulnym miejscu i nie mógł czuć się lepiej.

W tym momencie siedział w fotelu przy balkonowym oknie i spoglądał na spływające po szybie krople. Połowa listopada przyniosła ze sobą naprawdę okropną pogodę, na którą składały się częste opady i zimny, rwący wiatr. Zobaczenie słońca na niebie było prawdziwym wyzwaniem, bo zazwyczaj było ono w pełni zachmurzone.

Nie miał konkretnego celu w zwykłym patrzeniu za okno, ale lubił to. Obserwowanie wyścigów kropelek go uspokajało. Nagle w jego pamięci pojawiło się wesele Alana i Jimin oraz jego taniec ze starszym do tej piosenki. Chwilę wcześniej puścił ją z niewielkiej kolumny stojącej na komodzie.

Ciemny pokój bez żadnych świateł
Nie powinienem, lecz czuję jakby był mi znajomy.
Cichy dźwięk klimatyzacji
Myślę, że nawet bez tego rozpadnę się na kawałki.

Przypomniało mu się, że podczas tańca marzył o cichym miejscu oraz czasie, który mógłby spędzić z Markiem. Może nie był w domku, z którego miał widok na las, ale wszystko inne się zgadzało. W mieszkaniu panowała przyjemna atmosfera, za oknem padał deszcz, a w tle oprócz jednej z jego ulubionych piosenek, mógł usłyszeć krzątającego się po kuchni Lee.

Poczuł koc na swoich ramionach, a następnie dłonie Marka, które próbowały go usilnie nim owinąć. 

– Mówiłem, że nie jest mi zimno – wydął wargę. 

– Sam widziałem, jak zaczynasz trząść się z zimna – spiorunował go spojrzeniem – Nie chcę, żebyś się pochorował. 

– Dobrze panie ostrożny – odparł z przekąsem.

Mark uśmiechnął się pod nosem i usiadł na drugim fotelu, zaraz obok młodszego. Przed nimi ustawiony był niewielki stoliczek, na którym stały dwa kubki z gorącą herbatą. Donghyuck miał zamiar przywieźć tutaj swój kubek, jednak jego chłopak poinformował go, że kupił już inny specjalnie dla niego. Był prosty – czarny, z fioletowym kwiatkiem, ale bardzo mu się podobał. 

broken hearts club| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz