one shot autorstwa Pszczolo-osa
❆
– Zimno mi.
Mu też było zimno. Na dworze temperatura była minusowa. Nie dziwił się, że jego "młodsza siostra" (bo w relacji byli jak rodzeństwo), narzekała na chłód. Nie mógł jednak zrobić nic więcej niż opatulenie dziewczynki ich jedynym kocem.
– Jesteś opatulona kocem jak burrito w bułce i jeszcze ci zimno? – spróbował mówić radośnie, że jest dobrze, że wcale nie szczęka zębami z chłodu, ale oszukiwanie jej było trudne. Dziewczynka była bystra.
– Dobrze wiesz, że to niczego nie zmienia – powiedziała chłodno.
– Dobranoc, Annabeth – uciął więc. Jak puste zdawały się jego słowa. Ta noc nie będzie dobra. Będzie zimna, chłodna i można tylko wznosić modlitwy do bogów, by tej nocy nie zamarzli i by Annabeth obudziła się kolejnego dnia. Luke nie ufał jednak bogom i nie miał zamiaru wznosić do nich modłów. – Musisz iść spać.
– Ty też – jej głos wyrażał więcej mądrości niż u typowego dziecka w jej wieku. Nie marudziła, że nie jest śpiąca, że chce siedzieć do późna. Mądrze mu radziła.
– Dobrze, ale muszę poczekać aż Thalia wróci. Ty zasypiaj – wydał prosty rozkaz, popatrzył na drżącą z zimna Annabeth, po czym wyszedł przed ich "prowizoryczny dom". Nazwanie tego domem było o wiele za dużą przesadą, ale z Thalią zdecydowali się to nazywać właśnie tak, ku "pokrzepieniu dusz". Dużo łatwiej było powiedzieć Annabeth że znaleźli dom, niż że znaleźli pustą, rozlatującą się szopę.
Rozglądał się dookoła, wypatrując Thalii. Dziewczyna miała wyjść tylko po coś do jedzenia, a nie wracała już dobry kawał czasu.Mróz szczypał jego skórę, ale mało go to obchodziło. Nie mógł iść szukać Thalii, miał zająć się Annabeth, więc mógł teraz czekać tylko w niepewności.
Czy zaatakowały ją potwory? Została przyłapana na kradzieży przez policję? Jak jednym i drugim wytłumaczyć, że jest się tylko dzieckiem, które próbuje nie umrzeć tej zimy?
Zaczął liczyć ile lat ulica była jego domem. Ile lat nie widział matki. Czyżby... Czyżby to były trzy lata? Nie, chyba musiał pogubić się w liczeniu. Trzy lata to dużo. A jednak... Dwa święta nie był w rodzinnym domu, teraz będzie trzecie Boże Narodzenie na ulicy.
Tak zaplątał się w ponurych myślalach, że nawet nie zauważył kto nadszedł. Dopiero znajomy ton pomógł mu zrozumieć, co się dzieje.
– Mam! – to Thalia odzywała się naprawdę ożywiona. Starała się wyglądać dość mrocznie: czarne ciuchy, krótkie włosy, ale teraz było widać jej radosną stronę dziecka, którym przecież ciągle była. Jednak teraz Thalia była rozpromieniona, uśmiechnięta, szczęśliwa i wdzięczna. Musiało stać się coś dobrego. Potrząsała niesionym w rękach średniej wielkości kartonowym pudłem. — Mam spory zapas jedzenia!
– Tak? – spytał ożywiony. "Zapas jedzenia" oznaczał, że nie trzeba będzie codziennie okradać pobliskich piekarni. "Zapas jedzenia" oznaczał, że nie trzeba będzie wyjmować komuś pieniędzy z portfela. "Zapas jedzenia" oznaczał, że nie trzeba będzie łowić drobniaków z fontann, by kupować za nie później najtańsze jedzenie. To oznaczało same dobre rzeczy. – Co masz?
– Nie uwierzysz, ale zdążył się istny cud! Poszłam kupić dla nas trochę chleba, a w markecie w którym byłam, przez cały grudzień obdarowywują co tysięcznego klienta paczką pierników! – Thalia była tak podekscytowana, jej głos drżał ze szczęścia. W ogóle nie wyglądała na to, że jest porzuconą przez rodziców półboginią, która codziennie walczy z potworami i mrozem o życie. Była teraz uradowanym dzieckiem. Dobrze dla niej. Luke już nie umiał się tak cieszyć.
– Pierniki? – spytał sceptycznie. – Wyobrażasz sobie nas jedzących pierniki przez cały grudzień, jako całe nasze jedzenie? Dobrze, że mamy choćby to, ale tak bym się nie cieszył. Szybko się skończą.
– Luke, pozwól mi się cieszyć – w głosie Thalii dało się usłyszeć drżenie, a jej oczy były widocznie szklane od napływających w nie łzy. Jak tak szybko zmieniła swoje nastawienie? Luke zrozumiał że wcale go nie zmieniła: cały czas była tak przerażona, tak złamana, po prostu uśmiechała się i pozwalała radosnym iskrom gościć jej w oczach, by dodać sobie otuchy. Teraz dopiero na jaw wyszły jej prawdziwe uczucia. – Błagam, pozwól mi się cieszyć. Pozwól mieć nadzieję. Jak mam być dzielna, gdy codziennie zdaje sobie sprawę z tego, że gdy zaśniecie w nocy to już możecie się nie obudzić?! Gdy codziennie zdaje sobie sprawę z tego, że głód albo chłód może was zabić? Walcząc z potworami jestem w stanie wam pomóc, a tak jestem bezsilna... Pozwól mi się nacieszyć zdobyciem głupich pierników, jako mój krok w utrzymaniu was przy życiu!
CZYTASZ
Kalendarz Adwentowy || Riordanverse
FanfictionA więc oto nadchodzi czas adwentu, a wraz z nim tworzony w wiele osób, riordanversowy kalendarz adwentowy! Codziennie, aż do 24 grudnia, pojawiać się będą nowe, ciekawe i różnorodne one shoty różnych autorów. Każdy z nich starał się jak najlepiej od...